Artykuły

Ruch wyzwolony

Z Henrykiem Tomaszewskim rozmawia Bohdan Gadomski

BOHDAN GADOMSKI:

- I znowu kolejna premiera. Tym razem na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi. Każdy pana nowy spektakl, zanim zostanie pokazany publiczności, odbywa długą i trudną drogę. Jak było z "Królem siedmiodniowym"?

HENRYK TOMASZEWSKI:

- Podobnie jak z poprzednim. Każdą premierę poprzedza solidna praca nad przygotowaniem libretta, które opiera się na pierwowzorze literackim. Wybrany temat musi teatralizować ruch. Ale głównie to sprawa dotychczasowych doświadczeń całego zespołu, który razem ze mną go realizuje. Samą techniką nie można zrealizować pantomimy. Bardzo ważne jest to, w jaki sposób mimowie dochodzą do tematu. Sam bardzo mało teraz pokazuję, po prostu rzucam temat i aktorzy zaczynają go wykonywać. Owszem, poszczególne role są wymyślone dla konkretnych odtwórców, ale też i oni bardzo dużo dają z siebie. To, co w efekcie końcowym ogląda widz bywa często osobistą kreacją moich mimów, bo na tym obecnie polega praca we Wrocławskim Teatrze Pantomimy. Jest ona uzależniona od predyspozycji każdego z aktorów plus ich umiejętności technicznych.

Motyw dionizejski stale się u mnie przewijał. Obecnie jest tylko jednym z wariantów tego samego tematu.

B. G. - Treścią "Króla siedmiodniowego" jest sprzeczność natury ludzkiej, oscylująca między wzniosłością a codziennością. Czy musiał pan szukać jej aż w starym bizantyjskim obyczaju?

H. T. - Podstawowa wiedza i mądrość o człowieku zawarta jest w starych legendach i mitach. Jest nieprzemijająca. Przełożyłem więc stary mit na współczesność. Święto Bachusa nadal jest obchodzone, chociaż co 25 lat i w złagodzonej formie. Ma to miejsce w szwajcarskim miasteczku Vevey w okresie winobrania. Ja tylko udramatyzowałem ów obyczaj w sposób ekstremalny.

B. G. - Jakie tematy są szczególnie atrakcyjne dla teatru pantomimy?

H. T. - Trzeba sięgać do sedna tematu, czyli przemiany. Muszą to być tematy, które wypowiadają się poprzez naszą cielesność, ruch ludzki i zawierają ową metamorfozę.

B. G. - A dla pana indywidualnie?

H. T. - Moja praca jest doświadczona ruchem i to staram się przenieść na teatr.

B. G. - Będąc zainspirowanym sztuką "Bachus" Jeana Cocteau, podziela pan poglądy tego francuskiego filozofa o braku perspektyw dla młodzieży, która poszukując siebie nie wie, kiedy ma zachować dystans, a kiedy wdać się w spór z zasadami i normami, jakie narzuca się jej ze wszystkich stron. Czyżby w tej materii nic się nie zmieniło w ostatnim stuleciu?

H. T. - Mnie interesuje nie tyle młodzież co młodość, ów okres przejściowy, niepewny, krótki. Moment, gdy mija dzieciństwo, a dojrzałość jeszcze nie nadeszła. Wyznacznikiem przemiany będzie czas.

B. G. - Jak ocenia pan współczesną młodzież?

H. T. - Cocteau patrzy na młodość jako wolność. Owe "siedem dni" z bizantyjskiego obyczaju oznaczają właśnie ów okres przejściowy. Ja również obserwuję młodych ludzi od strony pewnego etapu życia jako takiego. Nie uogólniam zagadnnienia młodzieży, raczej zwracam uwagę na charakterystyczne symptomy narzucane przez rzeczywistość. Interesują mnie zagadnienia ponadczasowe, wolne od wszelakich czasowych uwarunkowań naszego bytu.

B. G. - Młodzież i młodość zawsze dominowały w zespole pańskiego teatru, czyli stawia pan przede wszystkim na młodych mimów.

H. T. - Ruch, będący podstawą pantomimy związany jest z młodością, ale nie uważam, żeby wszyscy moi mimowie musieli być młodzi. Starsi artyści mają ciekawszą osobowość i potrafią więcej przekazać na scenie.

B. G. - Główne role odtwarzają u pana wyłącznie doświadczeni mimowie, a szczególnie jeden, od lat nie oddający nikomu pierwszeństwa w roli lidera.

H. T. - Istnieje pewna fascynacja reżysera aktorem, która łączy. Mam w zespole długoletnich partnerów. Doskonale się rozumiemy. Adepci muszą zdobyć odpowiedni zasób wiedzy technicznej, którą nabywa się z latami pracy.

B. G. - Jak więc długo trzeba terminować w pańskim teatrze, żeby zaistnieć i zagrać dużą rolę?

H. T. - Zależy to od gotowości mima. Jedni spełniają się wcześniej, ale za to dalej się nie rozwijają i odwrotnie. Każdy z mimów ma w moich spektaklach duże możliwości wypowiedzenia się ruchem i sam musi wiedzieć czy sprawia mu to przyjemność.

B. G. - Zdarza się, że ci najzdolniejsi odchodzą - dlaczego?

H. T. - Powody są przeróżne. Ale jeśli ktoś jest niezadowolony z pracy powinien odejść i sam musi wiedzieć, dlaczego odchodzi. Czasami z uwagi na sposób odejścia daje mi to dużo do myślenia.

B. G. - Jacy kandydaci trafiają do wrocławskiej pantomimy?

H. T. - Różni. Przeważnie tacy, którzy zetknęli się gdzieś z pantomimą, mają predyspozycje i zainteresowania w tym kierunku. Przychodzą absolwenci szkół baletowych i szkół teatralnych, ale w większości jednak bardzo młodzi ludzie "z ulicy", których przygotowujemy do zawodu, jeżeli zauważalne są specjalne uzdolnienia. Trzeba jednak pamiętać, że zawód mima jest dość efemerydalny i zdarza się, że trzeba z niego rezygnować, szczególnie wtedy, gdy mim nie rozwija się dalej.

B. G. - Czasy mamy teraz skomplikowane. Wszystko wskazuje na to, że będzie nam panował władca biznes i jego żona komercja. Jak spróbuje odnaleźć się w tej sytuacji pantomima, którą trzeba dotować, i która jest sztuką szczególnie ambitną, trudną i elitarną?

H. T. - Chcę wierzyć, że nigdy nie zabraknie nam widzów. Sale, jak do tej pory, są pełne na moich spektaklach, chociaż widz masowy, szukający w teatrze rozrywki, nie trafia do mnie. Mamy za to widza, który czeka na nasz przyjazd z kolejną premierą. Obawiam się tylko o ceny biletów, które kalkulowane są coraz wyżej. Powstaje problem, czy młodzież stać będzie na taki wydatek. Bardzo zależy mi na młodym odbiorcy, który stanowi pokaźny procent naszej widowni. Swój najnowszy spektakl właśnie do nich przede wszystkim kieruję.

B. G. - "Król siedmiodniowy" jest smutnym widowiskiem, tragicznym w wymowie. Czy realizując je nie wziął pan pod uwagę, że współczesny widz wolałby bardziej optymistyczną wizję i pogodniejsze przesłanie?

H. T. - Czynnik optymistyczny istniał w moich spektaklach chociażby w tych momentach, gdy ruch wyzwala się i ukazuje w formie czystej, wymarzonej, często utopijnej. W moich pantomimach nie triumfuje jedynie deformacja, groteska i karykatura, ale także ruch wyzwolony. Świadomość, że coś takiego istnieje, jest dla mnie czynnikiem optymistycznym. Temat, literatura, anegdota są smutne, ale w moich przedstawieniach zawsze występuje element wyzwalający człowieka, który staje się piękny.

B. G. - Czy, jak zwykle, nie zdradzi pan swoich planów na przyszłość?

H. T. - Oczywiście, że nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji