Artykuły

Hafty znowu Bulwersują

Opera Narodowa zamówiła u krakowskiej artystki Moniki Drożyńskiej zbiór prac mających uświetnić głośną grudniową premierę "Halki". W ostatniej chwili prace potajemnie usunięto, bo - jak dowiedziała się artystka - były niepoprawne politycznie - pisze Tomasz Handzlik w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Z odpustu Ludu siła

Panic; was urokiem pęta!

Wykonane w technice haftu prace miały towarzyszyć premierze opery "Halka". Drożyńska dostarczyła wszystkie prace na czas, część z nich zawisła nawet w foyer TWON jeszcze przed zaplanowaną na 23 grudnia premierą. Ale tuż przed konferencją prasową zapowiadającą nowy spektakl wszystkie w tajemniczy sposób zniknęły

Tomasz Handzlik

Zamówienie z Teatru Wielkiego Opery Narodowej Drożyńska otrzymała jesienią ubiegłego roku. Szczegóły ustalał z nią dział literacki - przekazał artystce wybrane fragmenty libretta, które miała zinterpretować.

Wykonane w technice haftu prace miały towarzyszyć premierze opery "Halka" w reżyserii Natalii Korczakowskiej i muzycznym opracowaniu Marca Minkowskiego. Premierze, która - notabene - zebrała wiele pozytywnych recenzji, głównie za nowoczesne ujęcie tradycyjnego dzieła.

Drożyńska dostarczyła wszystkie prace na czas, część z nich zawisła nawet we foyer TWON jeszcze przed zaplanowaną na 23 grudnia premierą. Ale tuż przed konferencją prasową zapowiadającą nowy spektakl wszystkie w tajemniczy sposób zniknęły.

- Nie otrzymałam żadnej oficjalnej wiadomości ani o usunięciu moich prac, ani o przyczynie podjęcia takiej decyzji. Nieoficjalnie dowiedziałam się tylko, że uznane zostały za niepoprawne politycznie i zostały potajemnie wycofane, bo za ich publiczną prezentację Operę Narodową może ścigać sąd - mówi Monika Drożyńska. Jej projektów nie można też było znaleźć w książce programowej "Halki", do

której - zgodnie z umową - miały trafić, bo program również został wycofany z druku w ostatniej chwili.

O przyczyny usunięcia prac Drożyńskiej zapytaliśmy pełnomocniczkę dyrektora naczelnego TWON Katarzynę Nowicką. - Pani Drożyńska została o wszystkim poinformowana. Prace zostały usunięte, bo taką decyzję podjęto w teatrze - ucina Nowicka i po wyjaśnienie odsyła nas do rzeczniczki prasowej TWON Moniki Deptuły. Ta jednak mimo wielokrotnych prób i wcześniejszej deklaracji rozmowy nie odpowiada na nasze telefony.

Dlaczego więc prace Drożyńskiej uznano za kontrowersyjne? Być może dlatego, że w części z nich artystka użyła lekko zmodyfikowanych symboli handlowych. W niektórych sięgnęła zaś po symbole komunistyczne i faszystowskie. Jej celem - jak tłumaczy - nie było jednak propagowanie związanych z nimi treści, miały być jedynie krytycznym komentarzem artystycznym.

- Opera Narodowa zaprosiła mnie do współpracy i dała mi całkowitą wolność wypowiedzi. Wiedziała, jaka jest moja twórczość. Dyrekcja uznała moje prace za kontrowersyjne, nie dając widzom możliwości samodzielnej oceny. Usuwając je z wystawy i katalogu programowego, ucięto głowę jakiejkolwiek dyskusji na ten temat. To zwyczajna cenzura prewencyjna - żali się Drożyńska.

Podobny wniosek wysnuwa na swoim blogu kuratorka i krytyk sztuki Magdalena Ujma, która twierdzi, że działanie TWON to "uwewnętrzniona cenzura" oraz "przykład tego, jak narodowa instytucja postępuje z twórcami", "nie szanując ani pracy zaproszonego autora, ani samej jego osoby".

Sprawa cenzury jest tym bardziej dziwna, że projekty swych prac krakowska artystka konsultowała z odpowiedzialnymi za projekt pracownikami opery. - Przyjąłem te prace w imieniu teatru z całą odpowiedzialnością. I podtrzymuję swoją decyzję. W czasie kiedy je usunięto, nie było mnie jednak w kraju. Nie potrafię więc powiedzieć, dlaczego tak się stało - tłumaczy Marcin Fedisz, kierownik działu literackiego TWON. Jego zdaniem zarzuty dotyczące niepoprawności politycznej są mocno przesadzone. - Część prac Moniki Drożyńskiej ukazała się przecież w "Notesie na 6 tygodni", którego wydanie dotuje Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jak zatem coś, co na tydzień przed premierą było poprawne, po tygodniu może się stać niepoprawne? Chcę tę sprawę oficjalnie zakończyć. Mam nadzieję, że do końca tygodnia uda mi się spotkać z dyrektorem teatru i wszystko wyjaśnić - deklaruje Fedisz.

Niechciane prace mają dziś wrócić do Krakowa. Drożyńska nie zamierza rezygnować z ich publikowania. Chce je wystawić w galerii, która nie będzie się bała kontrowersji czy ewentualnej dyskusji na ich temat. - Ale nie możemy tego zakładać, bo może taka wystawa przeszłaby po prostu niezauważona - dodaje artystka.

***

KOMENTARZ

Ryszard Kozik

gazeta wyborcza

Monika Drożyńska robi wiele dla popularyzacji hafciarstwa. Z wydatną pomocą rozmaitych osób bulwersujących się lub obawiających zdecydowanie na wyrost. Przed rokiem wybuchła afera związana z projektem "Haft miejski", w ramach którego artystka napisy, które znalazła na murach, zamieniała w hafty "W życiu liczą się lans i dobry wygląd", "Mam dość", "Przestańcie umierać" i... słynne "Zimo, wypierdalaj", które pojawiło się na billboardach i telebimach w kilku polskich miastach. Potem były ataki na "wulgarną" artystkę i Ministerstwo Kultury, które dało jej stypendium na realizację projektu.

Teraz pracownicy jednej z najpoważniejszych polskich instytucji kultury, którzy przecież powinni rozumieć, co to takiego wolność artystycznej wypowiedzi, profilaktycznie usunęli zamówione i zaakceptowane prace, bo a nuż ktoś by się przyczepił. Śmieszne to i straszne równocześnie. A jaki wniosek z tego płynie? Haftujcie! To lepsze niż graffiti, które rzadko kogo już bulwersuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji