Artykuły

Emigrant, czyli łóżko pełne kobiet

"Dziennik tom 2 1970-1979" Sławomira Mrożka obrazuje porachunki z sobą, Polską, alkoholem oraz kobietami - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Finał pierwszego tomu był obszernym trenem dedykowanym pierwszej żonie: bolesnym rachunkiem sumienia dokonanym po śmierci zbyt późno docenionej miłości. Tom drugi sam autor nazywa zapiskami neurastenika. Na 824 stronach, które nie mają tej klasy, co korespondencja z Lemem, opisuje kolejne odsłony depresji emigranta, podlewane mocno whisky, która zachwyca ("To lepsze niż "Śmierć w Wenecji" Viscontiego według Manna"), ale i szkodzi ("Na trzeci dzień szkodzi jeszcze bardziej"). Bywało, że zatruł się czymś "co miało być marihuaną". Jednak głównym narkotykiem są kobiety.

Pisze: "O jakim wyzwoleniu one mówią, kiedy w najważniejszym są mistrzami i panami. Odkąd nie można kupować ich na targu i trzymać w haremie, wszystko stracone. To one decydują, nie my. Możemy je tylko uwodzić, to znaczy żebrać. One wybierają dzień, noc i godzinę, one mogą się zgodzić albo nie".

Ujawnia męski szowinizm, notując największy paradoks związków z przedstawicielkami płci pięknej: wątpi w ich intelekt: "A że przeważnie są głupie, uwodzenie polega na popisie (naszym) głupoty (...) Najchętniej zadają się one z ładnymi miernotami. (...) Nie odczuwają wtedy swojej niższości (umysłowej)".

A jednak portretowane anonimowo panie - Polki, Francuzki, a nawet Azjatka!, w końcu przekonują Mrożka do siebie: "Nie mogę żyć bez kobiet. To znaczy życie bez nich jest nędzne. Przy tym nie mam na myśli tylko leżenia z nimi w łóżku (choć to przede wszystkim)".

Mrożek cierpiał, bo nie wierzył w wartość swojej twórczości. Pisze, że Tom Stopard, który pomagał w tłumaczeniu "Tanga" na angielski, dekadę później zostawił Polaka w tyle. "Nie jestem ani genialny, ani nie mam wyjątkowych zdolności. (...) Nie będę niczym szczególnym - więcej niż na miarę polską". Z depresji ratuje go chęć porządku: "Czyść buty i myj zęby".

Na początku lat 70. zaczął żałować, że opuścił Polskę. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że gdyby nie wyjechał, byłoby jeszcze gorzej. Oto korzenie "Emigrantów". Przynieśli mu sukces. "Vatzlav", którym się zachwycał, poniósł klęskę..

Na marginesie filmu "Życie rodzinne" Krzysztofa Zanussiego definiuje istotę polskości: udawanie. "Stąd Polacy tak podatni są na tandetę. Można nas zwabić każdą manierą. Sami widząc się jako mit, stwarzamy mitologie na każdy inny temat. (...) Kto nie udawał w Polsce? Chłopi i Żydzi. Żydów już nie ma, a chłopi, gdy tylko przestają być chłopami, nabierają pańskich manier. To znaczy zaczynają udawać".

Przyznając, że w młodości uciekł przed polskim romantyzmem i mesjanizmem w marksizm, entuzjazmuje się wyborem Karola Wojtyły na papieża: "Po raz pierwszy (...) mam ochotę powiedzieć "my". My parokrotne - my, Polacy, my - chrześcijańska cywilizacja (...) Może odtąd zacznie się lepiej?".

Potwierdziły się słowa pisarza o niepodległości Polski: "Może i będzie, ale skutki kalectwa, na jakie została skazana na tak długo, bardzo długo pozostaną".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji