Artykuły

Burmistrz zawsze na czele

Najpierw wychodzi przed kurtynę aktor grający w widowisku rolę burmi­strza niewielkiego, wolnego miasta szwajcarskiego i po paru słowach zwró­conych do publiczności stwierdza: "W tej chwili, gdy kurtyna jeszcze się nie podniosła, Winkelrid opuszcza swoją chatę na hali i wyrusza w drogę do od­ległego miasta. Wezwaliśmy go tam na dzień wielkiego święta narodowego ku czci jego ojca. Właśnie nadeszła dwu­dziesta rocznica dnia, gdy Arnold Win­kelrid wbijając we własną pierś ostrza włóczni nieprzyjacielskich, uratował wolność swojej szwajcarskiej ojczyzny".

Kiedy podnosi się kurtyna orkiestra dęta sprawnie maszerując gra raźnego marsza. Nie jest to jakaś mizerna orkie­stra prowincjonalna. Mundury na niej paradne i eleganckie. Krok równy. Gra dobrze wyuczona. Nikt nie fałszuje. Tyl­ko melodia śmiesznie pusta, banalna a ochocza. Wydaje się jednak, że w tym mieście szwajcarskim życie musi płynąć beztrosko i wygodnie dla jego mieszkań­ców.

Ale niebawem okazuje się, że mia­sto to, które tak uroczyście czci święto wolności, "święto Winkelrida", o młodym Winkelridzie nie pamięta­ło przez lat dwadzieścia. Przez cały ten czas żył on w biedzie i trafiał nawet do więzienia. ("Wielkość i wię­zienie idą z sobą w parze. Jeśli wiel­kiemu człowiekowi uda się uniknąć krat, to syna na pewno już nie omi­ną" - mówi ktoś w sztuce). Teraz sprowadza się Winkelrida dla uświet­nienia uroczystości, pilnie jednak ba­cząc aby nie wysunął się zanadto naprzód i przypomnieniem ojca nie przyćmił tych, którzy doszli do wła­dzy i kryją się za autorytetem daw­nych zasług własnych i cudzych. Ci ludzie - jak np. rządzący miastem burmistrz Jakub - wyrośli na dufnych w siebie, nadętych i wyniosłych a ograniczonych| dygnitarzy. Głoszą oni wprawdzie, że idea demokratycz­na to jest "taka idea, która stara się, żeby wszystkim ludziom było dobrze na świecie", ale realizację tej idei zaczynają od siebie samych.

Potem mamy świąteczną paradę. Bardzo uroczystą. Trybuny honoro­we. Defilada. Głośniki powtarzające jak echo przemówienia. Tłumy. Skandowania nazwisk. Gromkie i rytmiczne okrzyki: "niech żyje". Pięknie i bogato zorganizowany, en­tuzjastyczny i "państwowotwórczy" jubel. I to w mieście, w którym - jak skąd inąd wynika - daleko do powszechnego szczęścia i radości. Dziwny kraj ta Szwajcaria.

Ale nastrój się zmienia. Winkelri­da chcą skrzywdzić. Jest na tyle niesforny, że mówi: "dość tej kome­dii!" Pociąga za sobą tłum. Odbywa­ją się żywiołowe manifestacje wol­nościowe. Burmistrz jest zagrożony, nawet policja - ostatnia ostoja - nie może mu pomóc. Ani zaprzyjaź­nione mocarstwa. Ludzie pragną wol­ności, wysuwają swoje hasła. "Precz z burmistrzem" - wołają, kiedy ten ukazuje się na balkonie. Jakub szyb­ko orientuje się w sytuacji. Przyłą­cza się do okrzyków tłumu. Razem z nim woła "niech żyje". Wiwatuje na cześć wysuwanych przez ludność haseł. Przejmuje inicjatywę. Tłum go oklaskuje. Przed wyjściem zaś burmistrz zwraca się do zebranych: "Niestety, muszę teraz państwo opu­ścić. Za chwilę zjawią się u mnie przedstawiciele społeczeństwa. Muszę zaznajomić się z ruchem ideowym, na którego czele stanąłem". To jest scena o wielkiej sile satyrycznej. To jest scena z wielkiej literatury. I sa­dzę, że Szwajcaria nie powinna obrazić się za "szarganie świętości". Po­dobno jest to kraj, który ma poczucie humoru.

"Święto Winkelrida" napisali Jerzy Andrzejewski i Jerzy Zagórski w czasie okupacji w roku 1944. Myśleli o różnych aktualnych wówczas sprawach: o do­wództwie AK ubijającym nieraz kapitał dla siebie z bohaterstwa mas; o tak bar­dzo polskim a często niepotrzebnym geś­cie ofiarnym z aluzją do kordianowskiego okrzyku "Polska Winkelridem naro­dów" (w sztuce ofiara życia Winkelrida jest zbędna bo w rzeczywistości i bez niej zwycięstwo było już przesądzone); o działających wówczas ciągotkach mi­stycyzmu; o tym jak w oczach satyry­ków będzie wyglądała uwolniona od okupanta Polska za lat dwadzieścia. Za lat dwanaście ta komedia satyryczna na­brała innego sensu. Przesunęły się w niej akcenty. Stała się zadziwiająco aktualna. Doprawdy można mówić o nie­mal proroczym darze przewidywania autorów. Dodali oni obecnie zaledwie kilka nowych dowcipów, bez których jednak sztuka również grałaby pełną aktualnością.

"Święto Winkelrida" stało się wa­żnym, teatralnym głosem w dysku­sjach tak żywo i tak dociekliwie prowadzonych wokół najważniejszych spraw naszej rzeczywistości. Zasługa podjęcia tego głosu przypada Kazi­mierzowi Dejmkowi, który "Święto Winkelrida" wystawił w łódzkim Teatrze Nowym. Sztuka nie była ni­gdy przedtem grana. Ogłoszona dru­kiem w 1946 roku, przeleżała się w zapomnieniu. Pisano o niej pochleb­nie, ale nikt jakoś nie ważył się jej wystawić. Czasy nie były po temu. Obecnie podobno kilka teatrów za­stanawiało się nad "Świętem Winkelrida". Dejmek nie tylko się zasta­nawiał, ale i zagrał. Zagrał z dużą fantazją inscenizacyjną, rozmachem przypominającym "Łaźnię" Majako­wskiego. Różnymi pomysłami sceni­cznymi dodał kpin, drwin i dowci­pów skierowanych w sprawy znajdu­jące się daleko od fikcyjnej Szwaj­carii. Są wśród tych pomysłów sze­roko rozpięte metafory, są drobne złośliwe i zabawne żarty jak np. wy­posażenie żony burmistrza w manie­rę pewnej znanej aktorki warszaw­skiej. Dejmek wzbogacił sztukę za­równo elementami satyrycznymi jak i widowiskowymi. Pomógł mu w tym Józef Rachwalski. Jego scenografia plastycznie może nie zawsze zado­wala, ale zręcznie rozwiązuje trudno­ści zmian miejsca akcji. Pomógł mu też przede wszystkim Tomasz Kiesewetter, którego muzyka jest bardzo dowcipna i pozwala odczytać niejed­no poza tekstem.

Niestety aktorsko przedstawienie jest raczej słabe. Właściwie tylko Andrzej Szalawski - burmistrz, Bo­gdan Baer - Winkelrid, Józef Pilar­ski - poseł Królowej Portugalii stworzyli postaci aktorsko w pełni dojrzałe i sugestywne. Tak już jest w Teatrze Nowym, że praca nad aktorem schodzi tu na drugi pian. Natomiast przedstawienia zadziwiają tu nieraz koncepcją inscenizacyjną, no i śmiałością w doborze sztuk i ich opracowaniu.

Kilka tych przedstawień zaliczyć można do ważnych wydarzeń w na­szym życiu teatralnym i nie tylko teatralnym. Do wydarzeń tych o charakterze politycznym należy tez "Święto Winkelrida". Dobrze, że Dej­mek sztukę tę wystawił. Dobrze też, że przedstawienie to tak prędko spro­wadzono bodaj na kilka występów do Warszawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji