Artykuły

Aktorskie powołanie

- O godz. 10 nagranie w radio. Potem, o 12 trzeba szybko zjeść obiad, bo o 13 zaczyna się trzygodzinna próba na scenie, gdzie parę litrów potu musimy z siebie dać. Mniej więcej o wpół do szóstej jesteśmy już po prysznicu i zaczynamy myśleć o przedstawieniu, które zaczyna się o 20.30. A więc półgodzinna drzemka, po czym trzeba coś zjeść, przedstawienia rzadko kończą się przed 23.30 - ANDRZEJ SEWERYN o pracy w Comédie-Francaise.

Wspaniały aktor, wykładowca, reżyser, przed laty jako trzeci cudzoziemiec w historii Comédie-Francaise dostał angaż do tego francuskiego teatru, jednego z najbardziej prestiżowych zespołów teatralnych na świecie. Od roku dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie. Posiadacz orderów i własnej garderoby w Comédie-Francaise. Najbardziej francuski polski aktor.

Andrzej Sołtysik: Panie Andrzeju, czy Francja to Pana ziemia obiecana?

Andrzej Seweryn: Francja była jedną z moich ziem obiecanych, tak jak granie w filmie Andrzeja Wajdy pod tym samym tytułem. Była dla mnie jednym z etapów drogi artystycznej, a więc i życia. Pojechałem tam z Andrzejem Wajdą, Wojtkiem Pszoniakiem, Krysią Zachwatowicz 2 stycznia 1980 roku, by zagrać w przedstawieniu "Oni" Witkacego. W kilka tygodni po premierze przechadzałem się po Champs-Élysées, oglądając afisze, fotografie gwiazd filmowych i... pomyślałem naiwnie: "Dlaczego ja mam nie być na tych afiszach?". Cóż, częściowo się to udało. Myślę, że w filmie mogłem zrobić więcej, ale w teatrze ten mój francuski czas nie został zmarnowany.

A jak wygląda życie aktora Comédie-Francaise ?

- Często rytm naszej pracy wygląda tak: o godzinie 10.00 nagranie w radio. Potem, o 12.00, trzeba szybko zjeść obiad, bo o 13.OO zaczyna się trzygodzinna próba na scenie, gdzie parę litrów potu musimy z siebie dać. Mniej więcej o wpół do szóstej jesteśmy już po prysznicu i zaczynamy myśleć o przedstawieniu, które zaczyna się o 20.30. A więc półgodzinna drzemka, po czym trzeba coś zjeść, przedstawienia rzadko kończą się przed 23.30. Człowiek wraca do domu gdzieś przed pierwszą i z powodu wzrostu adrenaliny do drugiej nie może zasnąć. To nie jest oczywiście tak, że wszyscy żyjemy tam jak w wojsku i koszarach, ale większość z nas przez długi okres pracuje na ogół właśnie w taki sposób.

Jaka jest różnica pomiędzy pracą artysty filmowego tutaj, w kraju, i za granicą? Jak Pan to widzi?

- Kiedyś te różnice były bardziej jasne. Teraz jeśli chodzi o technikę, to właściwie mamy w Polsce już podobną jak na tzw. Zachodzie. Podkrakowska wytwórnia Alvernia Studios na przykład osiągnęła już światowe szczyty, a w Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych przy Chełmskiej w Warszawie mieści się studio dźwiękowe i montażowe na najwyższym poziomie. Operatorów filmowych zazdroszczą nam na całym świecie. Sobociński, Edelman, Idziak, Kamiński, Bartkowiak itd. Jeśli chodzi o nasze aktorstwo, wydaje mi się, że możemy spokojnie patrzeć w lustro każdego ranka, oczywiście nie zapominając o głupstwach, które czasami graliśmy na ekranie. Myślę jednak, że jesteśmy zdolni przy dobrych scenariuszach i sprawnych reżyserach zagrać dobrze już nawet po angielsku.

A w jakim filmie albo w jakiej roli nie zgodziłby się Pan zagrać?

- Myślę, że nie zagrałbym roli lub w filmie niezależnie od roli, którego wydźwięk, ideologia czy też posłanie byłoby nietolerancyjne, rasistowskie. Czasem zdarzało mi się też odmówić pracy z powodów finansowych, ale bywało, że odmawiano i mnie. Parę dobrych ról we Francji straciłem, ponieważ nie byłem gwiazdą francuską.

Panie Andrzeju, czy to prawda, że Pana ojciec nie chciał, żeby Pan został aktorem?

- Tak. I rozumiem go. Chciał, żebym zapewnił sobie byt, a uprawianie sztuki tego nic gwarantuje. Chciał, żebym był oficerem Wojska Polskiego. Ojciec ukończył studia w latach 50., był człowiekiem pracy i dyrektorem fabryki samochodów dostawczych Nysa. Taki właśnie etos człowieka czynu chciał mi przekazać. Jednak nie miał aż takich ambicji, by kierować wszystkimi moimi krokami. Może jedynie martwił się o mnie?

Pan też jest ojcem. Czy jest Pan zadowolony, że Pana dzieci dokonały wyborów raczej artystycznych i uprawiają to, co rodzice?

- Tak, ponieważ ich wybory są głęboko przemyślane, a oni sami ludźmi utalentowanymi. Na początku nie zapowiadało się, że moje dzieci trafią do świata sztuki. Maksymilian był na dobrych studiach ekonomicznych i skończyłby spokojnie w jakimś banku. Obecnie studiuje sztukę aktorską w Londynie. Jaś z kolei był profesorem francuskiego w Emiratach Arabskich, a od września studiuje w łódzkiej szkole filmowej na wydziale operatorskim. Marysia natomiast ogrom czasu spędza w Och-Teatrze i w teatrze Polonia. Każde z nich realizuje się jako człowiek i artysta. Na pewno osiągną to, o czym marzą.

Na zdjęciu: Andrzej Seweryn w "Ziemi obiecanej".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji