Artykuły

Sprzedać Scarlett jak mydło

"Księżyc i magnolie" w reż. Macieja Wojtyszki w Teatrze TV. Pisze Piotr Zaremba w UWAŻAM RZE.

Dwa razy sztuka "Księżyc i magnolie" spadała z poniedziałkowego Teatru TVP. Wreszcie ją pokazano.

Tekstem amerykańskiego scenarzysty Rona Hutchisona zajął się jeden z moich ulubionych telewizyjnych reżyserów i adaptatorów literatury Maciej Wojtyszko. Pech chciał, że dwa razy czekałem przed telewizorem, a za trzecim oglądałem przedstawienie, biegając po mieszkaniu i odbierając telefony. Nie do końca wychwyciłem więc zapowiadaną przez "Gazetę Telewizyjną" "niewesołą pointę".

Cała sztuka o tyle jest niewesoła, że oglądamy, jak powstaje realne dzieło filmowe: "Przeminęło z wiatrem". Preparowane na pierwszym etapie przez trzech facetów zamkniętych w pokoju. Scenarzysta wcale nie zna książki, a odgrywający wobec tego przed nim główne sceny producent i reżyser podchodzą do słynnej powieści z małym nabożeństwem.

Rzecz jest bardziej złożona: producent David Selznick (świetny Marcin Dorociński) jest nią zafascynowany. Ale jako produktem. Do tego dają o sobie znać w paru momentach żydowskie traumy (Selznick i scenarzysta Hecht są Żydami). Amerykańskie mity znajdują się w rękach komiwojażerów, którzy się z nimi nie identyfikują. Prawda o Hollywood!

W sumie mamy trochę historycznych smaczków, choć główna myśl: "popatrzcie, jak jest naprawdę", nie zaskakuje. Jak na okoliczności powstania, słynny film "Przeminęło z wiatrem" z roku 1939 nie przerażał zresztą absurdami czy nagięciami treści do potrzeb współczesnej publiczności. Selznick miał jednak intuicję.

Oddzielnym wątkiem są dylematy trzech panów wobec politycznych tez Margaret Mitchell, żarliwej obrończyni racji niewolniczego Południa. Hutchison sam tu nagina realia: w roku 1939 nie istniało pojęcie "politycznej poprawności". Hecht powołuje się zaś na nią, nie chcąc napisać sceny, w której Scarlett 0'Hara policzkuje murzyńską dziewczynkę. W rzeczywistości lata 30. to czas wciąż powszechnie akceptowanych rasowych uprzedzeń w USA, także na Północy.

Niezależnie od tego, jak było, dotyka się tu ważnego dylematu. Sam pamiętam swą radość, kiedy scenarzysta pierwszej wersji filmowego "W pustyni i w puszczy" przyznał więcej racji niż Sienkiewicz Arabom porywającym Stasia i Nel. Wbrew intencjom pisarza, który patrzył na historię oczami zaborczych Anglików. Jeśli wam tonie przeszkadza, obejrzyjcie serial "Michał Strogow - kurier carski", gdzie wspaniały Rosjanin pokonuje złego tatarskiego księcia, który walczył z Rosją o wolność swego narodu w tym samym czasie co Polacy. Zgroza, ale Jules Verne tak to widział.

Na pytanie, czy przerabiać, zgodnie z naszą wrażliwością, nie mam więc łatwej odpowiedzi. Jeśli dziś się do poprawiania pisarzy nie palę, to dlatego, że powstaje straszny, w istocie antycywilizacyjny front wyrzucania dawnej literatury na śmietnik - w imię poprawności politycznej właśnie: bo za mało było o kobietach, bo lekceważyło się dzikie ludy itd. W tej sytuacji nie wystarczą już drobne retusze, a ja instynktownie skupiam się wokół dawnych dzieł. Choć wiem, że z Sienkiewiczem na temat Kozaków w "Ogniem i mieczem" nie zgodzę się nigdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji