Artykuły

Żywe panoptikum

Wojciech Szelachowski już nie zaskakuje. Jego nazwisko stało się firmą w teatralnym pejzażu regionu i nie tylko. Tym razem - jako autor scenariusza, tekstów piosenek i reżyser - zaproponował widzom pewien rodzaj zabawy scenicznej; rewię intelektualną zatytułowaną: "Żywa klasa". Rewia ta, która jednakże nie ma nic wspólnego ze schodami a la Rzeszewski i podkasanym kankanem, to collage kabaretu, teatru poezji i recitalu piosenki aktorskiej - w warstwie formalnej, a wszystko to razem służy wypunktowaniu osaczającej nas i drążącej rzeczywistości: ot, takie panoptikum resentymentów i fobii, etosów, patosów i żałosnych przebudzeń, niekoniecznie - do refleksji.

"Będą to sprawy bolesne, bo dotyczące Polski" - uprzedził w prologu symboliczny niby-pan młody rodem z "Wesela" w krakowskiej sukmanie i rogatywce z pawimi piórami. Onże, "specjalny gość klasy" objawił się jednak jako... negatyw polskiej natury: w tej roli wystąpił czarnoskóry Wendmu Ayano, który zebrał pierwszą falę owacji podczas premiery w Białostockim Teatrze Lalek.

Na przeszło dwugodzinny spektakl, urozmaicony w antrakcie patriotycznym występem orkiestry dętej, złożyło się kilkanaście piosenek (z muzyką na instrumenty mechaniczne Krzysztofa Dziermy). Z pozornie obcych sobie stylistycznie obrazków powstała całość stanowiąca dość przejrzystą syntezę wiedzy o losie i kondycji Polaka anno domini 1993 i znacznie wcześniej. Bez pretensji do pogłębionych analiz psychologicznych, za to w groteskowym skrócie, wyartykułowanym za sprawą znakomitego wykonawstwa grającego w "Żywej klasie" całego zespołu aktorskiego. Z solówek warte są zapamiętania m.in.: Alicja Butkiewicz w "Pamiętniczku Kasi" (klasowa SB?), Jolanta Rogowska jako narodowa "Chochlica", czy Alicja Bach - "dyżurna" polska sprzątaczka, tęskniąca znad swojego kubła i szmaty do karnawału w nieosiągalnym Rio. Tymczasem "ma być jeszcze gorzej" pośród zaułków, gdzie "zza rogu nowa partia idzie, na sztandarach starych haseł lep", więc "pewien Franek" (świetny Andrzej Zaborski Beya) Woli zerwać z dorastaniem i wrócić do przedszkolnej beztroski.

W którymś momencie w "Żywej klasie" pojawiają się, zamierzone lub nie, z "Umarłej klasy" Kantora (scenograficzny pomysł Andrzeja Dworakowskiego z ławkami szkolnymi, ręce podnoszone przez "uczniów"), ale przede wszystkim to wyraziste odniesienie do społecznych wartości - tutaj zdeformowanych w krzywym zwierciadle satyry.

Inscenizacyjnym spoiwem rewii jest epizodyczna historyjka filozofującego nauczyciela, Pana K. (Krzysztof Dzierma w skarpetkach), który od rozważań w mikroskali, czyli o strukturze podłogi dojrzewa do uniwersalnego niepokoju o przyszłość przeludnionego świata. Z roli jedynej jego słuchaczki sprawnie "wywiązuje się" wypchana kura, "zaludniająca" samotność filozofa w sposób mądry, bo bez komentarzy. No, ale kogo z nas stać dzisiaj na takie rozumne partnerstwo?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji