Artykuły

Reżyser, pan i bóg czasu

Widzowie mają do wyboru: 330 minut Szekspira u Warlikowskiego albo 75 minut Zapolskiej według Glińskiej - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

"Wytrzymałość jest absolutnie niezbędna" - powiedział Peter Stein, wybitny twórca światowego teatru, zapraszając w zeszłym roku na 12-godzinną adaptację "Biesów" na prestiżowym Lincoln Center Festival.

Do dawnej bazy wojskowej na Governor's Island zabierał widzów prom z Nowego Jorku. Podróż w świat Dostojewskiego rozpoczynała się o 9.45 i nie było możliwości powrotu przed północą. Bilety sprzedawały się jak ciepłe bułeczki, choć nie były tanie - od 175 do 225 dolarów, z lunchem i kolacją w cenie.

Faust non stop

W Nowym Jorku niemiecki reżyser i tak się ograniczał. Nie stosował ulgi wobec gości Expo w 2000 r. w Düsseldorfie, gdzie zaprezentował w całości obie części "Fausta". Spektakl reklamowano jako 12 tysięcy 110 wersów Goethego na żywo. Superprodukcję, która kosztowała 15 mln euro, można było oglądać w wersji 24-godzinnej albo przez trzy wieczory - po osiem godzin. Razem z biletem oferowano posiłki i kawę.

Pośród rekordzistów znajduje się inny guru światowego teatru Robert Wilson. W 1984 r. zaproponował organizatorom letnich igrzysk olimpijskich w Los Angeles produkcję spektaklu "The CIVIL warS: A Tree Is Best Measured When It Is Down" o długości 12 godzin. Nie dokończył dzieła - do rezygnacji zmusili go producenci z Olympic Arts Festival, wymawiając się brakiem środków. Wilson ma jednak na koncie inny 12-godzinny spektakl, "The Life and Times of Joseph Stalin".

Spotkania z widzami lubił celebrować Peter Brook. W 1985 r. zrealizował z udziałem dwóch polskich aktorów - Ryszarda Cieślaka i Andrzeja Seweryna - dziewięciogodzinną adaptację hinduskiego poematu "Mahabharata". Przez trzy lata była ozdobą najważniejszych światowych festiwali. Długości spektaklu nie zaakceptował jednak producent filmowej wersji i zażądał skrócenia widowiska do sześciu godzin. Z myślą o DVD zrealizowano jeszcze krótszą wersję - trzygodzinną.

Do historii polskiego teatru przeszło 8,5-godzinne przedstawienie Andrzeja Wajdy "Z biegiem lat, z biegiem dni" w Starym Teatrze. Historię dwóch krakowskich rodzin oparł na kolażu dramatów z przełomu XIX i XX wieku, m.in. Zapolskiej i Bałuckiego. Spektakl cieszył się tak dużym powodzeniem, że na jego podstawie zrealizowano serial telewizyjny.

Przeklęci artyści

Jednak klasykiem epickich widowisk u nas jest Krystian Lupa. Reżyser od kilkunastu lat przekracza ramy tradycyjnego dramatu. Wykreował na scenie świat arcydzieł wielkiej prozy przełomu XIX i XX wieku. Realizując "Lunatyków" Brocha i "Braci Karamazow" Dostojewskiego, pokazał erozję religijności, eksplozję psychoanalizy, emancypację płci i początki rewolucji seksualnej. Pointę dał w dwuczęściowym "Factory 2" [na zdjęciu] o Andym Warholu.

Teatralne maratony pozwalają zrozumieć, dlaczego w średniowieczu ludzie sceny byli wyklęci przez Kościół. Uważano bowiem, że twórcy spektakli uzurpują sobie prawo do naśladowania boskiego aktu stworzenia, co jest przejawem pychy i bluźnierstwa. I dziś istotą wielogodzinnych produkcji jest próba stworzenia świata alternatywnego bądź równoległego wobec rzeczywistości, dania widzom szansy wejścia w aurę, a nawet skórę, świadomość i emocje - najsłynniejszych bohaterów literatury.

Podczas wielogodzinnych spektakli reżyser gra rolę boga. Zaprasza na rodzaj medytacji. Proponuje zniesienie granicy między realnością a iluzją, zgodnie z zasadą: "świat jest teatrem, a życie snem". Niczym demiurg reguluje czas życia bohaterów, aktorów i widzów. A gdy spektakl wciąga - chce się wrócić do teatralnego świata jeszcze raz. Kiedy zaś widowisko grane jest w częściach - na następną czeka się jak na randkę.

"Dziady" w całości

W ostatnich latach zwycięża nowa tendencja: łączenia w jednym teatralnym wieczorze kilku tekstów. Pozwala to lepiej wychwycić procesy cywilizacyjne, niezauważalne w pokawałkowanym tradycyjnym teatrze.

Mistrzem takich kolaży jest Belg Ivo van Hove. Jego sześciogodzinne "Rzymskie tragedie" oparte na "Koriolanie", "Juliuszu Cezarze" oraz "Antoniuszu i Kleopatrze" pozwalają zrozumieć czas rzymskiej demokracji i jej upadek. Dosłownie: bo widzowie siedzą na scenie, oglądają dramat wolności z bliska. Inny wybitny reżyser, Flamand Luk Perceval, łącząc w "Szlachten" kroniki królewskie Szekspira, przedstawił krwawy mechanizm walki o władzę. Podobny zabieg zastosował Krzysztof Warlikowski. W "Opowieściach afrykańskich według Szekspira" stworzył portret mężczyzny na podstawie "Otella", "Kupca weneckiego" i "Króla Leara".

Problem jest, gdy adaptacja pęcznieje od pobocznych wątków. Dlatego wielogodzinne spektakle wymagają szczególnej precyzji i znakomitego aktorstwa. Jeśli ich brakuje, dla widza lepsze jest obejrzenie dzieła w skrócie, na przykład 75-minutowej "Moralności pani Dulskiej" Agnieszki Glińskiej.

Tymczasem przed nami dwa maratony: Krzysztof Garbaczewski pokaże w dwa wieczory adaptację "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta w opolskim Teatrze im. Kochanowskiego, a Michał Zadara wystawi w całości "Dziady" we wrocławskim Teatrze Polskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji