Artykuły

Rynek ma zawsze rację - mówi Michał Żebrowski, dyr. artystyczny Teatru 6 Piętro w Warszawie

- Pieniądze w sztuce od zarania były obecne i powinny być obecne. Moim zdaniem, jakakolwiek sztuka niekomercyjna, czyli tworzona nie po to, aby oglądali ją inni ludzie, a tworzona jakby tylko dla siebie, jest podejrzana - mówi MICHAŁ ŻEBROWSKI, dyrektor artystyczny Teatru 6. Piętro w Warszawie.

Jest Pan aktorem, biznesmenem i dyrektorem. Czy czuje się Pan bardziej tym pierwszym, czy tym ostatnim? Co obecnie pochłania więcej czasu? - Przede wszystkim czuje się szczęśliwszym człowiekiem. Kiedyś wydawało mi się, że mogę żyć bez teatru i będę szczęśliwy. Myliłem się. Teraz teatr i myślenie o sztuce jest coraz bardziej obecne w moim życiu i to mnie uspokaja. Mówię oczywiście o spokoju wewnętrznym jako artysty. Czy spokój wynika także z tego, że jako właściciel i dyrektor teatru nie musi się Pan starać, martwić o nowe role? - Nie. W gruncie rzeczy ja też walczę o role.

We własnym teatrze?

- Tak. Oczywiście mógłbym grać co popadnie, ale co z tego, gdyby te role były zupełnie nieistotne, albo nie sprawiały satysfakcji ani mnie, ani tym bardziej publiczności. Wchodzę w ten wiek, w którym zarówno publiczność, jak i ja sam, oczekujemy od roli i tekstu czegoś wyjątkowego.

Czy duże problemy stwarza zarządzanie przedsiębiorstwem o nazwie Teatr 6. piętro? Analiza przychodów i wydatków, kredytów, strat i zysków. Jak aktorowi udaje się zarządzać firmą?

- A jak się udawało Szekspirowi i Molierowi?

Nie jest to trudne w dzisiejszych czasach kryzysu, kiedy wiele firm ma problemy?

- Jest bardzo niewielu Molierów i Szekspirów...

Czy łatwo jest łączyć różne rodzaje działalności: aktorstwo i zarządzanie?

- Nie wiem, czy w ogóle łatwo. Ja robię to z dużą satysfakcją. Pieniądze w sztuce od zarania były obecne i powinny być obecne. Moim zdaniem, jakakolwiek sztuka niekomercyjna, czyli tworzona nie po to, aby oglądali ją inni ludzie, a tworzona jakby tylko dla siebie, jest podejrzana.

Do roli dyrektora przygotowywał się Pan bardzo sumiennie. Studiował Pan marketing i zarządzanie, by lepiej zarządzać teatrem.

- Przede wszystkim podczas tych studiów z olbrzymim zaskoczeniem zauważyłem, że z tzw. ludźmi biznesu mogę o wiele ciekawiej porozmawiać o czystej sztuce niż z artystami. Często to, co mówią ludzie biznesu o sztuce i artystach, jest o wiele bardziej konkretne i wymierne.

Teatr 6. piętro jest postrzegany jako elitarny i prestiżowy. Jest dość drogi, bo za bilety trzeba zapłacić nawet ok. 150 zł. Czy w dobie kryzysu i przy takich cenach nie ma problemu z zapełnieniem widowni? Co wpływa na cenę biletów?

- Jeżeli idę do teatru X i widzę nieznanych aktorów w przeciętnej scenografii, przedstawiających przeciętny tekst, z przeciętną muzyką i z przeciętną reżyserią, i to kosztuje sumę Y, to my w teatrze, który ma: znakomite teksty, znakomitych reżyserów, dobrą obsadę, ciekawą scenografię, kostiumy, oświetlenie, plus olbrzymią, szeroką oprawę naszych przedstawień, mam prawo zażądać dwa razy Y. Widzowie to rozumieją i płacą. Ale najdroższe bilety są u Warlikowskiego. Kosztują ok. 200 zł i słusznie dyrektor PR, rzecznik prasowy tego teatru powiedział, że tak naprawdę nie widownia tak źle reaguje na ceny biletów, tylko krytyka. Zgadzam się z tym.

Czy trudno było namówić wielkich aktorów, m.in. Daniela Olbrychskiego, do pracy w Pana teatrze?

- W ogóle trudno jest prowadzić teatr. Zaszczytem dla takiego teatru jak nasz, młodego, dwuletniego, w całości prywatnego, jest to, że tak wielkie nazwiska użyczają swojego autorytetu tej scenie. Mówię tu m.in. o Piotrze Fronczewskim, Danielu Olbrychskim czy Andrzeju Grabowskim. Ale z drugiej strony nie jest to dla mnie zaskoczeniem, ponieważ ci aktorzy, którzy są ikonami teatru klasycznego, teatru literackiego, tzw. teatru środka, który jest zawsze najbardziej pożądanym teatrem, są już dzisiaj totalnie pożądani i, z drugiej strony, są tak szeroko obecni w pop kulturze.

Teatr działa już dwa lata...

- Tak. Od 6 marca 2009 roku. Już niedługo, za niecałe trzy miesiące upłyną dwa lata od rozpoczęcia działalności.

Czy teatr generuje zyski? Jaka jest kondycja finansowa przedsiębiorstwa?

- Jako jedyny teatr niepaństwowy, ale prywatny, nasz teatr uzyskał certyfikat Rzetelnej Firmy oraz Krajowego Rejestru Długów po niespełna 1,5 roku działalności. To chyba coś znaczy.

Jakie nowe spektakle pojawią się w bieżącym roku w Pana teatrze? Jakie ma Pan plany odnośnie repertuaru Teatru 6. piętro?

- Nasza najbliższa premiera to kolejna prapremiera spektaklu Woody'ego Allena z cyklu "Miłość zdrada, wybaczenie". Pierwszym przedstawieniem było "Zagraj to jeszcze raz, Sam" z Kubą Wojewódzkim, Danielem Olbrychskim, Gosią Sochą, Anną Cieślak i ze mną. Teraz robimy kolejną prapremierę Woody'ego Allena. Główne role zagrają: Joanna Żółkowska, Małgosia Foremniak, Piotr Gąsowski i Jerzy Zelnik.

Jak wygląda konkurencja pomiędzy teatrami? Czy tak jak w biznesie, czy są jeszcze jakieś specyficzne jej cechy?

- Konkurencja między teatrami przebiega w ten sposób, że jeden teatr ma bardziej ciekawe propozycje repertuarowe, a drugi mniej. My staramy się dobrać tak przedstawienia, repertuar i obsadę, aby widz decydował się na nasz spektakl, na to, co my proponujemy.

Daje Pan także szanse młodym aktorom na zaistnienie. Czy taka obsada daje gwarancję publiczności? Czy jest to duże ryzyko?

- To zależy. Generalnie wiadomo, że ludzie chodzą na sztuki z powodu konkretnych aktorów. Widz przychodzi z sympatii dla aktora, którego zapamiętuje jako takiego, który dostarczył mu kiedyś wzruszeń i kojarzy go z dobrym teatrem. Jeżeli brakuje znanej obsady, to musi być znakomity pomysł na przedstawienie: oprawa, scenografia, reżyseria i przede wszystkim to coś, co trafia do widza. To udaje się nielicznym.

Kiedyś preferował Pan popularność wynikającą raczej z wykonywanego zawodu, a nie pokazywania się tu i ówdzie. Czy obecna zmiana w Pana zachowaniu to posunięcie marketingowe?

- Ostatnie kilka lat spędziłem, jeżdżąc na Wschód i występując w filmach rosyjskich. Ale ponieważ jestem młodym małżonkiem i ojcem, ostatnią rzeczą, jaką chciałbym się teraz zajmować, są produkcje zagraniczne. Zakończyłem wszystkie swoje zobowiązania związane z wyjazdami. Z radością chodzę do naszego teatru, gdzie gramy coraz więcej przedstawień. Na naszej scenie występują wielcy aktorzy. Z radością mogę usiąść na widowni, patrzeć na nich, pocieszyć się przekrojem naszej publiczności i zwrócić się ku temu, co aktorowi oferuje polski rynek. A polski rynek oferuje coraz więcej. W sytuacji, kiedy teatr dobrze funkcjonuje, jest czas, aby pomyśleć o sobie jako o aktorze. Zwróciłem się jakiś czas temu do - moim zdaniem - najciekawszego producenta wśród producentów telewizyjnych w Polsce z sugestią, że chcę coraz więcej występować na rynku polskim i jestem otwarty na propozycje. Dostałem ich kilka i wybrałem najciekawszą z nich. Ograniczoną w czasie. Jest to zaskakująco dobrze napisana rola w produkcji telewizyjnej, która już na skalę europejską jest ewenementem, mówię tu o "Na dobre i na złe". Z radością chodzę do pracy. Gram charakterystyczną rolę, megałajdaka, sukinsyna, kobieciarza i biznesmana-lekarza. To nie jest prawda, że zakopałem się jedynie w pracy nad organizacją teatru. Kieruję się w życiu przede wszystkim instynktem, co nie znaczny, że jestem bezmyślny i poddaję się wyłącznie uczuciom. Staram się, żeby moja kariera rozwijała się nie tylko mądrze, ale żeby była widoczna dla ludzi. Nie wierzę w skromne wypowiedzi aktorów, że nie dbają o popularność. Każdy aktor lubi być znany ze swoich ról czy ze swoich dokonań. Nie jestem w tym wyjątkowy.

W bieżącym roku planowana jest premiera thrillera "Sęp,, w reżyserii Eugeniusza Korina, w którym gra Pan jedne z głównych ról. Proszę opowiedzieć o tym filmie i swojej roli.

- Kiedy kilka lat temu zaczynaliśmy z Eugeniuszem Korinem produkować przedstawienia, zapytał mnie: "Dlaczego nie grasz w filmach kryminalnych". Powiedziałem, że miałem kilka propozycji, ale wszystkie odrzuciłem. Gdy przeczytał te scenariusze, powiedział, że nie dziwi się i że chciałby napisać coś dla mnie. Powstał bardzo ciekawy tekst, który dostał w Państwowym Instytucie Filmowym prawie maksymalna ilość punktów. Znaleźli się młodzi, rzutcy producenci, którzy zdobyli na to pieniądze i zrobiliśmy ten film. Będzie on gotowy jesienią. Jego premiera będzie we wrześniu.

Czy oprócz filmu "Sęp" w tym roku możemy się spodziewać innych premier z Pana udziałem: kinowych, telewizyjnych i teatralnych? Jakie są Pana plany aktorskie?

- W minionym roku kręciłem zdjęcia do filmu "Westerplatte", w którym gram majora Sucharskiego. Obie premiery, wcześniej wspomniana i ta, pojawią się w kinach we wrześniu. Obecnie gram w telewizyjnej produkcji "Na dobre i na złe". Cieszę się, że jestem zajęty, gdyż ostatnie lata w kraju grałem wyłącznie w teatrze, budując jego podwaliny. Cały czas planujemy repertuar. Mamy parę propozycji. Trwają spotkania, narady.

Czy ma Pan swoje ulubione role, takie, w których czuje się Pan dobrze? Czy są role, o których Pan marzy, które chciałby Pan jeszcze zagrać i takie, których nigdy by Pan nie zagrał?

- Tego się nigdy nie wie. Aktorowi może się wydawać wiele rzeczy na własny temat, ale wcale nie musi to być zgodne z rzeczywistością. Bardzo często jest tak, że gramy rolę, którą przyjmujemy niechętnie, a okazuje się, że ona bardzo odpowiada publiczności i zapada w pamięć. Często jest także na odwrót. Coś chcemy zagrać, w końcu dostajemy rolę i wychodzi jakaś koszmarna kicha. Więc coraz bardziej zdaję się na gust reżyserów i ludzi, którzy widzą mnie z boku. W gruncie rzeczy, tak naprawdę rynek ma rację.

Kocha Pan góry i ma Pan dom koło Zakopanego. Podobno chce Pan otworzyć w nim karczmę?

- Mój związek z Podhalem trwa od dziecka. To znaczy, że Podhale mnie wybrało, a nie ja Podhale. Kiedy miałem trzy lata, po raz pierwszy spędziłem tam wakacje. Przez wiele lat tam jeździłem. Teraz rzeczywiście jest to moje miejsce na ziemi, gdzie czuję się dobrze i całkowicie bezpiecznie. Czuję się tam sobą. Mam bzika na punkcie budownictwa podhalańskiego i sam mam dom w stylu góralskim.

Czyli będzie karczma?

- Przymierzam się do tego wyzwania, ale jest to raczej

hobby niż główny nurt moich zainteresowań.

Aktorstwo, biznes i prowadzenie teatru, nagrywanie płyt i karczma w górach... Czy ma Pan jeszcze inne pomysły? Czym nas Pan jeszcze zaskoczy?

- Pomysłów mam kilka i są one - powiedziałbym - nawet spektakularne. Natomiast w myślenie o biznesie artystycznym coraz częściej zaangażowani są inni ludzie, nie tylko ja. Powodzenie wymaga splotu wielu okoliczności. Najczęściej skupiam się na rzeczach istotnych i dużych. Nie muszę co chwila z siebie czegoś "wypluwać", żeby zaistnieć.

Osiągnął Pan bardzo dużo. Czy jest jeszcze coś, o czym Pan marzy?

- Chciałbym się nie pomylić. W tym sensie, że za wiele lat, jeśli Pan Bóg da mi zdrowie, chciałbym mieć przeświadczenie, że ten kierunek, który obrałem i w życiu prywatnym, i zawodowym, był słuszny.

Życzę dalszych sukcesów i dziękuję za rozmowę.

MICHAŁ ŻEBROWSKI

Aktor filmowy i teatralny, producent, dyrektor artystyczny Teatru 6.piętro. W 1995 r. ukończył warszawską Akademię Teatralną. Jeszcze podczas studiów zagrał główne role w przedstawieniach Teatru Telewizji. Wystąpił w kilkudziesięciu produkcjach filmowych w Polsce i za granicą oraz na wielu scenach. Podczas prestiżowego Ogólnopolskiego Przeglądu Szkół Teatralnych po raz pierwszy w jego historii zdobył trzy najważniejsze nagrody. Jest laureatem niemal wszystkich nagród przyznawanych ludziom show-biznesu, w tym Wiktora, Złotej Kaczki, Fryderyka. Od 1995 r. jest producentem wydawnictw fonograficznych, których większość osiągnęła status platynowych. Od 2006 r. zajmuje się produkcją przedstawień teatralnych, które okazały się scenicznymi przebojami. W 2009 r. spółka Żebrowski & Korin ProSkene założyła Teatr 6. piętro, który zainaugurował działalność spektaklem "Zagraj to jeszcze raz, Sam" Woody'ego Allena.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji