Artykuły

Bobczyński, wersja 2.0

Czy przypadkiem nie jest tak, że we współczesnym świecie każdy z nas dąży do tego, by być zauważonym, by wykreować lepszą wersję siebie? - o spektaklu "Według Bobczyńskiego" w reż. Agaty Dudy-Gracz z Wrocławskiego Teatru Współczesnego pisze Karolina Babij z Nowej Siły Krytycznej.

"Według Bobczyńskiego" na podstawie "Rewizora" Mikołaja Gogola to ponowne spotkanie Agaty Dudy-Gracz z twórczością rosyjskiego dramatopisarza. Podobnie jak w "Według Agafii" - przedstawieniu opartym na "Ożenku" - ukazała świat widziany oczyma jednego z bohaterów dramatu. Główną postacią reżyserka uczyniła Bobczyńskiego (Tomasz Schimscheiner), występującego u Gogola niemal zawsze w duecie z Dobczyńskim (Michał Dudziński). W spektaklu jednak to właśnie Bobczyński - nie Chlestakow (który nie pojawia się w ogóle), czy horodniczy (Krzysztof Kuliński) - wysuwa się na pierwszy plan.

Bobczyński jest motorem napędowym całego przedstawienia - od niego wszystko się zaczyna i na nim się kończy. Już na początku wypowiada słowa: "Proszę jak najpokorniej - jak pan pojedzie do Petersburga, niech pan raczy powiedzieć tam różnym możnowładcom, senatorom, admirałom, że, właśnie, wasza ekscelencjo, albo jaśnie oświecony książę, w tym a tym miasteczku mieszka Piotr Iwanowicz Bobczyński. Tak niech pan łaskawie powie: mieszka Piotr Iwanowicz Bobczyński". Zwykły, biedny, trochę przygłupawy szaraczek z prowincji, który chce zaistnieć i zostać zapamiętanym - można go scharakteryzować. Bohater jest jednak swoistym everymanem - łączy w sobie wszystko, co charakteryzuje zarówno człowieka współczesnego, jak i każdą z postaci spektaklu, podobnie jak każda z postaci zawiera w sobie cząstkę Chlestakowa.

W "Według Bobczyńskiego" objawiają się wszystkie lęki człowieka współczesnego: obawa przed śmiercią, staropanieństwem, utratą statusu społecznego czy stanowiska. Objawiają się także pragnienia: chęć popularności, polepszenia statusu materialnego, awansu na wyższe stanowisko. Dążenie do ich spełnienia prowadzi do upośledzenia stosunków społecznych, wypaczenia relacji. Gdzieś wybrzmiewają słowa Tego Niemca (Maciej Tomaszewski), który przechadzając się po scenie, często "dowcipnie" komentując bieg wydarzeń, wielokrotnie wypowiada nazwisko Nietzschego. Kto nie zna języka niemieckiego w stopniu komunikatywnym, nie jest w stanie w pełni zrozumieć przekazu bohatera. Wówczas uruchamia się wspomnienie nietzscheańskiej koncepcji nadczłowieka, którego przykładem może być rewizor, objawiający się jedynie w myślach i czynach postaci. Gdy bohaterowie udają się pojedynczo na rozmowę z Chlestakowem (co przypomina wejście do pokoju Wielkiego Brata), aktorzy wypowiadają słowa będące w rzeczywistości odpowiedzią rewizora na pragnienia i lęki odgrywanych postaci, wyrazem jego nad nimi panowania.

Rewizor jawi się jako coś nieuniknionego i nieuchwytnego - może być nim Bóg, diabeł, czy śmierć. Podkreśla to zaprojektowana przez reżyserkę przestrzeń sceniczna, która zmienia się wraz z rozwojem akcji. Początkowo jest pustym białym pokojem. Istny dom wariatów - można powiedzieć na początku, kiedy aktorzy schodzą po schodach, wchodzą w publiczność, przechodzą przez widownię, wypowiadając kwestie, które najlepiej charakteryzują ich postaci.

Pozorna jest skromność scenografii, przestrzeń sceniczna wielokrotnie zaskakuje. Momentami scena staje się polem dla wizualizacji - spadających drzwi, czy gwiazd. Wówczas przypomina kosmiczny świat lub grę komputerową. Rzeczywistość gry komputerowej może zresztą stać się kluczem do odbioru spektaklu - to właśnie w nich człowiek jeszcze mocniej i boleśniej niż w prawdziwym życiu chce i stara się wykreować inny, lepszy obraz siebie.

"Według Bobczyńskiego" to nie gorzka komedia, jaką był gogolowski "Rewizor". Znikomymi elementami komediowymi są w spektaklu Chinka i Dzierżymorda (Tomasz Wesołowski), postać Dobczyńskiego. Rozładowują odczuwalną atmosferę napięcia. Przekomiczna jest scena, w której Dzierżymorda naśladuje Żonę (Ewelina Paszke-Lowitzsch), zakłada identyczny kostium (sukienkę z materiału z obrazkami owoców oraz kapelusz-wieżę ze sztucznymi owocami), by potem móc ją przedrzeźniać. Również inne kostiumy wywoływać mogą salwy śmiechu - Córka w sukience obszytej misiami (Katarzyna Z. Michalska) oraz Liapkin-Tiapkin (Piotr Łukaszczyk) w garniturze z wizerunkami szczeniaków różnych ras. W rzeczywistości jednak stroje oddają charakter postaci, które je noszą - twórcy podkreślają podległość córki wobec matki i status społeczny innych bohaterów. Na tym jednak kończy się komizm spektaklu.

Trwające niemal dwie godziny bez antraktu przedstawienie nie jest nudne, głównie ze względu na konsekwentne prowadzenie postaci przez aktorów. "Według Bobczyńskiego" to przykład doskonałej gry zespołowej i licznych świetnych indywidualnych kreacji (choćby Ireny Rybickiej w roli Pani Chłopow, Michała Szweda jako Szpiekina czy Katarzyny Z. Michalskiej jako Córki). Niezwykle ważna jest też prawie niema obecność Dzierżymordy, którego sytuację doskonale podsumowuje słowo, dwukrotnie wypowiedziane przezeń na początku spektaklu "Manamana". To zwariowana postać, zupełnie różna od reszty bohaterów przedstawienia. On i Chinka to jedyne osoby, które nie dążą do bycia lepszym, nie szukają popularności - godzą się na spokojną egzystencję, czasem tylko akcentując swoją obecność.

Przedstawienie Agaty Dudy-Gracz nie jest zapewne propozycją dla każdego - nie jest łatwe, lekkie, z pewnością nie należy także do przyjemnych. Jest męczące i gorzkie, pozostawia widza z niesmakiem, skłania do kłopotliwych refleksji nad własnym życiem. Bo czy przypadkiem nie jest tak, że we współczesnym świecie, każdy z nas dąży do tego, by być zauważonym, by wykreować lepszą wersję siebie, bo wymaga tego od nas "wyścig szczurów"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji