Prowokacja
- "Jak można się tak wygłupiać! - okrzyk licealistki oznaczający podziw, kokieteryjne oburzenie i zgorszenie, a wreszcie... zazdrość - oto najkrótsza recenzja spektaklu Mikołaja Grabowskiego. A przecież sceniczna partytura "Kwartetu dla 4 aktorów" Bogusława Schaeffera nie jest cyrkową błazenadą.
Prowokacja obyczajowa i estetyczna to nerw Schaefferowskiego świata. Samo - i wzajem - kompromitacja to jego materia. Prowokacja?
Ależ to wszystko tak dobrze znamy! Schematy zachowań, fragmenty wziętych wprost z ulicy niby - rozmów, a naprawdę tratujących się nawzajem głuchych monologów, parodie małych niezręczności i zakłamania - to wszystko, bliskie i codzienne, na scenie bulwersuje i śmieszy.
W Gliwicach, bo tam właśnie wystąpił Grabowski ze swoim zespołem, dopisała młodzież. Imponowała jej wspólna zabawa z aktorami, aura happeningu, absurdu, sowizdrzalskiej kpiny i przekory. Gra słowna sąsiadowała z akrobacją, statyczne wyciszenia z bieganiną pośród "ochów" i "achów" zdezorientowanej publiki. "Kwartet" to forma mozaikowa "Solówki" aktorów, popisowe duety, polifoniczne chórki, w których rozpoznamy własną zacietrzewioną i przekrzykującą się codzienność - to elementy składające się na suitę teatralną, która nie może nużyć. W groteskowo wdzięczących się kontredansach tekst pada od niechcenia, rzucony mimochodem lub jest wyłożony ze swadą doktora Miodka.
Spektakl przypomniał, że teatr to doskonała zabawa i estetyczna satysfakcja - uwolniona od powinności etyczno-patriotycznych. Piramidę z czterech aktorów rozpoczynającą i kończącą przedstawienie można więc uznać za znak porozumienia z widzem: "Przyszliście patrzeć, jak robimy z siebie błaznów i pokazujemy sztuczki. Nie udawajcie, że chodzi wam o delicje dla ducha!"