Artykuły

Ponurość - taki charakter

Jerzy Nowak wspomina słowa SŁAWOMIRA MROŻKA, o którym myśli, że to przyjaciel, ale nie odważyłby się powiedzieć tak o nim na głos.

RENATA RADŁOWSKA: Kiedy umawialiśmy się na tę rozmowę, od razu Pan uprzedził, że "co lepszych kawałków o Mrożku" Pan nie powie, bo to sprawa Pana i Mrożka. To czego Pan nie chciał powiedzieć?

JERZY NOWAK: Chytre! Powiem o Mrożku, co uważam, że nadaje się do publikacji. Nie wiem, czy będzie o naszej przyjaźni, bo też nie jest to do końca przyjaźń; a przynajmniej nie taka klasyczna. No więc przyjaciół ma się w życiu dwóch albo jednego... Jeżeli ma się szczęście.

- No właśnie. Hm... ja i Mrozek... Nie mogę do końca powiedzieć, że nasza znajomość - zażyła i bardzo ciekawa - była przyjaźnią. Bywają miesiące i lata, kiedy się nie widzimy, nie słyszymy... Mrozek chodził do gimnazjum razem z Leszkiem Herdegenem, który był jego serdecznym przyjacielem; spędzali razem dzieciństwo. Leszek przedstawił mnie któregoś dnia Mrożkowi i tak jakoś od razu się polubiliśmy. On szukał ludzi inteligentnych, ciekawych; może mnie za takiego uważał? Były momenty, w których się spotykaliśmy - dobra muzyka, alkohol, wyjątkowo interesujący ludzie. Dużo rozmawialiśmy - przy wódce o wódce, i o kobietach, bo Mrożek uwielbiał i podziwiał kobiety. Ubóstwiał słuchać moich opowiadań z wojska - przez cztery i pół roku w partyzantce przeżyłem wiele, więc też wiele miałem do opowiadania. A on rozmiłował się w tych historiach. Przychodził do nas do domu, wyciągał flaszkę i słuchał, w tle leciała płyta z muzyką poważną albo jazzem. Gadaliśmy.

Ale były też rozstania...

- Były, są. Mrożek wyjechał z Krakowa do Warszawy i wtedy po raz pierwszy urwał nam się kontakt. Co prawda zadzwonił któregoś dnia z pytaniem, co u mnie nowego, ale to był tylko telefon... Potem był PRL, Mrożek opuścił kraj, ze dwa razy napisał do mnie list. Potem był Meksyk, małżeństwo z Susaną, wreszcie powrót do Polski. Tak, wtedy znowu zaczęliśmy się spotykać, u nas w domu, u nich. Z tych spotkań pamiętam długie rozmowy i makaron z białym serem i ze skwarkami. To było ulubione danie Mrożka. Moja żona i Susaną jadły coś w ich pojęciu wykwintnego, a my walczyliśmy właśnie z wielką michą makaronu z białym serem.

Ze skwarkami? Niedobre!

- Absolutnie dobre! Koniecznie ze skwarkami. Tak jadało się w jego rodzinnym domu w Borzęcinie.

Był Pan na jego 70. urodzinach w Łaźni i...

- Przed tymi urodzinami długo się zastanawiałem, co mogę mu podarować w prezencie. Przypomniało mi się, że Mrozek uwielbia te wojenno-wojskowe historie, więc podarowałem mu medal wydany przed dowódcę 26. Pułku Piechoty, generała Nieczuja-Ostrowskiego "Tysiąca" (w całej Polsce było tylko 60 egzemplarzy takich orderów). Był bardzo wzruszony, powiedział, że ten medal będzie miał u niego specjalne miejsce. Ostatni raz spotkałem go rok temu, w Warszawie, na przyjęciu po emisji programu telewizyjnego, którego bohaterem był właśnie on (program reżyserował Bartek Szydłowski). Nie szukałem go, żeby mu nie robić przykrości swoim narzucaniem się, to on mnie znalazł. Myślę, że wtedy ciężko mu było wytrzymać w tym tłumie, cały czas trzymał mnie za rękę. Godzinę. Tego nie zapomnę.

Może o to chodzi w przyjaźni?

- Na pewno. Być może on nie jest takim człowiekiem, który szuka swojego przyjaciela zawsze, w każdym momencie; być może on jest takim, który szuka tylko wtedy, gdy bardzo go potrzebuje. Bo Sławek nie jest wylewny, trzyma dystans, dużo w nim ponurości. Ale za to uwielbia słuchać dowcipów, i to tych niecenzuralnych, a szczególnie żołnierskich, bo one są naszpikowane sprośnościami. Sam dowcipów nie opowiada, co nie mieści się ludziom w głowie - że człowiek tak świetnie posługujący się satyrą może po prostu być małomówny i zwyczajnie ponury. A ta ponurość nie jest artystyczną pozą, to taki charakter. Niewielu rzeczy jestem w nim pewien, ale tego, że jest w środku miękki - tak. Wydaje mi się, że on się tego wstydzi.

Mrożek - Nowak, przyjaźń wymagająca?

- Tak. Chociaż on nigdy niczego ode mnie nie wymagał, nie żądał. Nigdy się z nim nie kłóciłem, może nie było potrzeby.

Czy przyjaciel Mrożek powiedział kiedyś komplement przyjacielowi Nowakowi?

- Chyba nie. Zresztą w tej przyjaźni nie chodziło o wzajemne komplementowanie się. Czasem może, tak po wódeczce, Mrożek mówił do mnie: "Kocham cię". I to nie było, o tak sobie, rzucone słowo. To był dowód na to, że mnie lubi, ceni, że cieszy się moją obecnością. Mrożkowe "Kocham cię" to było wszystko, co najważniejsze.

Oceniał Pana aktorstwo?

- Inaczej: on je doceniał. Widział mnie ostatnio w "Panu Pawle" i tak zrecenzował mój występ: "Wiesz, po raz pierwszy od wielu lat mnie dupa nie bolała na spektaklu" (przepraszam za to słowo, ale cytuję dokładnie). Podobało mu się, więc się nie wiercił. To bardzo Mrożkowski komplement.

Sławomir, Sławek, Sławuś?

- Sławek. Ale zwracaliśmy się też do niego "panie Mrożku". To taka maniera moja i Herdegena: on do mnie mówił "panie Nowaku", ja do niego "panie Herdegenie". I Mrożek to od nas przejął.

W niedzielę urodziny Mrożka i kameralne przyjęcie w Łaźni Nowej, na którym będzie Pan specjalnym gościem. Ma Pan jakiś prezent dla Mrożka?

- Nie. Ale myślę sobie tak, że on jest człowiekiem majętnym, więc cóż materialnego mogę mu dać? Krawat? Nonsens. Książkę on już chyba ma. Mogę mu dać swoją obecność i mam nadzieję, że tej niedzieli odnajdziemy się w Łaźni Nowej; chociaż na chwilę. Dla takiego odnajdywania się warto przyjaźnić się z drugim człowiekiem.

To ta najważniejsza rzecz, którą Pan dostał od Mrożka przez te kilkadziesiąt lat?

- I jeszcze wspomnienia - przede wszystkim wspomnienia. A jak tak z panią rozmawiam, to mi się przypominają jeszcze jakieś Mrożkowskie urywki, Mrożkowskie fragmenty. Wspólna gra na fortepianie, śpiewanie obscenicznych kawałków... Wspomnienia, ciągle wspomnienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji