Artykuły

Lalki z duszą i seksem

Henryk Tomaszewski, reżyser, choreograf, mim i znawca sztuki pantomimy, twórca Pantomimy Wrocławskiej, po raz pierwszy reżyseruje w Warszawie.

Na małej scenie Teatru Narodowego przygotował "Traktat o marionetkach" na podstawie eseju niemieckiego dramatopisarza z przełomu XVIII i XIX wieku Heinricha von Kleista. Dziś premiera.

DOROTA WYŻYŃSKA: Jak to się stało, że po raz pierwszy reżyseruje Pan w Warszawie?

HENRYK TOMASZEWSKI: Miałem propozycję pracy w Warszawie, ale jakoś nigdy nie było mi po drodze. Wielokrotnie występowaliśmy z moim teatrem w stolicy gościnnie. Podczas ostatniej wizyty w Teatrze Narodowym z "Kaprysem" według Hauptmanna dyrektor Grzegorzewski zasugerował, że może bym kiedyś zrobił coś na jego scenie. Zaproponowałem esej Heinricha von Kleista.

D.W. - Nie będzie to pantomima, z którą przede wszystkim Pana nazwisko kojarzy się widzom.

H.T. - Od początku wiedziałem, że nie chcę robić w Warszawie pantomimy, choćby z tak trywialnego powodu, że musiałbym z Wrocławia sprowadzać swoich mimów. Nie byłoby pieniędzy na hotele dla nich itd.

Wybór eseju Kleista nie był przypadkowy. Łączy się on, może nie wprost, z tym, co dotąd robiłem. Ten tekst interesował mnie od lat. Kleist próbuje opowiedzieć w nim o roli ruchu w życiu człowieka. Idealny jest dla niego ruch lalki. Lalka nie posiada duszy, ale lalkarz, który ją prowadzi, poprzez sznureczki, wpusza w nią coś z siebie.

"Traktat o marionetkach" łączy różne formy sztuki scenicznej. Oprócz aktorów, którzy prowadzą dyskurs filozoficzny, występują tu tancerze, mimowie, lalkarz i jego lalki.

D.W. - W teatrze lalkowym dotąd Pan nie pracował?

H.T. - To prawda. Tym bardziej jest to dla mnie twórcze doświadczenie. W marionetce, w lalce istnieje jakaś tajemnica.

D.W. - Co Pana, osobę pracującą dotąd przede wszystkim z mimem, intryguje w lalce?

H.T. - Lalka jest niewinna i nieświadoma. Człowiek poprzez nitki wprowadza ją w ruch, i daje jej duszę. Nagle widzimy w niej nasze odbicie. Lalka jest antygrawitacyjna, na tym polega jej przewaga nad człowiekiem. Spełnia nasze marzenia o unoszeniu się, o lataniu.

Człowiek - jak pisał Kleist - znalazł się między Bogiem - jego doskonałością i nieskończonością a ograniczoną brakiem świadomości marionetką. Jednak świadomość stała się dla człowieka też pewnym ograniczeniem. Kleist namawia nas do powrotu do tej niewinnej nieświadomości. Musimy się zmienić wewnętrznie, a można to zrobić tylko poprzez miłość albo śmierć. Kleist napisał ten esej na rok przed zaplanowanym samobójstwem.

D.W. - Czy ma Pan swoją definicję pantomimy?

H.T. - Tworzę tę definicję od 42 lat. Co jakiś czas wydawało mi się, że już ją sformułowałem. Ale przychodzi kolejne przedstawienie i znów spostrzegam, że coś się nie zgadza. Pantomima uruchamia wyobraźnię. Uwielbiam przysłuchiwać się interpretacjom moich przedstawień. Często w ogóle nie miałem tego na myśli, a ktoś dostrzegł to. Na tym polega jej wielkość, bogactwo. Z całą pewnością są też granice pantomimy. Zauważyłem to, realizując "Kaprys" według Hauptmanna. Pewnych myśli nie dało się przełożyć na ruch, taniec...

D.W. - I posłużył się Pan słowem.

H.T. - Wiem, że wielu widzów się krzywiło, ale ja tego nie żałuję.

D.W. - Wracając do lalek. Czy mógłby Pan opowiedzieć o swoich lalkach - tych porcelanowych, które zbierał Pan przez lata, a które dziś możemy oglądać w muzeum w Karpaczu?

H.T. - Wiele lat temu w Poznaniu kupiłem w antykwariacie główkę porcelanowej XIX-wiecznej lalki. Potem przyszła druga, trzecia stara lalka. Zacząłem się nimi interesować, czytać na ich temat odpowiednią literaturę, szukać je na

giełdach staroci, przywozić z zagranicy. Kiedy już zebrałem pokaźną kolekcję, uznałem, że powinna powstać stała ekspozycja lalek. Burmistrz Karpacza podchwycił mój pomysł i podarowałem miastu cały swój zbiór.

D.W. - W muzeum znalazła się też lalka Barbie?

H.T. - Stoi w ostatniej gablocie. Lalka Barbie jest odzwierciedleniem naszych czasów. Tak jak bohaterki ulubionych dziś seriali jest piękna, dobrze ubrana, bogata, ma niezły samochód. Zaprosiłem do muzeum Tadeusza Różewicza. Kiedy przechodziliśmy koło lalki Barbie, zacząłem jak zwykle wygłaszać swoją teorię na jej temat, żalić się, że czasy porcelanowej lalki z duszą minęły bezpowrotnie. Liczyłem, że mi przytaknie. A Różewicz lekko się uśmiechnął i ożywiony wyszeptał: "Ale ona ma seks".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji