Artykuły

Artysta autentyczny

- Zacząłem pisać sztuki, bo zawsze o tym marzyłem. Można pisać komedie prześmiewcze, ale mnie zależy na zachowaniu prawdy. Tworzę komedie z tego, co na co dzień spotyka każdego z nas - mówi JAN JAKUB NALEŻYTY, pieśniarz, autor m.in. sztuk "Dieta cud" i "Andropauza...".

Rozmowa z JANEM JAKUBEM NALEŻYTYM, pieśniarzem i dramaturgiem

W Operze Nova 15.02. da Pan recital piosenki francuskiej. W kinoteatrze "Adria" 23.02. wystawiona zostanie Pańska sztuka pt. "Dieta cud". Czuje się Pan już bardziej dramaturgiem niż pieśniarzem?

- Absolutnie bardziej pieśniarzem. Dramaturgiem jestem od kilku lat. Zacząłem pisać sztuki, bo zawsze o tym marzyłem. Trzy lata temu wziąłem udział w Ogólnopolskim Konkursie Małych Form Dramaturgicznych, organizowanym przez białostocki Teatr Dramatyczny. Sztuka miała składać się z jednego aktu i być napisana dla maksymalnie trojga aktorów, z użyciem jednego rekwizytu. Wysiałem sztukę. Jurorzy wybrali trzy, które zostały zainscenizowane. Widownia jako najlepszą wybrała moją komedię małżeńską pt. "Trzy razy łóżko", którą teatr w Białymstoku wystawia do dziś. Spektakl grany będzie we wrocławskim Teatrze Komedia, a od dwóch sezonów prezentowany jest w Teatrze Małym w Manufakturze w Łodzi. Okazuje się, że udało mi się pisanie. Dużą popularnością cieszy się też moja sztuka "Andropauza - męska rzecz, czyli zdecydowana odpowiedź na "Klimakterium", która w ciągu półtora sezonu została wystawiona ponad 300 razy.

Co inspiruje Pana podczas tworzenia sztuk teatralnych?

- Wszystko to, z czym współcześnie zmagają się kobiety i mężczyźni. O jednej z tych kwestii opowiada "Dieta cud". To sztuka o ciągłej walce w dążeniu do piękna i trudzie pogodzenia się z przemijającym czasem. Trzy kobiety znalazły się w finale reality show w domu Slim Brothera. Telewidzowie mają wybrać miss fitness, a na zwyciężczynię czeka pokaźna suma pieniędzy i sława. Dziewczyny w programie traktowane są jak przedmiot. To temat uniwersalny. Współczesna komedia, w której nie brak momentów smutnych, refleksyjnych. Można pisać komedie prześmiewcze, ale mnie zależy na zachowaniu prawdy. Tworzę komedie z tego, co na co dzień spotyka każdego z nas.

Inną moją sztuką tego rodzaju jest "Baby blues albo zachcianki", której akcja rozgrywa się w szkole rodzenia. Aktualnie kończę pisać "Andropauzę II - bo męska rzecz być z kobietą". To komedia wzbogacona o wątek liryczny. Przecież kochać można w każdym wieku. Premiera odbędzie się w październiku w Teatrze Palladium.

Pisze Pan dla swojego pokolenia?

- Nie tylko. Mam 47 lat, a temat przekwitania dotyczy osób starszych. Żartuję czasem, że "Andropauzę" napisałem po obserwacjach moich starszych kolegów aktorów. Niektórzy z nich mają około osiemdziesiątki, ale duchem nadal są młodzi. Wszystko kryje się w głowie. Ludzie sztuki, ludzie pióra żyją długo, bo są aktywni intelektualnie. Przekwitanie to zjawisko wymyślone przez farmaceutów.

Jakie są Pańskie plany muzyczne?

- Nie mam rozległych planów. Muzyką zajmuję się tu i teraz. Koncerty to dla mnie radość spotkania z widownią. Czasem włączam w recitale piosenki, które napisałem, czasem dodaję te, które aktualnie mnie inspirują. Miałem plany płytowe, chciałem nagrać moje aranżacje, ale zdecydowałem, że nie będę ścigał się z rzeczywistością. Piosenka francuska albo się podoba, albo nie. Często wmawiamy sobie, że lubimy słuchać tego, co grają w radiu. Śmieszą mnie badania słuchalności, bo kto wybiera do nich piosenki? Dziś niewielu artystów broni się autentycznością. Jedna rola w kiepskim serialu gwarantuje popularność. A ile musieli pracować na nią tacy artyści jak Gajos, Wodecki czy Fronczewski?

Piosenkę francuską, jak Pan mówi, albo się lubi, albo nie. A jak określiłby Pan jej słuchaczy, kto po nią sięga?

- Nie sposób tego określić. Wydaje mi się, że w większości słuchają jej ludzie w moim wieku. Widzę też jednak wielu młodych ludzi. Mój 25-letni syn przyprowadza na moje koncerty znajomych i nie patrzą na mnie jak na dinozaura. Po prostu trzeba umieć śpiewać. Mawiam, że zawód estradowy to sztuka bezczelności. Skoro każemy ludziom płacić za to, że zabieramy im czas, musimy umieć utrzymać ich uwagę i to już od pierwszej sekundy.

Chętnie wraca Pan do Bydgoszczy?

- Oczywiście! Rozmawiałem niedawno z Wojciechem Sobocińskim z Radia PiK. Mówiliśmy o pewnej aktorce młodego pokolenia, która w wywiadach mówi o tym, z jaką radością wyniosła się z Bydgoszczy. Moim zdaniem, świadczy to o jej małym doświadczeniu. Ktoś, kto zasmakował sukcesu i zaczyna pluć na rodzinne miasto, przypomina mi biedaka, który dostał w spadku wielkie pieniądze i nie wytrzymał tego psychicznie. Czuję się oburzony, słysząc takie opinie. Ja zawsze chętnie wracam do Bydgoszczy. Tu jest moja mama, tu są moi przyjaciele. Miasto jest coraz piękniejsze i za każdym razem robi na mnie dobre wrażenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji