Artykuły

Między wzniosłością a bylejakością

WŁODZIMIERZ BRANIECKI - Polska była znana w świecie przez spektakle Kantora, Grotowskiego, Szajny, Tomaszewskiego... Kantora już nie ma, Grotowski gdzieś zaginął w wiosce włoskiej, Szajna tylko wznawia stare przedstawienia. A Tomaszewski nadal występuje z nowymi premierami. Jest pan już nieodłączną częścią historii polskiej sztuki. Czy jednak obecny okres pana twórczości dorównuje tej wielkiej legendzie Tomaszewskiego?

HENRYK TOMASZEWSKI - Im bardziej się człowiek starzeje, to może jego potencja fizyczna nie jest tą, która była ... Ale doświadczenie, które nabywa przez lata, jednak procentuje przez większą wiedzę o człowieku. Praca w teatrze to jest przecież praca o człowieku. Nie mogę powiedzieć, czy obecny mój okres pracy dorównuje tamtemu, który pan nazwał legendą Tomaszewskiego, temu okresowi "szałowemu" ... Mam dzisiaj może większą refleksyjność ... A część fizyczna mojej pracy jest tylko kontynuacją doświadczenia czysto technicznego.

W.B. - Sztuka naprawdę pomaga żyć?

H.T. - Dla mnie jest dość ważna, ale interesuje mnie jeszcze dużo innych dziedzin. Chcę tu jednak powiedzieć o radości. Wszystko, co w sztuce się robi, związane jest z trudem, bólem, niepokojem. Ale jednak w końcowym efekcie - przynosi to radość życia. Bo w sztuce człowiek musi dążyć do uporządkowania rzeczy. Żyjemy w chaosie, w destrukcji, a tutaj w sztuce dąży się do porządku. Jeśli zaś motorem twórczości jest ciało ludzkie, a ono jest doskonałą formą, to wydaje mi się, że dotykamy absolutu.

W.B. - Właśnie... Czym jest gest, ruch ciała ludzkiego? Czy teatr pantomimy, pana teatr potrafi wyrazić wszystko?

H.T. - Ja nie walczę ze słowem, nie uważam, że się ono dewaluuje. Słowo pozostaje podstawowym środkiem komunikacji ludzkiej. Ale ruch ludzkiego ciała jest bogactwem. Ileż można ruchem wyrazić! To jest wartość tej sztuki. Czy wyraża ona wszystko? Dla pewnych rzeczy trzeba wracać do słowa. Jednak doświadczenie, które wyniosłem ze swojego teatru, uświadomiło mi, że ruchem można bardziej pobudzić fantazję, wyobraźnię.

W.B. - Dlaczego?

H.T. - Bo daje prawo do indywidualnej interpretacji. Słowo jest bardziej jednoznaczne. A ruch to obraz. Jest to poszerzona optyka dla człowieka. I zależy od jego inteligencji, co zrozumie, co odczuł. Uderzam w pewne struny wrażliwości odbiorcy. I często słyszę, że ludzie rozumieją z moich przedstawień to i to, coś, czego wcale nie myślałem. Ale nigdy nie burzę czyjejś myśli. Bogactwo sztuki daje różne interpretacje.

W.B. - Rozmawiamy teraz w Gnieźnie przed wznowieniową próbą generalną "Snu nocy letniej". Urodził się pan w Poznaniu, tworzy we Wrocławiu, ze spektaklami Wrocławskiego Teatru Pantomimy objechał świat. Czym dla twórcy jest miejsce, w którym on żyje, pracuje?

H.T. - Gdzie się tworzy, to jest bez znaczenia. Zawsze przecież wychodzi się z jakiegoś miejsca. Ja zacząłem pracę na Dolnym Śląsku. Początkowo ten obszar był mi obcy, przecież nie jestem stamtąd, ze Śląska. Ale coraz bardziej dawna kultura miejsca mojego życia zaczęła na mnie wpływać. Zacząłem ją badać, interesować się nią. Dochodzić do tego, jak tu się myśl ludzka kształtowała. Ja sam jestem twórcą... takim ogólnym... Na każdego jednak wpływa to miejsce, w którym się człowiek wychował, w którym żyje.

W.B. - W "Śnie nocy letniej" jeden z jego bohaterów na koniec woła: "Daję słowo jakem Puk, że ruszę głową i wymyślę sny ciekawsze, takie, które odtąd zawsze będą na świat jawy płaski rzucać swoje barwne blaski". Jakie będą te pana gnieźnieńskie "sny" w zrealizowanym teraz przedstawieniu?

H.T. - Tak jak ja odczuwam tę sztukę, to są tam jak gdyby dwa teatry. Teatr snu i teatr, który przedstawiają murarze. To pierwsze, to jest ta strona natury. Podświadomość, pożądanie, ból jest teatrem Puka. On jak gdyby kreuje świat, w którym człowiek odkrywa swą istotę. I drugi teatr, realistyczny, tworzą rzemieślnicy. To jest teatr naiwny, ale ze szczerą wiarą w najwyższe dobro, jakim jest miłość. I te dwa światy, Puka i rzemieślników, przeciwne przecież, w sposób charakterystyczny dla Szekspira łączą się tak, jak łączą się wszelkie przeciwieństwa.

W.B. - Co to jest powaga, co to jest komizm? W życiu, w sztuce?

H.T. - Nie widzę życia tylko poważnie, humor jest częścią naszego życia. Każe nam patrzeć bardziej krytycznie na siebie. Ale patrzymy równocześnie na człowieka, chociaż widzimy jego błędy życiowe, przychylnie. My się śmiejemy z błędów Chaplina, ale te błędy są ludzkie. Jemu coś się nie udaje, coś mu nie wychodzi, ale on walczy z tymi przeciwnościami dla potwierdzenia prawa do swego człowieczeństwa. W tym właśnie widzę powagę. Bo życie ludzkie zawsze jest - między wzniosłością a bylejakością, licznymi upadkami. Ono takie po prostu jest. Nie można tkwić na piedestale, ale nie można też wpadać w cynizm i uważać, że życie ludzkie to destrukcja. Ono jest takie, jak w Swinarskiego "Dziadach" - Konrad mówi Wielką Improwizację, a obok żołnierze zajadają jajka na twardo.

W.B. - Pamiętam szczególnie pana "Rycerzy króla Artura", pokazywanych przed laty w Poznaniu. Nie można było się od ich poezji oderwać. Smutnej poezji... Świat się stale kołysze w swoich posadach. Co na to mędrzec, co artysta?

H.T. - W "Rycerzach ..." były tam dwa światy naprzeciw siebie stojące - utopii i realności. Czy w rzeczywistości da się realizować tamtą ideę króla Artura, ideę Okrągłego Stołu jako figury geometrycznej i skończonej... ? Ten Stół się jednak rozpada w obliczu rzeczywistości życia, gdy rycerze muszą znaleźć Graala, który był osią. I ten Graal w zetknięciu z życiem się roztapia.

W.B. - Co więc pozostaje człowiekowi?

H.T. - Proszę pana, człowiek będzie zawsze dążył. Mamy coś w sobie faustycznego. Człowiek będzie błądził, ale dążył. Mamy rzeczy złe... Ale dopóki człowiek błądzi i dąży, to wie, że jest.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji