Artykuły

Każdy tu karmi się egoizmem

"Sierpień" w reż. Grzegorza Brala w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w serwisie Teatr dla Was.

"Niezwykłe osiągnięcie dramaturgiczne: tragikomiczny portret surowego kraju i jeszcze surowszych ludzi" - Time Out New York

"Sierpień" (ang. August: Osage County) autorstwa amerykańskiego aktora i dramatopisarza Tracy Letts'a najpierw podbił sceny teatrów w Ameryce, potem trafił do Europy - Londynu, Kopenhagi, Wiednia, Budapesztu, Łodzi, następnie Argentyny, Australii i w końcu, w 2012 roku zagościł w warszawskim Teatrze Studio. Prapremiera odbyła się w Chicago w 2007 roku, a zaraz potem sztuka grana była z ogromnym powodzeniem na Broadway'u. Autor otrzymał liczne nagrody, m.in. nagrodę Pulitzera i nagrodę za najlepszą nową sztukę na Broadway'u. Tracy Letts, który uchodzi za twórcę najciekawszych współczesnych sztuk anglojęzycznych, urodził się i dorastał w Oklahomie. Nie ukrywa, że inspiracją dla niego są tacy autorzy sztuk scenicznych jak Tennessee Williams, Eugene O'Neil oraz powieściopisarze William Faulknera i Jim Thompson. Owo nawiązanie do tradycji realistycznego dramatu amerykańskiego, szkoły starych mistrzów, konwencji, jest wyraźnie widoczne w jego utworach. Montuje, łączy ze sobą i przetwarza różne modele dramaturgiczne, by dotknąć i pokazać widzowi współczesne mu problemy.

"Sierpień" Letts'a, to realistyczna i psychologiczna wielopokoleniowa saga rodzinna, na pograniczu epickiej tragedii i czarnej komedii, opisująca niespełnione marzenia, pełne sekretów i konfliktów relacje trzech pokoleń klanu Westonów. Pewnego upalnego, letniego wieczoru, w tajemniczych okolicznościach, znika głowa rodziny Westonów, Beverly (w spektaklu wyreżyserowanym przez Grzegorza Brala, Jerzy Trela pojawia się jedynie wirtualnie, na ekranie, otwierając spektakl swym monologiem). Niespełniony poeta, wielbiciel T.S.Eliotta, Emily Dickinson, według żony Violet, od 1965 roku przez bez mała 40 lat nie napisał nic. Za to pił. On sam natomiast opowiada o "tonach śmieci", które spalił, całej swej poezji, którą nie mógł się z nikim podzielić. Westonowie są rodzicami trzech córek, z których dwie ułożyły już sobie życie. Tak przynajmniej wydaje się rodzicom, bowiem prawie nie widują swoich dzieci i wnuczki. Kiedy z powodu niespodziewanego zniknięcia Beverly'ego zaniepokojona małżonka wzywa całą rodzinę, do gniazda rodzinnego zjeżdżają najbliżsi, od lat unikający kontaktu ze sobą. I właśnie teraz na jaw wychodzą długo skrywane rodzinne tajemnice. Po pięciu dniach okazuje się, że Beverly popełnił samobójstwo. Wówczas najbliżsi zaczynają obrzucać się wzajemnie oskarżeniami, w okrutny sposób zadają sobie wiele bólu. Spektakl w reżyserii Grzegorza Brala opowiada o samotności, kryzysie rodziny, która nie niesie oparcia, a kojarzy się tylko z wzajemnym oczekiwaniem korzyści. Dawno doznane krzywdy nie pozwalają zapomnieć i wciąż każą ranić najbliższych . Po to zdradzane są rodzinne tajemnice, padają bezwzględne oskarżenia. To sztuka o ogromnym deficycie miłości, który Westonowie przekazują sobie z pokolenia na pokolenie. Wszystkie nieporozumienia, wzajemne żale, oskarżenia kumulują się i wybuchają przy rodzinnym obiedzie. To genialna scena, wstrząsająca, doskonale zagrana i wyreżyserowana.

Tym światem rządzą kobiety - twarde, bezwzględne, walczą o przetrwanie, a bezradni mężczyźni nie mają nic do powiedzenia. Nie chcą, nie mogą? Widać to dobrze na przykładzie Małego Charlesa (w tej roli Wojciech Zieliński), czterdziestolatka całkowicie podporządkowanego apodyktycznej, okrutnej w stosunku do swego jedynaka matce. Mattie, (doskonała Małgorzata Rożniatowska), rodzona siostra Violet nigdy nie pozwoli synowi wyrwać się i dorosnąć. Rozczarowana, świadoma porażki jaką poniosła jej kobiecość, dostrzega podobieństwo Małego Charlesa do biologicznego ojca, którym bynajmniej nie jest jej mąż Charlie Aiken (jedna ze skrywanych mrocznych tajemnic). A silne kobiety też mogą czuć się zagubione - Violet garściami łyka środki nasenne, przeciwbólowe i inne. Tylko ta lekomania pozwala jej utrzymać równowagę. Mattie z kolei zamyka się w sobie i nie pozwala żadnym ciepłym uczuciom wymknąć się.

Każdy tu karmi się egoizmem, domaga się czegoś od drugiej osoby, najczęściej stosując przemoc. To wołanie o miłość, której samemu nigdy się nie otrzymało. Bo rodzice nie potrafią dać córkom tego, czego sami nigdy nie zaznali w dzieciństwie. Violet wspomina czas głodu, okrucieństwo matki, ciężką harówkę dla rodziny, podkreśla swoje oddanie dzieciom i domaga się od nich lojalności. Ale miłości w tym nie ma . Tradycyjna rodzina, modelowa, przestała mieć rację bytu? Problem ten dotyka współczesnych bolączek, a poważny kryzys rodziny, ról kobiet i mężczyzn dotyczy i nas, w Polsce.

Klęska rodziny, momentami ukazana w komiczny sposób, została mistrzowsko wzbogacona przez Letts'a intrygującą fabułą, przepełnioną patologiami - lekomanią, alkoholizmem, kazirodztwem, molestowaniem. Wyraziste, bardzo żywe, realistyczne postacie, to prawdziwe wyzwanie, ale i błogosławieństwo dla aktorów. Nie ma postaci nieważnych, bladych. Każdy z aktorów musi wykazać się doskonałym warsztatem, bo tylko wspólnie mogą stworzyć ową duszną, gęstą, wręcz lepką atmosferę domu Westonów w upalne sierpniowe dni.

Violet Weston, wspaniała kreacja Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, to spotkanie dawnej szkoły gry z tym, co proponują młodsi artyści. Aktorka jest perfekcyjna w każdym momencie, czerpie ze wszystkich swych możliwości (przy końcowych brawach jest wyraźnie zmęczona). Barbara Weston, najstarsza córka, niezwykle prawdziwie i wstrząsająco grana przez Ewę Błaszczyk, porusza do głębi. Kobieta, której odebrano wszystko . Jej siostry Karen Weston i Ivy Weston, z pozoru tak różne, obie cierpią na rodową chorobę - głód miłości. Lekkomyślna Karen, w tej roli Edyta Jungowska, oczekuje od życia radości. Do tej pory zawiedziona, wciąż ma nadzieję . Ale, tak jak pozostali, nie ma szans na szczęście. Jolanta Trzepiecińska, w roli Ivy, niedocenianej, spokojnej i podporządkowanej starej panny, może tu zagrać niezwykłą rolę i wywiązuje się z tego scenicznego zadania doskonale. Gwiazdorska obsada nie zawiodła, również męska część, choć scena tym razem wyraźnie należy do kobiet. Do tego dopasowana muzyka i scenografia podkreślające duszną atmosferę domu państwa Weston, spięte przemyślaną, dopracowaną reżyserią, tworzą trzygodzinną całość, która trzyma w napięciu i wstrząsa widzem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji