Artykuły

Żywa klasa

Białostocki Teatr Lalek wystawił spektakl dla dorosłych. Śpiewane przedstawienie w żywym planie, opatrzone podtytułem Rewia intelektualna. Autorem scenariusza, tekstów i reżyserem w jednej osobie jest Wojciech Szelachowski, dyrektor artystyczny BTL i warszawskiej Lalki. Muzykę skomponował Krzysztof Dzierma. Przedstawienie wyrosło z dyplomu białostockiego Wydziału Lalkarskiego. Pokazywane było na ubiegłorocznym festiwalu w Bielsku, gdzie doczekało się najwyższych pochwał.

W prologu, przed kurtyną, Murzyn w krakowskim stroju czyta partie Pana Młodego z Wesela, co daje iście Mrożkowski efekt absurdu patriotycznego. Łamaną polszczyzną zapowiada, że to, co zobaczymy, będzie formą rozprawy ze współczesnością. Tytuł - Żywa klasa. I ławki jak z Umarłej klasy. I muzyk Dzierma jako Pan K. (nasuwają się stosowne skojarzenia). Wszystko to widownia traktuje jako zapowiedzi, wywołujące mnóstwo oczekiwań i rozmaitych apetytów - nawet na czereśnie. Apetytów, powiedzmy od razu, nie do końca zaspokojonych. Przede wszystkim już po paru piosenkach zaczyna nużyć formuła, bo łącznikami między "numerami" mają być pseudofilozoficzne monologi Pana K., które po prostu nużą. A piosenki? Warto było ich posłuchać i zastanowić się nad ich treściami, bo jest to w końcu próba zmierzenia się, w konwencji muzycznej, ze współczesną problematyką społeczną. Po Osieckiej - pierwsza tak poważna próba.

Po Osieckiej, powiadam, bo przecież nie po Kantorze. Żywa klasa w Białymstoku nie staje wcale w opozycji do Umarłej klasy, nie przeciwstawia wcale żywiołowi śmierci - żywiołu życia. Próbuje być antologią gazetowych tematów, zbyt jednak monotonną, zbyt schematyczną, by pełnić mogła rolę diagnozy, nie mówiąc o roli rachunku sumienia. Pustka fizyczna klasy - powstająca w sposób oczywisty podczas przejść od jednego do drugiego songu - staje się pustką faktyczną. To klasa, w której na pewno nie chcielibyśmy się uczyć.

Jesteśmy w Polsce, co wcale nie znaczy - nigdzie. Jak ją widzi Szelachowski, tak ją opiewa. Medytacja powszednia jest enumeracją chorób, z łysiną plackowatą na czele. Niedopieszczona - dlatego, że gruntownie wykształcona. Kuplet bohaterski - to człowiek z teczką, a w niej bombą? - adresujący swe bełkotliwe potrzeby do księdza. Pamiętniczek Kasi - fantastycznie wykonany, pełen istotnej grozy szantaż, na bazie zupełnie infantylnego tekstu. Ballada pedagogiczna - zew idiotki, z poparciem licznej rodziny, o zwolnienie z obowiązku szkolnego pod pozorem traumatycznych przeżyć z dzieciństwa. Chocholica - świetnie ustawiona w kontekście muzealno-patriotycznym pieśń o wpływie na mentalność bezkrytycznie przyjmowanej ikonografii romantycznej. Przypadek Władka - o polskiej miłości nie do tego, co trzeba. Pewien Franek - o potrzebie powrotu do stanu infantylizmu. Swojski fin de siecle - song a la Ludmiła Jakubczak o ohydzie prowincjonalnych dzielnic.

W przerwie wynajęta orkiestra wojskowa grała wiązankę melodii stosownych, począwszy od Serca Słowianki (ono nie zna łez).

Potem znudziło mi się notować detalicznie wrażenia i wzruszenia, ale parę piosenek zasługuje na wzmiankę. Pieśń konfederacka na przykład ukazuje pięciu odzianych w gumiaki i podkoszulki "herkulesów", umykających z patriotycznego placu boju. Historia wsi Machowo wzruszyła mnie najbardziej. Może dlatego, że była to autentyczna opowieść o wsi, która padła ofiarą gierkowskiego modelu industralizacji. To, że woźna marzy o Hawajach, nie jest już takie wzruszające.

Nie udało się z umarłej klasy zrobić żywej. Udało się natomiast dokonać, choć tylko cząstkowego, opisu rzeczywistości, która nie kusi ani nie nęci. Może zresztą tytuł przedstawienia jest tyleż purnonsensowny, co ironiczny? Może taką mamy "żywą klasę", na jaką sobie zasłużyliśmy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji