Artykuły

Autor nie wstawał

Czekałem, kiedy autor wstanie i krzyknie: "To nie mój tekst!" -powiedział po spektaklu Mirosław Neinert - reżyser i jeden z wykonawców "Kwartetu dla czterech aktorów". Bogusław Schaeffer nie wstał. Bawił się znakomicie razem z całą widownią.

Przedstawienie "Kwartetu" było drugim teatralnym akcentem rozpoczętego w ubiegły weekend Festiwalu Bogusława Schaeffera. W piątek w Pałacu Sztuki otwarto wystawę grafiki krakowskiego kompozytora i dramaturga, w sobotę w tym samym miejscu krakowski Teatr Mniejszy zagrał swój popisowy numer - "Fragment II dla dwóch aktorów i skrzypka" w reżyserii samego autora. W niedzielę przyszła kolej na Korez. Działający od kilku lat w Chorzowie, niezwykle ruchliwy, jeżdżący po Polsce i Europie teatr Mirosława Neinerta bez najmniejszych kompleksów zagrał w "jaskini lwa" - mieście Schaeffera, Kaczyńskiego, Grabowskich i Peszka.

Czwórka komediantów, w której obok szefa oraz Bogdana Kalusa i Piotra Warszawskiego znalazł się niemalże debiutant - Dariusz Stach - zagrała brawurowo. Nie ma oczywiście sensu porównywanie ich dzieła do produkcji braci Grabowskich, Jana Peszka i Jana Frycza w Teatrze STU, ale nie dlatego, że są gorsi. Oni grają inaczej.

Są mniej agresywni wobec publiczności (wyjątek stanowi wzięta z arsenału środków Mikołaja Grabowskiego scena ściągania widzom butów i sprawdzania skarpetek), bardziej prywatni. W szeregu wpisanych przez nich w pojemną kompozycję Schaeffera improwizacji i wstawek znajduje się też miejsce na "przeżycie pokoleniowe" - przezabawne wspomnienie wizyty Edwarda Gierka wśród harcerzy: Bez względu na to, ile w tym wspomnieniu prawdy historycznej, a ile czystej błazenady, scena przekonuje wiarygodnością przeżyć.

Aktorzy Neinerta, choć głoszą Schaefferowski tekst o muzyce i jej nieskończonych możliwościach, bardziej skupiają na sobie uwagę jako próbujący wzlecieć ponad przeciętność szarzy ludzie, niż fruwający w obłokach i zapraszający do podniebnej podróży artyści. Oglądając Korez chce się wierzyć - parafrazując inny tekst Schaeffera - że "pieprzone życie" może jednak być czasem nie gorsze od pieprzonych pierożków.

Publiczność bez względu na płeć, wiek i rangę daje się bez reszty uwieść tekstowi Schaeffera i improwizacjom Korezowców. Widza cieszy ich gra i zgrywa, cieszą ich wzajemne spory i zabiegi o sympatię widza, Bogusława Schaeffera cieszy pewnie i to, że hulając trochę po jego tekście nie tracą dyscypliny formalnej, jaką założył. Dlatego nie musi wstawać i krzyczeć: "to nie mój tekst", ale podchodzi do czterech śmiałków i ocierając łzy rozbawienia serdecznie im gratuluje.

[dokładna data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji