Życie na walizkach
Od ośmiu lat gra w "Klanie". Czas dzieli między Warszawę i Kraków, gdzie mieszka oraz pracuje w Starym Teatrze. - Nie przypuszczałem, że będzie to tak długa przygoda - mówi PIOTR CYRWUS.
Żyje Pan na walizkach...
- Serial i teatr to moje dwa motory napędowe. Dzięki dobrej woli dyrekcji teatru i producentom serialu, udaje mi się godzić dwie posady. Zdarza się, że wstaję o piątej rano i jadę do Warszawy, a wieczorem staję na scenie w Krakowie. Chciałbym jednak otrzymywać więcej propozycji. Bo wiem, że mam jeszcze sporo do zaoferowania.
Jak się Pan czuje, przez tyle lat grając Ryśka?
- Nie zwariowałem. Odróżniam siebie i Lubicza. Nie przypuszczałem, że będzie to tak długa przygoda. Zdarza się, że obcy ludzie zwracają się do mnie "panie Lubicz". Gdy kuzyn powiedział do mnie "Ryszardzie", trochę się przestraszyłem. Rodzina zapomniała o mojej tożsamości? Jednak nie spłacam długów Lubicza, a on nie załatwia moich spraw.
Czy miał Pan ochotę kiedyś porzucić aktorstwo?
- Kilka razy dziennie o tym myślę. Ten zawód ma w sobie tyle samo piękna, co rozczarowań. Jestem ciągle niezadowolony z efektów swojej pracy. To motywuje do działania, więc rozwijam się jako człowiek i aktor. Są chwile satysfakcji z dobrze wykonanego zadania, ale to tylko chwile.
Podobno interesuje się Pan piłką nożną...
- Lubię oglądać np. Ligę Mistrzów i tenis. Sam też "odbijam piłkę rakietą". Poza tym jeżdżę na nartach. Głównie w Tatrach, ale nie powiem gdzie. Sport to relaks. Ludzie mówią, że są zbyt wykończeni, aby jeszcze się męczyć fizycznie. Błąd. Gimnastyka równoważy pracę umysłową.