Artykuły

Sen bez śnienia

"Sen nocy letniej" się nie ziścił. Nowe przedstawienie Jerzego Grzegorzewskiego wystawione na dużej scenie Teatru Narodowego zaczyna się tak naprawdę dopiero po przerwie. Druga czterdziestominutowa część jest bardzo żywa i frapująca, ale co zrobić z pierwszą, obejmującą prawie cały tekst dramatu?

Grzegorzewski stronił od Szekspira. Być może autor ten dawał zbyt mało pola synestezyjnej wyobraźni reżysera. Ale "Sen nocy letniej", czyż nie jest tekstem wymarzonym dla teatru Grzegorzewskiego? Zlewa się w nim jawa i sen, żywioł dramatyczny z komediowym, liryzm z twardą pospolitością, lekkość niefrasobliwej miłości i artystycznych uniesień z podłością i ciężkością regulacji prawnych i obyczajowych. Jest wreszcie "Sen..." traktatem o naturze teatru artystycznego rzemiosła, tym razem rozpisanym na głosy rzemieślników. Słowem, ten tekst powinien unieść teatralny wehikuł Grzegorzewskiego wysoko w powietrze. Tymczasem dzieje się tak dopiero pod koniec spektaklu, w jego drugiej, krótszej części.

Dekoracja jest piękna. Grzegorzewski odkrył nowy teatralny obiekt: drewnianą łódź wiosłową, może raczej kajak, taki jakich używa się w zawodach czwórek ze sternikiem. A może raczej używało. Łodzie są stare, o niezwykle szlachetnej fakturze drewna. Jedna, zawieszona pionowo z lewej strony sceny, wygląda jak piszczałka wyjęta z gigantycznych organów. Wrażenie potęgują rozłożone na scenie miechy, które mogłyby wydobyć z łodzi-piszczałki dźwięki. Łodzi jest kilka, każdą można podziwiać jak eksponat w galerii sztuki współczesnej. W głębi sceny wielka kula, groźna jak planeta, która może wtoczyć się i wszystko sobą przytłoczyć. Kula pozostaje nieruchoma. Przestrzeń pozostaje terenem niezrealizowanej potencji. Dlaczego? Reżyserowi nie udało się nadać tekstowi żadnej spójnej interpretacji. Dlatego aktorzy grają tak, jak potrafią, czyli tak, jak wydaje im się, że grać powinni. Naprawdę trudno zorientować się, o co chodziło Szekspirowi. Łatwiej odgadnąć intencję reżysera, tyle że ta nie znalazła dość mocnych środków, by przebić się przez niespodziewanie ciężką materię spektaklu.

Grzegorzewski z niewiadomych przyczyn próbował na początku unieruchomić swój na ogół niezawodny mechanizm teatralny, polegający na budowaniu swobodnych poetyckich skojarzeń. Widać, że starły się tu niespodziewanie dwa teatralne żywioły: teatr lektur szkolnych, skupiony na odczytaniu tekstu, adresowany do wycieczek, zły z natury, bo oparty na fałszywym założeniu, że wycieczki niczego nie zrozumieją, i teatr artystyczny, czy nawet artystowski, egoistyczny, poświęcony realizacji indywidualnych skojarzeń i wyobrażeń reżysera. Wynik starcia łatwo przewidzieć - wszyscy przegrali. Nie wiadomo, co począć z rodzynkami teatralnego dowcipu, rzadko poutykanymi w gliniastym cieście mdło recytowanego tekstu.

Kto pamięta choć "Usta milczą, dusza śpiewa...", wie, jak Grzegorzewski potrafi otwierać najtrudniejsze teksty, z Beckettem włącznie. "Sen..." daje pole do szampańskiej teatralnej zabawy. Zwiastować ją może dodana postać Tenora trackiego, granego przez Emiliana Kamińskiego. To najlepsza rola, w jakiej widziałem tego aktora! Groteskowy, odziany w seledynowo-różowy kostium satyra, z przemieszanymi cechami płciowymi, i papilotami we włosach i butach na obcasie jest rozśpiewany Tenor tracki postacią wnoszącą do spektaklu powiew lasu, w którym przeżyli swe przygody Szekspirowscy kochankowie. Lasu tajemnicy i świata na opak. Może i grasujący po lesie skauci, pod dowództwem Igora Przegrodzkiego, reprezentujący leśną odmianę porządku ateńskiego, mieliby szansę na dodanie spektaklowi czaru nocy letniej, gdyby nie to, że giną w natłoku dziwności bez fundamentów. Brakuje bowiem tekstu, który mówiony byle jak traci sens.

I zaczyna się czepianie, dlaczego na przykład Oberon (Artur Żmijewski) ma kostium naczelnego ufoluda i tarczę z wielkiej gałki ocznej? Gdyby spektakl toczył się żywo, pewnie dopatrzyłbym się w tym stroju mrocznych wizji Odilona Redona, a tak razi mnie jego dziwność rodem z teatru lat siedemdziesiątych. Czepiać się można bez końca i wszystkich. Nawet, a może zwłaszcza, ulubieńców publiczności, czyli Wojciecha Malajkata grającego Pigwę i Zbigniewa Zamachowskiego w roli Spodka. Przez większą część spektaklu grają zgodnie z zasadą gwiazd "wystarczy być".

I nagle w tym spektaklu dokonuje się cud. Po przerwie, kiedy do odegrania zostaje już tylko teatr rzemieślników, na scenie niespodziewanie zjawia się zupełnie inna kompania aktorska. Znacie ją świetnie. To ukochani aktorzy Hamleta, którzy przybyli po to, by jak zawsze odegrać "Zabójstwo Gonzagi". Na scenę na łodzi wjeżdża upozowane ciało Igora Przegrodzkiego w pysznym teatralnym kostiumie. Wjeżdża, a właściwie wpływa na łodzi Charona, a może na weneckiej gondoli pogrzebowej. Niedawny przywódca skautów jest teraz martwym aktorem, a skauci w kolorowych kostiumach aktorów z dworu elsynorskiego próbują swoich sił na dworze Tezeusza. Ale tu nie ma dla nich miejsca. To teatr rzemieślników, też zresztą niechciany przez nikogo, zawładnie na chwilę sceną. Nieskładny spektakl w reżyserii Pigwy jak zwykle wzrusza głęboko swą czystą nieporadnością zamieniającą się natychmiast w poezję naiwną. Zestawiony z teatrem z "Hamleta" otwiera wrota wyobraźni i uruchamia proces interpretacyjny, jednak nie jest w stanie zadziałać głęboko wstecz, tak by uratować pierwszą część spektaklu.

Wreszcie dochodzi do końcowego monologu Puka, który Beata Fudalej mówi ze złością pomieszaną ze zniechęceniem. Jest wspaniała, od niechcenia prawi impertynencje publiczności. Porusza swobodą myśli godną Puka i jego nieziemskiego intelektu. I broni teatru. Późno, ale bardzo mocno.

A Jerzy Grzegorzewski? Za którą z postaci tym razem się ukrył? Myślę, że za Pukiem właśnie. W reżyserii znać wszystko: i błyskotliwą inteligencję, i straszne zniechęcenie. I złość, ale na kogo? Na widzów czy na teatr? Jedna jest twórcza, a druga frustrująca. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na nowe czary Puka i sny Grzegorzewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji