Artykuły

Reflektorem po scenach

Festiwal katowicki - jak w ogóle festiwale - przesłonił niektóre inne sprawy naszego teatralnego dnia codziennego. Może nie bardzo typowym, ale charakterystycznym przykładem owej codziennej strawy może być przedstawienie sztuki O'Neilla "Żałoba przystoi Elektrze" w krakowskim Teatrze im. Słowackiego. Przede wszystkim żałoba ta jest przydługa, po wtóre nie na naszą wrażliwość. O'Neill zamerykanizował mit o Elektrze przenosząc go na amerykańskie południe w XIX wieku. Przy czym - stosownie do oryginału - skomponował utwór trzyczęściowy. Spektakl trwa - mimo skrótów - strasznie długo. Poza tym porusza sprawy, które nas naprawdę nie interesują, sprawy, o których mówiło już wielu pisarzy europejskich przed nim, nie licząc Ajschylosa. Sztuka jest właściwie polem do popisów aktorskich, gdzie Maria Malicka (w roli amerykańskiej Klitajmnestry osiąga szczyty sztuki aktorskiej minionej epoki, a Maria Kościałkowska pokazuje dobre aktorstwo współczesne, ale w obu wypadkach niczemu niesłużące. Rolę współczesnego Oresta zagrał Marek Walczewski, pokazując z kolei nieporadność wobec okrucieństwa świata, gorycz i beznadziejność. Reżyserował Bronisław Dąbrowski, który zrobił dużo, by rzecz wypadła efektownie.

*

Niewątpliwie bliższą życia i pewnych problemów dnia dzisiejszego jest sztuka Henryka Voglera "Ktoś dzwoni", wystawiona przez Władysława Krzemińskiego w krakowskim Teatrze Kameralnym. Są to dzieje ukrywającego się w czasie okupacji Żyda, którego autor kamufluje pod nazwą "obcy". Staje on przed alternatywą śmierci godnej, lub śmierci tchórzliwej w obronie swego małego kąta. W teatralnym kształcie sztuka jest próbą uogólnienia zjawiska. Znakomita jest scena rozmowy dwóch policjantów, których grają Nowak i Przybylski. Jest to najlepsza chyba scena w spektaklu o wiele bardziej interesującym na scenie, niż sztuka w czytaniu.

Na scenie lubuskiej "Ifigenia z Taurydy" Goethego, którą wyreżyserował z dużą kulturą i wrażliwością dyrektor teatru zielonogórskiego Marek Okopiński. Stworzył on nie tylko piękny malarsko i harmonijny obraz (w oparciu o bardzo piękną, nowoczesną w wyrazie scenografię Stanisława Bąkowskiego), ale i ukazał dramat wyboru, problem poruszający nas współcześnie. Halina Winiarska była Ifigenią mądrą i wzruszającą równocześnie, zdyscyplinowaną i pełną świadomości. Toasa grał Józef Fryźlewicz, Pyladesa - Zdzisław Wardejn, Orestesa - Aleksander Iwaniec. Ci ostatni zwłaszcza byli w ruchach o wiele bardziej współcześni od reszty.

*

"Ifigenię" pokazał również Teatr Kameralny w Bydgoszczy w reżyserii Bohdana Czechaka. W jego ujęciu ujawniły się wszystkie zasadzki utworu. O wiele więcej było w tym spektaklu pozy i stylizacji, niż rygoru intelektualnego, który wyraża się m. in. w surowym przestrzeganiu stylu. I to się odbiło na kreacji Haliny Słojewskiej, która częściej była nastrojowa, czasami nawet sentymentalna, niż surowa, mądra i ufna. Krystyn Wójcik odgrywał rodzaj melodramatu, jego retoryka była pusta. Bohdan Czechak zaś w roli Króla był tylko poważny, żadnych innych uczuć nie wyrażał.

*

Wrocławskie "Rozmaitości" podjęły jeszcze raz (po teatrze szczecińskim) próbę konfrontacji "Więźniów z Altony" Sartre'a. Reżyserował znów Andrzej Witkowski. Nie szukał on w tekście problemu algierskiego. Ograniczył się do dosłownego traktowania tekstu, który okroił znacznie oczyszczając go od zbędnej retoryki i dłużyzn, by osiągnąć maksymalną klarowność spektaklu. Mimo, że trudny jest to spektakl interesujący. Zasługa to w dużej mierze Adolfa Chronickiego, który wydobywa wiele tragizmu z roli Franza Gerlacha i przez wyrazistą interpretację zbliża zasadniczy problem utworu. Starego Gerlacha gra Stanisław Igar, dobrą Leną jest Marlena Milwiw. Scenografię zaprojektował Janusz Tartyłło.

*

Teatr "Wybrzeże" wynalazł nigdy dotąd nie graną w Polsce sztukę Pirandella "Dziś wieczór improwizujemy". Wprawdzie nie wszystkie odkrycia tego pisarza poruszają nas w tej mierze, co przed 40 laty, ale spektakl wyreżyserowany przez Kazimierza Brauna jest zabawny. Jest to rodzaj commedia del'arte, w którym aktorzy grają równocześnie siebie i postacie, wyznaczone im przez reżysera widowiska, którego gra swobodnie Krzysztof Wieczorek. Dużo humoru wniosła Bogusława Czosnowska, jako matka czterech dorosłych córek. Ładną robotę aktorską pokazał Tadeusz Gwiazdowski. Zabawną scenografię skomponował Marian Kołodziej.

*

Nieśmiertelną "Moralnością pani Dulskiej" otworzył sezon lubelski Teatr im. Osterwy. Nie jest to ani Dulska ironiczna, ani groteskowa, ani dydaktyczna. Jest wszystkim po trosze. Groteskowa jest przede wszystkim scenografia Liliany Jankowskiej. Sama Dulska jest serio, Eleonora Ossowska jest czasem nawet groźna. Teofil Aleksandra Aleksego jest znów zabawny w swojej safandułowatości. Nowym akcentem w reżyserii Stanisława Wieszczyckiego jest zakończenie - Dulska zostaje sama na scenie, nikt się nie zjawia na jej wołanie. Wyobcowanie nieśmiertelnej? Chyba niemożliwe!

Opracowanie - A. Wróblewski

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji