Artykuły

Romeo, Julia, czas i autor

Igor to człowiek, powiedziałbym, stabilny emocjonalnie. Widać to w tej sztuce. Na scenie są ludzie, których rozumie, nawet wtedy, gdy się z nimi nie zgadza. Ale to nie potwory. Dlatego myślę, że to dobra sztuka - Ondrzej Szramek o sztuce Igora Šebo "Romeo, Julia i czas" wystawianej w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej.

"Romeo, Julia i czas" [na zdjęciu] - przedstawienie Igora Szebo, w którym Grażyna Bułka i Adam Myrczek przedstawiają słodko-gorzką historię pewnego małżeństwa - miało prapremierę 21 stycznia na Małej Scenie Teatru Polskiego w reżyserii autora.

Przedstawienie doczekało się już kilku dobrych recenzji, a z rozmów po spektaklu wynika, że również widzowie nie pozostają obojętni, odnajdując w prezentowanych sytuacjach echo własnych spraw. Oryginalną osobistą refleksję nadesłał z Pragi Ondrzej Szramek - dramaturg w czeskiej telewizji, członek zarządu fundacji przyznającej najbardziej prestiżowe nagrody teatralne w Czechach. Oto co pisze:

Napisać coś o sztuce Igora Szebo jest właściwie bardzo łatwo. Bo łatwo pisać o czymś, czego człowiek sam nie wymyślił, w niewielu słowach, precyzyjnie. Jak krytycy. Jednak w tych słowach nigdy nie znajdziemy tego, co widz ogląda na scenie. Tego, co bawi albo wzrusza. Albo, uchowaj Boże, nudzi.

Po 35 latach znajomości z Igorem spotkaliśmy się w pół drogi między jego a moim mieszkaniem. Poznaliśmy się przed laty z powodu pewnej kobiety i mimo że stanowiliśmy wierzchołki kłopotliwego trójkąta, było to spotkanie przyjemne. Później współpracowaliśmy kilka razy. Było to zawsze inspirujące - i zawsze życie szło dalej, z właściwym sobie pośpiechem. To spotkanie po 35 latach jest dla mnie o tyle szczególne, że Igor dał mi do przeczytania pierwotną wersję tekstu, który dziś można oglądać jako przedstawienie "Romeo, Julia i czas", i zapytał o opinię.

Niewiele mu wtedy powiedziałem, ale wkrótce pojąłem, że to dobra sztuka, więc dowiadywałem się o losy jej i autora.

Najpierw o sztuce.

Pisał ją w czasie, kiedy zajęty był w Polsce jak nigdy przedtem (na pierwszej stronie egzemplarza jest adnotacja "Chorzów 2009"). Grał, reżyserował, brał udział w próbach. A nocą, w pokoju teatralnego mieszkania, pisał. Dialogi.

Myślę, że pisał to, czego brakowało mu w sztuce "Pomału, a jeszcze raz!", zapisywał co odkrył w czasie prób jako aktor, pisał o tym, co w sobie odnalazł podczas pracy nad przedstawieniem "Mistrz & Małgorzata Story" według Bułhakowa (choć nasza wspólna przyjaciółka twierdzi, że nigdy się nie zmienia i że nic go nie zmieni). Szczęście, że w czasie jednej z prób doznał urazu, który spowodował roczną abstynencję sceniczną. [Igor Szebo miał zagrać Behemota w przedstawieniu Roberta Talarczyka "Mistrz & Małgorzata Story", jednak z powodu poważnej kontuzji został zastąpiony przez Jakuba Lewandowskiego - przyp. red.].

A oto czego dowiedziałem się o nim.

Na przykład, że jest moralistą. Nie żeby chciał kogoś pouczać. Nie wtrąca się w niczyje życie. Jest moralistą w odniesieniu do siebie samego. Niektóre sprawy mają dla niego wartość absolutną i dlatego o nich przemyśliwa. Człowiek wcześniej czy później sprzeniewierza się swoim ideałom, chociaż stale za nimi tęskni. To ma swoje konsekwencje. Zwłaszcza w związkach. Myśli Igora o związkach międzyludzkich są ugruntowane na osobistych doświadczeniach. Niekiedy nieuporządkowane, niekiedy konwencjonalne, często zaskakują bezpośredniością dążenia do celu. Igor to człowiek, powiedziałbym, stabilny emocjonalnie. Widać to w tej sztuce. Na scenie są ludzie, których rozumie, nawet wtedy, gdy się z nimi nie zgadza. Ale to nie potwory.

Dlatego myślę, że to dobra sztuka.

Jak czasem trwalsze są związki z osobami, które początkowo się nam nie podobały, tak samo jego sztuka budziła początkowo moją rezerwę. Nie wiedziałem jak się do niej odnieść, zwłaszcza ze względu na gatunek i styl. Aż wreszcie mnie oświeciło i bezkrytycznie uznałem ją za "swoją".

Jest tam też i mój wkład. Bo zacząłem się wtrącać. W pierwotnym zamierzeniu cała akcja miała rozgrywać się w czyścu albo w jakiejś podobnie nieuchwytnej przestrzeni. Pokutując za to, jak odnosili się do siebie za życia, bohaterowie po wieczny czas mieli odgrywać sytuacje z swej biografii i czekać, aż ktoś, kto jest nad nami, skieruje ich do nieba lub piekła. Myślę, że to niepotrzebne. Pracowałem jako dramaturg nad wieloma francuskimi tekstami, które wychodziły z takiej egzystencjalnej obietnicy, i zawsze robiło to na mnie wrażenie. Ale tekst Igora jest inny. Jest tak konkretny i żywy, że przenoszenie go do jakichś nadziemskich sfer byłoby głupotą. Ostatecznie, cóż wiemy o wieczności i jej trwaniu, podczas gdy cierpienia z miłości, które przeżywamy tu na ziemi, wydają się nieskończone i niemożliwe do przezwyciężenia. Owszem, człowiek powinien zawsze mieć świadomość jakiegoś wyższego porządku i zdolność do spojrzenia na siebie samego z zewnątrz. Spojrzeć z góry - jak na mrówkę, która haruje całe życie, a nie wie, jaki jest właściwy cel wysiłku. Ma go przed oczyma, a nie umie zobaczyć.

W jednej z moich ulubionych sztuk mówi się: "Czego się uczyć w miłości? - Drugiego człowieka" (Eric-Emmanuel Schmidt "Wariacje enigmatyczne").

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji