Artykuły

Rzecz o emigracji

W ostatniej premierze Starego Teatru, wywiedzionej z dramatu Wyspiańskiego, właśnie wywiedzionej z tekstu "Powrotu Odysa" przez Krystiana Lupę, witam przedstawienie bardzo oryginalne. Oto reżyser po długich poszukiwaniach (także autorskich kreacjach teatralnych), zapoczątkowanych jednym z najbłyskotliwszych debiutów, pamiętnymi "Nadobnisiami i koczkodanami", przedstawia swój spektakl najdojrzalszy...

"Powrót Odysa" nosi podtytuł według Stanisława Wyspiańskiego, ale nie oznacza to kolejnego "widzimisię" reżysera, który postanowił autora do swej wizji przykroić. Jest to, jak pisze Lupa w programie, "próba wierności". Myślę, że twórca spektaklu (tak jak niedawno Jerzy Grzegorzewski w tym samym teatrze we wspaniałych "Dziesięciu portretach z czajką w tle" według Czechowa) unaocznił najgłębszy sens utworu Wyspiańskiego. Oto "Powrót Odysa" staje się tekstem dla teatru Lupy fascynującym, gdyż jako dramat napisany "w obliczu śmierci, w ciągu kilku dni, w klimacie niecierpliwego napięcia i ekstazy" przylega do owych objawień i olśnień ze śmiercią związanych, których pełne są spektakle tego reżysera.

"Nakazem WIERNOŚCI - pisze on - staje się ocalenie intensywności przeżycia świata i kondycji ludzkiej - intensywności spotkania z tajemnicą, jaka w obliczu śmierci pchnęła Wyspiańskiego do napisania w ciągu kilku dni tego dramatu".

Skomplikowane i ciemne przesłanie dzieła Wyspiańskiego, jako metafizycznego dramatu tułactwa, od dawna było przedmiotem analiz i interpretacji.

Pisał Stefan Srebrny: "Co było indywidualne, staje się powszechne, co było ziemskie, staje się kosmiczne; odsłania się metafizyczne tło dramatu".

Stefan Kołaczkowski: "Co czyni Odyseusza bohaterem tragicznym? Jedno tylko: tragedia tułactwa. Wrażenie to powszechne. Na jakiej zasadzie wiążemy z tułactwem tragizm? Tułactwo może być nieszczęściem największym, ale samo przez się tragiczne nie jest. Jedną z najtragiczniejszych natomiast jest koncepcja życia jako tułactwa ducha ludzkiego". Pisał też o tym ostatnio Jan Nowakowski.

Lupa zna oczywiście, te interpretacje. I potrafi z nich wyciągnąć najdalsze konsekwencje. Owa emigracja Ducha widoczna jest w krakowskim przedstawieniu nieomal namacalnie. Gęstość materii, którą spektakl jest przesycony, jak trujący opar spada na publiczność zamykając ją w dusznym kręgu rozważań o esencji tułactwa, nie tylko jednostkowego, nie tylko fizycznego (a więc politycznego, literackiego, socjologicznego...), choć oczywiście wszystko to w przedstawieniu pobrzmiewa, lecz nade wszystko, by tak powiedzieć, o archetypie tułactwa. I dlatego nie to jest ważne, że o końcu starożytnej odysei pisze artysta polski. Zacierają się bowiem podziały geograficzne, czasowe, przestrzenne, panuje pozorne, lecz tylko pozorne materii pomieszanie: po scenie kręcą się postacie o "proweniencji" żydowskiej, japońskiej, na głowę Odysa wkłada się koronę cierniową... Widać wyraźnie, że dla reżysera antyk nie jest tylko czerpaniem ze starożytności greckiej czy rzymskiej ubranej w kostium Polski lecz ów "Powrót Odysa" odsłania pewien zbiór archetypów kulturowych, z których wyłania się czytanie antyku znacznie szersze. Antyk staje się źródłem mitologii dzieciństwa, tak jak sięgnięcie przez Wyspiańskiego w starożytność było sięgnięciem w siebie, w dzieciństwo. Lupa proponuje ów melanż japońsko-grecko-chrześcijański jako odwołanie się do zgoła jungowskiej interpretacji jaźni zbiorowej i jednostkowej.

Bo "Powrót Odysa" to, według reżysera, "dramatyczne spotkanie człowieka z rzeczywistością, z której wyszedł, która go ukształtowała". I dorzuca:

"Dwie są przestrzenie człowieka: przestrzeń Itaki i przestrzeń wędrówki. Itaka jest macierzą - rzeczywistością, która człowieka wydała i uformowała".

Takie czytanie idei Itaki rodzi jedną z najpiękniejszych scen spektaklu, w której Odys widzi za szklaną szybą rajski świat ojczyzny, skąpanej w oślepiających barwach i słodkim wspomnieniu. Ale musi rozbić tę szybę, gdyż

Nikt żywy w kraj młodości raz

drugi nie wraca.

Młodość, raz już miniona, minęła

niezwrotnie.

Nowe rozpoczniesz życie - nowa

czeka-ć praca:

Życie nowe, wznawiane życie -

wielokrotnie.

Świat inny, w którym będziesz - co

już cię otacza,

zmienion jest w twoich oczach myśli

twoich zmianą.

Byt duszy nieśmiertelny - zaś dola

tułacza

widzi wszędy daremno ojczyznę

kochaną.

Pojawienie się wizji szczęśliwej Itaki dzieciństwa jest wstrząsające tym bardziej, że jawi się ono po okrutnej scenie wymordowania zalotników, brawurowo rozegranej, w której rytm zabójstw znaczony jest pulsowaniem światła gasnącego i zapalającego się przy każdym kolejnym konaniu. "W ojczyźnie własnej odnalazłem piekło", powie Odys. Nie ma już niczego z dawnych uroków i omamień. Powrót z emigracji jest klęską. Nie można cofnąć czasu.

Krystian Lupa buduje III akt "Powrotu Odysa" w czarnej tonacji żałoby: ze śpiewu syren, z bezruchu konającego bohatera, wygłaszającego swój olbrzymi monolog, z ciemności, w której majaczą postacie poruszające się w jakimś spowolnionym pochodzie. Ten niezwykły obraz teatralny zmierza do olśniewającego finału. Oto nagle, w ostatnim błysku świadomości, Odys widzi rzeczywistość: tłum zmęczonych, szarych, zmiętych ludzi, których płynący łodzią Hermes prowadzi w krainę umarłych. Wyspiański trzykrotnie umieszczał ową łódź Charonową w swych dramatach, łódź-wybawienie przez śmierć: w "Legionie", "Nocy listopadowej" i w "Powrocie Odysa". Ale reżyser odziera tę sekwencję z dekoracji antycznych. Ostatni przedśmiertny błysk świadomości Odysa rozdziera ciemności okrywające scenę i w tłumie zaludniającym łódź Charona rozpoznajemy się - my. Ten finał podsumowuje niejako interpretację, podpisuje jakby spektakl, który jest przypowieścią o ojczyźnie uwierającej nasze serca jako nieujarzmiona tęsknota i niespełnialne pragnienie. I nie jest to tylko aktualna opowieść o emigracji naszych poetów i polityków - taka interpretacja byłaby zbyt trywialna i dzisiaj zbyt łatwa. Jest to historia emigracji najtrudniejszej, bo tkwiącej w wyborze przez nas samych ojczyzny wytęsknionej, w autoselekcji marzeń, uczuć, natręctw...

Rozumiem, że przedstawienie może budzić opory. Wymaga bowiem skupienia, które jest dla nas bardzo trudno osiągalne. Kto jednak potrafi poddać się wizji reżysera i pozwoli sobą owładnąć mrokowi i spokojowi śmierci, jaki sączy się w ciągu tego teatralnego wieczoru, może dostąpić oczyszczającego ravissement. Zwłaszcza że zespół Starego Teatru zaufał Lupie i gra w tym przedstawieniu z autentycznym zaangażowaniem. Jerzy Trela rolę Odysa dołączył do swych wielkich kreacji. Natężenie skupienia, napięcie, które emanuje z jego aktorstwa, nadaje podskórny puls całemu spektaklowi, nawet kiedy aktor tkwi nieruchomo w ciemnościach sceny nie sposób o nim zapomnieć. Z głębokim zrozumieniem intencji reżysera gra zresztą cały zespół.

Spektakl, jak to zwykle dzieje się u Lupy, jest przepojony muzyką, która niejednokrotnie nadaje mi nawet pewne rozwiązania formalne, staje się jego siłą organizującą. Tę fascynującą muzykę napisał Stanisław Radwan i przyczynia się ona walnie do zwycięstwa spektaklu. Nie sposób zapomnieć wielu właśnie muzycznych fragmentów, jak chociażby śpiewu syren (niezwykłe Renata Kretówna i Dorota Pomykała), tęsknego, jękliwego i złowieszczego:

Pieśń żywota twego, bohatyrze,

pieśń żywota nucę.

Pieśń wieczystą wydzwaniam na lirze,

w pieśni żywot wrócę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji