Artykuły

I co dalej wolny człowieku?

"Pierwszy dzień wolności" Leona Kruczkowskiego długo musiał czekać na telewizyjną premierę, choć nie mamy przecież zbyt wielu sztuk współczesnych, które w tak znakomitej formie poruszałyby najistotniejsze problemy filozoficzne i polityczne naszej epoki.

Kiedy wreszcie to się stało, ujrzeliśmy sztukę zubożoną o wiele istotnych myśli. Czyny wszystkich występujących w dramacie osób nie są zdeterminowane koniecznością lub nakazem; są oparte na wolnej woli i wypływają z postaw życiowych. Ołówek i wskazówki reżysera przyczyniły się do zaciemnienia postaw życiowych i charakterów, do uczynienia jak najmniej zrozumiałymi filozoficznych i światopoglądowych pobudek tych czynów.

Literatura nie od dziś zajmuje się problemem wolności człowieka. Cała niemal twórczość Sartre'a poświęcona jest temu zagadnieniu. W eseju "Egzystencjalizm i humanizm" tak określa on wolność: "Człowiek został skazany na wolność. Skazany, ponieważ nie stworzył sam siebie, a jednak wolny, gdyż raz rzucony w świat, jest odpowiedzialny za wszystko co czyni". Wolność stała się dla Sartre'a ciężką koniecznością. Leon Kruczkowski, którego twórczość była nazwana "kuźnią myśli socjalistycznej", daleki jest od tak antyludzkiego pojęcia wolności. W Pierwszym dniu wolności stawia on kilka pytań: Co to jest wolność? Czy wolność jednych zawsze musi oznaczać niewolę drugich? Kiedy wolność staje się anarchią? Najpełniejszej odpowiedzi - czynem i słowem - udziela Jan: "Mógłbym, ale nie chcę". Człowiek sam powinien umieć określać granicę swojej wolności i granicę odpowiedzialności za swoje czyny. Jest to idea wolności świadomej, społecznej, ludzkiej.

Wydawałoby się, że w sztuce Kruczkowskiego wszystko jest proste. Po latach marzeń o zemście i działaniu nadchodzi upragniona wolność. Ale różni się ona od marzeń. Zamiast własnego domu - kwatera w opuszczonym przez niemiecką rodzinę mieszkaniu. Zamiast żywej i upragnionej kobiety - celuloidowy manekin. Zamiast wytchnienia - potyczka z niedobitkami hitlerowskiej armii. Dla niektórych pierwszy dzień wolności jest ostatnim dniem życia. A dla wszystkich - dniem próby.

Telewizyjna inscenizacja sztuki nie odpowiedziała na pytania postawione przez autora. Powody: reżyser zmienił charakter postaci i sens ich czynów. Reszty dopełniła niefortunna w kilku wypadkach obsada aktorska.

Adam Hanuszkiewicz słusznie wyeliminował postać ogrodnika - i bez tej sceny sprawa Ingi daje się wyjaśnić. Mniej słusznym pociągnięciem była rezygnacja z postaci Anzelma. On jeden rozumie wolność jako pojęcie aspołeczne, antyludzkie. Protest innych w stosunku do tej postawy, to ważny problem.

Można nie mieć zastrzeżeń do postaci doktora w wykonaniu Władysława Krasnowieckiego. A także do postaci Hieronima, Pawła i Karola. Szczególnie jednak Michał w wykonaniu Stanisława Jasiukiewicza był bliski myśli autora: bał się czekającej go samotności i świata, w którym nawet "przydział sławy został rozstrzygnięty".

Zastrzeżenia zaczynają się przy postaciach kobiecych. Wolność Ingi to sprawa skomplikowana. Do końca pozostaje wierna złej, przegranej sprawie. Wolność Ingi godzi w nią samą. Dźwięki marsza pobudzają ją do czynu, pobudza ją do tego uległość Luzzi. Reżyser odebrał jednak Indze świadomość czynu i wolny wybór. Powierzenie tej roli niedoświadczonej aktorce było największym nieporozumieniem. Emilia Krakowska nie mogła sobie poradzić z rolą. Kamera ukazywała jej niezmiennie wykrzywioną nienawiścią twarz, słowa brzmiały sztucznie. Jedna ze scen, może nawet wbrew zamierzeniom reżysera, sugerowała, że między Ingą a Janem może dojść do zbliżenia. Iga Cembrzyńska nieco lepiej poradziła sobie z rolą Luzzi, zwłaszcza w drugiej części.

Najważniejszą postacią w sztuce Kruczkowskiego jest Jan. On jeden ma pewność, że wolność to nie prawo do anarchii i niewoli innych. Jan przyjmuje wolność z całą odpowiedzialnością. Ale chyba nie Jan Hanuszkiewicza - rycerz bez skazy, bez cienia wątpliwości, symbol sprawiedliwości i prawości. A może ułan bez konia i lancy, rycerski wobec dam? Wszak w ważnym momencie nuci ułańską piosenkę... Czy widz rozumie, że Jan przyjął na siebie wolność wraz z całym jej ciężarem? Obawiam się, że większość telewidzów przyjęła ten czyn jako jeszcze jeden gest dumnego ułana. Janowi zabrakło zwykłego, ludzkiego ciepła.

Szkoda, że sztuka, na którą czekaliśmy z zainteresowaniem zawiodła nasze nadzieje. Szkoda, że nie zaufano do końca autorowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji