Artykuły

Po pierwsze: nie miaucz

Nie sztuka miauczeć i naśladować kota. Spróbujcie nie wydawać charakterystycznych dla czworonogów dźwięków, ale jak kot wyglądać.

Takie przykazanie otrzymali wszyscy, którzy grają w "Kotach", musicalu wystawianym od ubiegłego tygodnia w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Wydarzenie wręcz historyczne, gdyż placówka jako jedyna na świecie otrzymała prawa do stworzenia własnej wersji sztuki - non-replika production i to do tego po nieudanej próbie przed laty w Budapeszcie. Autorzy musieli przygotować wersję, przestrzegając trudnych i ściśle określonych zasad.

Nie przejął się odmową

Musical to spełnienie marzeń Wojciecha Kępczyńskiego, dyrektora Romy. Radom zna tę postać. Dzięki niej na deskach Teatru Powszechnego przy placu Jagiellońskim obejrzeliśmy muzyczne spektakle "Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze" oraz "Fame".

- Już w 1986 roku, gdy pracowałem w Teatrze Muzycznym w Gdyni, podjąłem pierwsze próby, zabiegałem o zgodę na wystawienie "Kotów". Spektakl mnie fascynował od dawna. To symfonia teatralna. Fantastyczna poezja Thomasa Stearnsa Elliota. Opowiadająca nie o kotach, ale o nas, o ludzkich małych i dużych sprawach. Na podstawie wierszy oryginalny spektakl "Cats" stworzył Andrew Lloyd Webber. Co dla niego nietypowe - napisał muzykę do już istniejącego tekstu - jednym tchem wylicza Kępczyński. - O "Koty" zabiegałem, wtedy, gdy kierowałem radomskim "Powszechnym". Po sukcesie "Józefa".

Odpowiedź autorów była jednoznaczna - teatr za mały, miejsca za mało, itp., itd. Anglicy nie chcieli słyszeć o ustępstwach - albo wystawimy wersję oryginalną, albo żadnej. A skąd wziąć 6 milionów funtów na wystawienie pełnego spektaklu?

Kępczyński nie osiadł na laurach. W Warszawie w Romie wyreżyserował "Miss Saigon". -Sukces sztuki i ocena, jaką nam wystawił Cameron Mackintosh, właściciel praw musicalu, pomogła przełamać opory Londynu. Z nim prowadziliśmy główne negocjacje. W lutym ubiegłego roku przyszła zgoda: możecie robić polskie "Koty".

Dla reżysera-marzyciela nie mogło być lepszego prezentu na 30-lecie pracy zawodowej, na 5 urodziny szefowania w Romie.

Tysiąc chętnych

Castingi zaczęły się w kwietniu. W "Kotach" chciało tańczyć i śpiewać tysiąc osób. Sito przeszło kilkadziesiąt. Lato to był czas na warsztaty i konsultacje z wieloma specjalistami, np. z Anną Seniuk, znaną aktorką.

Polskie "Koty" mają muzykę taką samą jak sztuka o światowej sławie. Podobnie teksty. Wszystko inne - choreografia, kostiumy, makijaże, scenografia - musiały zostać zmienione.

- Sam pomysł nie wystarczył - wspomina Kępczyński. - Każda idea, ruch, kocie ucho lub ogon w stroju aktora były konsultowane przez Londyn. Czy nam coś odrzucali? Oczywiście! Trzy razy odmawiali! Dlaczego? Projekty kostiumów były zbyt podobne! Ach, jak tego ściśle pilnowali przedstawiciele kompozytora Andrew Lloyda Webbera - The Really Useful Theatre Company. - Zaakceptowali, sztukę wystawiamy w scenerii przypominającej podwórze wytwórni filmowej, wśród starych rekwizytów i dekoracji.

Kosztowne koty

Producentem "Kotów" został Marek Szyjko, radomianin. Kiedyś stał na czele Wydziału Kultury ówczesnego Urzędu Wojewódzkiego w Radomiu. Dziś bez problemu wylicza, ile kosztował spektakl "Koty": 2 miliony 450 tysięcy złotych. A jeden kot? - cztery tysiące złotych - kostium, peruka, środki do makijażu, chociażby rzęsy sprowadzone z Bangkoku. Zaprojektował je Sergiusz Osmański, słynny specjalista od makijażu. Pomalowaną twarz utrwala się... gumą w aerozolu. A włosy? A włosy mogą być z sizalu, żyłki lub... bawole. Fryzury to pomysł Jagi Hupało. Fryzjerka i stylistka, zainspirowana tym, co nosi dziś na głowach polska ulica, przygotowała interesujące peruki. By jedna ujrzała światło dzienne, pracownik pracowni perukarskiej w Romie musiał jej poświęcić 60 godzin pracy.

To nie koniec radomskich akcentów. Dyziem, małym kotkiem - bo są jeszcze duże, jest i młodzież, żeby nie wspomnieć Kota Nestora, ojca czworonogów - został Marcin Wortman. Grał już w innych musicalach w Romie: "Grease", "Miss Saigon". Mimo to musiał, jak tysiąc innych kandydatów, stanąć do castingu.

Na scenie może być nie do rozpoznania - po pierwszych próbach z charakteryzatorami kolega nie poznawał kolegi, a co dopiero mówić widz. Więc przypominamy - wystąpił w "Szansie na sukces", doszedł do półfinału w II edycji "Idola". Kto oglądał kilka lat temu ogólnopolskie festiwale piosenki polskiej "Gama" w Radomiu, nadawane w Polsacie, ten musi pamiętać śpiewającego Marcina, grającego na skrzypcach, występującego w duecie z Ryszardem Rynkowskim, popularnym piosenkarzem.

Tym razem było nieco inaczej: - W tym spektaklu jestem tancerzem - mówi Marcin. (Można go było zobaczyć w filmie TVP o "Kotach" - stał przy drążku rozciągnięty jak struna). Teraz wie jedno - nie wolno mu miauczeć. Jego ciało jest instrumentem i on oraz jego koledzy muszą ten instrument zamienić na kocie ruchy, gesty, mimikę.

Nie, nie sami. Twórcy sztuki zatrudnili konsultantów, weterynarzy, specjalistów ds. psychiki i anatomii kotów. - Pomagała nam dr weterynarii Beata Rudnicka-Brzezny. Damian Kacperski odpowiedzialny za pracę nad kocim ruchem tańczył w "Kotach" w Londynie i Hamburgu.

Klapsa i Raptusa Zucha gra Michał Piróg z Kielc, 25-letni tancerz kilka lat temu związany z Kieleckim Teatrem Tańca. Podczas prób do "Kotów" był konsultantem i przygotowywał kolegów przybliżając im techniki tańca nowoczesnego. - Po przeczytaniu poniedziałkowych recenzji, po sobotniej uroczystej premierze wszyscy byliśmy zadowoleni - mówi kielczanin. - Spektakl nie pozwala wpaść w rutynę. Za każdym razem tańczymy go na nowo, mamy świeże spostrzeżenia i reakcje. Tak, warto było walczyć o rolę w "Kotach".

"Koty" warto zobaczyć. Nie trzeba być aktorem lub tancerzem, aby ocenić, ile pracy włożyli w spektakl twórcy. Interesuje wszystko - słowa piosenek, układy taneczne, dekoracje. Kot Bywalec (w oryginale Bustopher Jones) udaje się do "Bristolu". Scena, w której stół, krzesło, ości z ryby są trzykrotnie większe od naturalnych - to daje do myślenia. Bo koty otaczające ich sprzęty i przedmioty tak widzą ze swojej perspektywy. Mam kotkę i czegoś takiego nie wiedziałam!

"Koty" będą grane 100 razy rocznie przez trzy lata. Przy stuprocentowej frekwencji jedno przedstawienie dziennie zarobić może 10 tys. zl.

Wszystko o terminach spektakli i rezerwacji biletów można znaleźć na stronie www.roma.warszawa.pl. telefony do kas i punktów rezerwacji: (048) 628-03-60, 628-89-95, 628-89-98.

"Koty" w liczbach

"Cats" zostały wystawione 11 maja 1981 roku w New London Theatre. Z afisza nie zeszły przez 21 lat. Musical był wystawiany w 26 krajach, w 300 miastach. Zagrano go niemal 8950 razy. Ostatni 11 maja ubiegłego roku. Tylko w Londynie sztuka zarobiła 136 milionów funtów. Na widowni zasiadło 8 milionów ludzi. 7 października 1982 roku odbyła się premiera na Broadwayu, ostatni raz spektakl zagrano 10 września 2000 roku. "Cats" to najdłużej wystawiane tam przedstawienie. Ludzie przyjeżdżali z całych Stanów, by móc zobaczyć jedyną broadwayowską wersję. Turyści odwiedzający Nowy Jork wpisywali często na listę przystanków spektakl "Cats". Należy się spodziewać, że przebój "Memory" ("Pamięć"), w Polsce znany w interpretacji Zdzisławy Sośnickiej, na świecie Barbry Streisand stanie się znowu popularny, jak logo musicalu - żółte kocie oczy na czarnym tle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji