Artykuły

Będzie nudno w teatrze

Kto wie, czy bardziej od utraty stanowiska ADAMA HANUSZKIEWICZA nie bolała świadomość, że tam, gdzie wystawiał Gombrowicza, Słowackiego i Fredrę, dzisiaj handluje się kiełbasą.

W kulisach powstało stoisko z mięsem, w foyer - dział z alkoholami

W pasiastej koszuli siedzi na kanapie w swoim domu w Ursusie. Za plecami ma egzotyczną roślinę. Jego monolog raz po raz przerywa odgłos samolotu startującego z pobliskiego Okęcia. Ostatni wywiad z Adamem Hanuszkiewiczem nagrał w 2008 roku Maciej Kowalewski, aktor i dramatopisarz, ówczesny szef warszawskiego Teatru na Woli. Reżyser był już wtedy od czterech lat pozbawiony sceny. Teatr Nowy, którym kierował od 1990 roku, został zlikwidowany, właściciel kamienicy wynajął lokal na supermarket. W kulisach powstało stoisko z mięsem, w foyer - dział z alkoholami. Na miejscu sceny stanęły półki z warzywami.

Kto wie, czy bardziej od utraty stanowiska Hanuszkiewicza nie bolała świadomość, że tam, gdzie wystawiał Gombrowicza, Słowackiego i Fredrę, dzisiaj handluje się kiełbasą. Dla kogoś, kto tak jak on poświęcił scenie 60 lat życia, przemiana teatru w sklep musiała być ciosem. Kilka dni przed śmiercią Hanuszkiewicza Daniel Olbrychski, który grał u niego od końca lat 60., mówił o tym na spotkaniu w Gazeta Café: "Proszę sobie wyobrazić człowieka, który całe życie kochał teatr, a tu na miejscu swojego ukochanego Teatru Nowego widzi market. To był rodzaj konania za życia, to go dobijało".

Kresowy akcent

Jego rodzina wywodziła się ze Lwowa. Ojciec, poddany austriacki, podczas I wojny światowej walczył w oddziałach generała Józefa Hallera. Matka pochodziła z rodziny lwowskich kupców. Prowadziła najstarszy sklep w mieście, firma istniała od 1789 roku - od rewolucji francuskiej.

We lwowskim teatrze młody Hanuszkiewicz ogląda pierwsze przedstawienie - bajkę Benedykta Hertza "Czupurek" z Osterwą i Jaraczem, gościnny występ warszawskiej Reduty. Ma wtedy cztery lata. 60 lat później wystawi ją w swoim teatrze.

Kiedy wybucha wojna, ma 15 lat. Po wkroczeniu Sowietów rodzina cudem unika wywózki.

Kończy gimnazjum Stefana Batorego i pracuje przy odbudowie lwowskiego teatru. Żeni się ze Stachiewiczówną, córką malarza: "Zakochałem się, poszliśmy do łóżka. Rano ciotka siadła na łóżku, powiedziała, że to grzech. I wzięliśmy ślub". To będzie pierwsza z jego czterech żon.

Kiedy w lipcu 1944 roku rusza sowiecka ofensywa, ojciec zabiera rodzinę pod Rzeszów. Hanuszkiewicz zgłasza się do szkoły aktorskiej, która powstaje przy rzeszowskim teatrze. W komisji siedzi jego rówieśnik Kazimierz Dejmek: "Co to za akcent? Lwowski? Tak się nie mówi na scenie!". Będzie długo pracował, aby się go pozbyć. Akcent zniknie, niechęć do Dejmka pozostanie.

Występuje w teatrach w Krakowie, Poznaniu i Jeleniej Górze. Szybko odkrywa, że aktorstwo mu nie wystarcza. Debiutuje jako reżyser w Poznaniu w 1951 roku radziecką sztuką o rewolucji "Niespokojna starość" Leonida Rachmanowa. Reżyser, który miał ją robić w ramach miesiąca przyjaźni polsko-radzieckiej, zachorował, dyrektor daje tekst Hanuszkiewiczowi, mimo że ten nie ma doświadczenia. Na premierze aktor Kazimierz Przystański grający głównego bohatera zamiast "towarzysz Lenin" mówi "towarzysz Stalin" i natychmiast się poprawia, spluwając siarczyście. Publiczność reaguje owacjami.

Tu umarli Gustawowie

W 1955 roku dostaje angaż do Teatru Polskiego w Warszawie, ale bardziej interesuje go nowe medium - telewizja. Rusza właśnie eksperymentalny program nadawany z Warszawy. Do pracy ściąga go Jan Marcin Szancer, znany ilustrator, kierownik redakcji. "Ile pan chce za swój talent?" - pyta. Zostaje głównym reżyserem, ma 31 lat.

Telewizja to wtedy przestrzeń wolności i eksperymentu. Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski robią swój "Kabaret Starszych Panów". Co poniedziałek ze studia na placu Wareckim (dzisiaj plac Powstańców Warszawy) nadawane są na żywo spektakle. Hanuszkiewicz wystawia Hłaskę, Różewicza, Iredyńskiego, Andrzejewskiego. Z repertuaru światowego - Sartre'a, Joyce'a, Conrada, Giraudoux, Prousta. I klasykę: Norwida, Mickiewicza, Słowackiego. Takiego teatru nie ma żadna telewizja na świecie.

Wymyśla nowatorską formę telewizyjnego widowiska. Zamiast transmitować przedstawienia z wielkich sal, zamyka się z aktorami w kameralnym studiu. Wykorzystuje bliskie plany. Wie, że widzowie będą oglądać przedstawienie w domu, na małych ekranach pierwszych telewizorów. "Teatr TV to teatr królewski, w którym aktorzy grają dla jednej rodziny. Bohaterem jest tu twarz żywego człowieka, który mówi do nas" - tłumaczy swoją metodę.

Do spektakli przemyca współczesne tematy. Reżyseruje "Dziady" zakazane w czasach stalinowskich. W finale odwołuje się do Powstania Warszawskiego: w kadrze widać drut kolczasty i za nim ogolone głowy młodych ludzi. Kamera jedzie po tych drutach i głowach, najeżdża na ceglany mur, gdzie stoi Polonia z pochodnią w ręku. Napis na murze głosi po łacinie: "Tu umarli Gustawowie, tu narodzili się Konradowie".

Początkowo władza się nie miesza. Dopiero w latach 60. odkrywa siłę nowego medium. Na jakimś rządowym przyjęciu do Hanuszkiewicza podchodzi aparatczyk z KC: "Objechałem poligony letnie Wojska Polskiego, wszędzie pytałem o Teatr Telewizji. Opinia Wojska Polskiego brzmi - to elitarny teatr, dla wojska niezrozumiały. Co wy na to?". "Kształcić żołnierzy" - odpowiada reżyser.

Msza profanum

W 1963 roku odchodzi z telewizji: "Wróciłem do teatru. Teatr to rytuał, napięcie, wyładowanie energii, branie energii. To msza profanum". Jeszcze pod koniec lat 50. wiąże się z Teatrem Powszechnym na warszawskiej Pradze. Po odejściu z telewizji zostaje jego dyrektorem. Wkrótce peryferyjny teatr wyrasta na jeden z najgłośniejszych w Polsce. Sensację wywołuje jego "Wesele". Akcja rozgrywa się na scenie obrotowej, co ma podkręcać szalony rytm tańca z bronowickiej chaty, w dekoracjach stylizowanych na krakowską szopkę. Wszystkie widma gra Wojciech Siemion odtwarzający rolę Chochoła. On sam gra Poetę.

Publiczność i krytyka są podzielone. Dla jednych to przedstawienie nie ma nic wspólnego z Wyspiańskim, według innych zbliża sztukę do widza współczesnego. Spektakl zostanie na afiszu wiele sezonów, przejdzie z reżyserem do Narodowego.

Z klasycznymi dramatami Hanuszkiewicz poczyna sobie bezceremonialnie. Tnie tekst, rozbija konstrukcję, składa na powrót jak rozmontowany zegarek. Nie czyta komentarzy historyków literatury, które uważa za bezużyteczne w teatrze. Powtarza, że jedyna szansa dla klasyki to przetłumaczenie jej na język swojej epoki.

Po "Weselu" przychodzą kolejne głośne przedstawienia: "Zbrodnia i kara", w której gra Raskolnikowa, "Kolumbowie. Rocznik 20" według powieści Romana Bratnego, pierwszy w teatrze spektakl o Powstaniu Warszawskim, i "Wyzwolenie". Jako współczesny Konrad z papierosem dyskutuje z widownią o Polsce tekstami Wyspiańskiego.

Za odchodzenie od tradycji ściąga na siebie gromy krytyki i entuzjazm młodej publiczności. Zygmunt Greń narzeka: "Miara Hanuszkiewicza jest efektowna teatralnie, ale jest pusta". Andrzej Jarecki chwali jego "Wyzwolenie": "Półtorej godziny sztuki napisanej sześćdziesiąt parę lat temu - to półtorej godziny seansu absolutnie współczesnego, aktualnego pod każdym względem: myślowym, politycznym, formalnym".

Do kasy teatru ustawiają się kolejki.

W cieniu Marca

Dopóki pracuje w Powszechnym, ma status enfant terrible polskiego teatru, polityka go nie dotyczy. Sytuacja zmienia się w marcu 1968 roku. Po zdjęciu przez władze "Dziadów" z Narodowego odchodzi Kazimierz Dejmek. Telewizja chce wyemitować telewizyjne "Dziady" Hanuszkiewicza zrealizowane w 1959 roku - trzeba pokazać, że nie chodzi o Mickiewicza, ale antyrosyjskie akcenty. Hanuszkiewicz stara się zablokować emisję, ale w końcu telewizja puszcza fragment z Guślarzem razem ze zjadliwą recenzją Witolda Fillera, który uzasadnia zdjęcie przedstawienia Dejmka.

Na zebraniu twórców w Radziejowicach Hanuszkiewicz krytykuje zdjęcie "Dziadów" z afisza. Uważa, że antyrosyjskie reakcje na widowni to prowokacja, chce przemówić do publiczności ze sceny. Jego propozycji nikt nie traktuje poważnie.

Władze szukają następcy Dejmka, ale kolejni kandydaci odmawiają. Nie zgadzają się m.in. Jerzy Krasowski i Krystyna Skuszanka. Hanuszkiewicz propozycję przyjmuje.

Tłumaczy później, że chciał ratować zespół Narodowego. Podobno, jeśliby się nie zgodził, dyrektorem miał zostać popierany przez moczarowców Ireneusz Kanicki, reżyser spektaklu o partyzantach "Dziś do ciebie przyjść nie mogę". Część środowiska zarzuca mu jednak koniunkturalizm.

Nominację dostaje w sierpniu, kiedy Rosjanie wkraczają do Czechosłowacji. Stawia warunki: połączy zespoły Narodowego i Powszechnego (jego teatr ma iść do remontu, zespołowi grozi rozproszenie); Dejmek zostanie w teatrze; wystawią niegraną w Warszawie po wojnie "Nie-Boską komedię". Z tych warunków zrealizuje tylko ostatni. Dejmek odrzuci propozycję pozostania w Narodowym, we wrześniu odejdą także jego aktorzy. Ich miejsce zajmie zespół Powszechnego.

Czas prezesów

W Narodowym rządzi 14 lat, nadając mu autorskie piętno. To najdłuższe dyrektorowanie w historii Teatru Narodowego.

Wystawia prawie cały kanon romantycznych dramatów: Słowackiego, Mickiewicza, Krasińskiego, Wyspiańskiego, Norwida. Odkrywa niewystawianego wcześniej Stefana Garczyńskiego, przyjaciela Mickiewicza. Sięga także po Różewicza, Iredyńskiego, Kajzara.

Jego Narodowy to teatr na miarę epoki Gierka: widowiskowy, dla mas, oparty na klasyce, nowoczesny. Dawną literaturę zderza ze współczesnością, muzykę robi mu Andrzej Kurylewicz.

Publiczności taki teatr się podoba. Sukcesem jest "Hamlet" z 25-letnim Danielem Olbrychskim, który gra ubranego na czarno współczesnego buntownika. Do legendy przechodzi pojedynek na florety Olbrychskiego i Damiana Damięckiego. Zachwyca się nim nawet komentator sportowy Bohdan Tomaszewski.

Hitem jest także najsłynniejsza premiera Hanuszkiewicza "Balladyna", w której Goplana i jej dwór jeżdżą na hondach. Recenzje ukazują się w całej prasie, nawet "Motor" publikuje wywiad o motocyklach z grającą Goplanę Bożeną Dykiel.

Krytyka podchodzi do Hanuszkiewicza nieufnie. Trudno, żeby było inaczej, skoro już przy pierwszej premierze - "Nie-Boskiej komedii" - cenzura zaleca pisanie pozytywnych recenzji. Jako jeden z nielicznych wyłamuje się Konstanty Puzyna, najwybitniejszy krytyk tamtej epoki. "Nie ma rewolucji w tym przedstawieniu. Na scenie pozostała zaś fabuła" - pisze w "Polityce".

Puzyna, Elżbieta Morawiec i Marta Fik śmieją się z ubóstwa intelektualnego teatru Hanuszkiewicza. Bronią go partyjni krytycy: Witold Filler, Roman Szydłowski i Andrzej Władysław Kral, który o tej samej "Nie-Boskiej..." pisze, że "przekazuje wizję nieuchronnej i zwycięskiej rewolucji - w Polsce i na świecie". Jerzy Koenig podsumowuje: "Hanuszkiewicz ma w sporze ze swoimi oponentami jeden trudny niewątpliwie do zbicia argument: do jego teatru się chodzi. O jego teatrze się mówi. I jego teatr się liczy w Warszawie".

O stosunku Hanuszkiewicza do PRL-u mówi najwięcej inscenizacja "Kordiana" z 1970 roku. Prezes, który powstrzymuje spiskowców przed zamachem na cara, w jego przedstawieniu jest politycznym realistą i pragmatykiem, jedynym odpowiedzialnym patriotą wśród spiskowców. Kordian to przy nim niepoważny buntownik.

Puzyna komentuje z ironią: "Kordianowie są dziećmi. Możemy ich rozumieć, współczuć im, kochać ich, ale rację ma Prezes, nie oni. I właściwie to powinniśmy kochać Prezesa z jego rozsądkiem. (...) Czyżby jednak nie było już nic do wyboru prócz dziecinnych Kordianów i zwykłego oportunisty?".

Dwa lata po Marcu '68 to pytanie retoryczne. Kordianowie siedzą w więzieniach. Nadchodzi czas prezesów.

Kiedy trzy lata później wystawi na otwarcie nowej sali w podziemiach Domów Centrum "Antygonę" Sofoklesa, znów rozsądek zwycięży nad buntem. Jego Kreon to władca strzegący ładu i dyscypliny. Antygona jest niedojrzałą buntowniczką. Ponosi słuszną karę za złamanie prawa i pochowanie brata. Marta Fik napisze później, że Hanuszkiewicz staje po stronie Gierka, broniąc idei państwa przed buntowniczką.

Reżyser odrzuca zarzuty i powołuje się na opinię prof. Stanisława Ehrlicha z Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego: "Po raz pierwszy widzę Antygonę tak, jak ją opisałem w moim podręczniku prawa - obydwie strony mają rację".

Oda do młodości

Zna ludzi władzy. Ceni Gierka - za racjonalne myślenie. Poznaje go na otwarciu roku kulturalnego w warszawskich Łazienkach. Zgłasza pomysł, żeby odbudować Zamość na rocznicę 30-lecia PRL-u i żeby każde województwo odbudowało jedną kamienicę. Gierkowi pomysł się bardzo podoba, ale nie wciela go w życie.

Partyjni notable mają stałe miejsca w Narodowym - dwa rzędy na każdej premierze. Jednak niewielu chodzi na spektakle. W Narodowym bywa Jaruzelski, ale incognito. Nigdy na premierach. Przychodzi jeszcze Józef Tejchma, wicepremier, potem minister kultury.

Po wypadkach radomskich w 1976 roku kilku aktorów Narodowego, m.in. Daniel Olbrychski, podpisuje protest przeciw represjonowaniu robotników. Tejchma wzywa Hanuszkiewicza, chce, aby porozmawiał z aktorami, którzy podpisali się pod listem. "Należy rozmawiać raczej z tymi, którzy nie podpisali" - odpowiada reżyser.

W tym samym roku wystawia spektakl "Mickiewicz" o wileńskich filomatach. Wchodzi na widownię z rękopisem "Ody do młodości" i pamiętnikiem z wpisem Mickiewicza odnalezionym w ruinach Warszawy. Niesie to jako relikwię na scenę, a aktorzy przebrani w mundury wileńskich gimnazjalistów śpiewają "Gaudeamus".

Dwa lata później realizuje III część "Dziadów" i "Ustęp". To pierwsze "Dziady" w Warszawie od 1968 roku. W ścianę zamykającą scenę w Teatrze Małym wstawia troje stalowych drzwi. Na końcu spektaklu bohaterowie wychodzą ze sceny przez te drzwi - do więzienia. Ostatni jest Konrad, sołdat zatrzaskuje za nim te drzwi z hukiem.

Po sierpniu 1980 roku zapisuje się do "Solidarności". On, pupil władzy, zmienia się w zaciekłego krytyka systemu. Wystawia patriotyczny "Śpiewnik domowy" według Moniuszki i "Relacje" na bazie reportażu Hanny Krall o buncie robotniczym w Poznaniu w 1956 roku.

11 listopada 1981 roku daje premierę "O poprawie Rzeczypospolitej" - montaż tekstów Andrzeja Frycza Modrzewskiego, Piotra Skargi, Wincentego Witosa, Józefa Piłsudskiego, których tematem jest dyskusja o Polsce. Aktorzy grają na tle trzymetrowej kopii Matki Boskiej Ostrobramskiej.

Na premierze jest w komplecie Zarząd Regionu "Solidarności". Po spektaklu Hanuszkiewicz idzie z aktorami złożyć kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza. Są w gimnazjalnych mundurach wileńskich, w których występowali na scenie. Tylko reżyser narzuca płaszcz, bo zimno.

W stanie wojennym bierze udział w bojkocie telewizji ogłoszonym przez ZASP. Narodowy staje się miejscem politycznych manifestacji. Kiedy 29 stycznia 1982 roku wznawiają działalność "Weselem", dochodzi do skandalu: publiczność wyklaskuje Janusza Kłosińskiego, sekretarza teatralnej komórki PZPR, który jako jedyny poparł w telewizji stan wojenny. Chociaż jego słowa zagłuszają brawa, Kłosiński nie schodzi ze sceny, gra do końca jak pod pręgierzem. "Zszedł blady jak trup. Powiedziałem mu, że do drugiej sceny z Księdzem nie wyjdzie. Wyjdę - odpowiedział - bo to jest mój obowiązek " - wspominał reżyser.

Zofia Kucówna, jego ówczesna żona, komentuje później: "To już nie był teatr".

Cenzura zdejmuje polityczne spektakle z okresu "Solidarności". Zamiast nich Hanuszkiewicz gra klasykę: "Pana Tadeusza", "Sen srebrny Salomei", "Samuela Zborowskiego".

Zostaje odwołany 1 stycznia 1983 roku. Oficjalnego powodu nie ma, nieoficjalnie chodzi o występy gościnne teatru z Moskwy, na które się nie zgodził, bo miały się odbyć w Święto Niepodległości.

W sylwestra żegna się z publicznością "Śpiewnikiem polskim". Owacja po spektaklu trwa pół godziny. Odchodzi w glorii ofiary systemu, jak wcześniej Dejmek, którego był następcą. Teatr obejmują po nim Jerzy Krasowski i Krystyna Skuszanka, którzy w 1968 roku odmówili władzom.

The Best of Hanuszkiewicz

Wyjeżdża reżyserować gościnnie do Münster. "Trybuna Ludu" podaje, że dyrektor po zwolnieniu wyjechał do Republiki Federalnej Niemiec. W latach 80. reżyseruje w Getyndze, Baden-Baden, Heilbronn, Tampere, Helsinkach, parę spektakli w Łodzi i warszawskim Ateneum.

Teatr dostaje dopiero w 1989 roku. Narodowego nie ma, spalił się, ale jest do wzięcia Nowy. To marginalna scena, jak kiedyś Powszechny. Hanuszkiewicz angażuje nowy zespół, wraca do głośnych spektakli z czasów Narodowego: "Balladyny", "Wesela", "Pana Tadeusza". Wystawia montaże prozy Iwaszkiewicza, Prusa, Gombrowicza, ale jego inscenizacje nie wywołują już tylu emocji.

Kiedy 1992 roku w Sali Kongresowej pokazuje widowisko "Psy, hondy i drabina", reklamowane jako "The Best of Hanuszkiewicz", sala jest zapełniona w dwóch trzecich.

Nadchodzi fala nowego teatru. Koncepcje inscenizacyjne Hanuszkiewicza - słynne hondy w "Balladynie", drabina w "Kordianie" - stają się anachroniczne. W nowej wersji "Balladyny" z 1996 roku Goplana jeździ na rolkach - chce pokazać, że królowej elfów nie obowiązuje grawitacja.

Mimo wysiłków jego spektakle wyglądają jak parodia dawnych przedstawień z Narodowego. "Lillę Wenedę" wystawia jako rock operę. "Moralność pani Dulskiej" zmienia w erotyczny kabaret. Na biletach umieszcza własną podobiznę w wieńcu laurowym. Krytyka już z nim nie polemizuje, wyśmiewa przedstawienia. Odgrywa się, czytając ze sceny co lepsze kawałki recenzji.

Próbuje przyciągać widzów lekkim repertuarem - piosenkami Starszych Panów, rewią piosenek kabaretowych STS. Wystawia nawet bajki dla dzieci. Ale publiczność omija Nowy.

Ja, stary

Wydarzeniem jest jego powrót na scenę Narodowego, gdzie w 1998 roku reżyseruje "Taniec śmierci" Augusta Strindberga. Gra Edgara, starzejącego się kapitana artylerii, który od ćwierć wieku mieszka z żoną na samotnej wyspie jak w twierdzy. Partnerują mu jego dawni aktorzy z Narodowego Anna Chodakowska i Krzysztof Kolberger.

W roli Edgara portretuje samego siebie. Kiedy mówi o sobie "ja, stary", gdy przekonuje żonę, że w życiu zachowywał się przyzwoicie, kiedy chwali się, że żył wśród wrogów i lepiej na tym wyszedł, niż gdyby żył wśród przyjaciół, nie wiadomo, czy mówi w imieniu postaci, czy swoim. Premierowa publiczność wyćwiczona w takich aluzjach odpowiada śmiechem.

W Nowym wznawia "Kordiana". Wyostrza krytykę głównego bohatera: "Myślę, że Kordian to gówniarz, który złapał za karabin i strzelał do polskich generałów. Co on mówi tam, na górze? Polska poświęci się i zginie jak dawniej i jak nieraz . Czyli program zabicia narodu. To paranoja. Myśmy nigdy nie przykładali wagi do tego, co mówi ten gówniarz". Sam gra rolę Prezesa, racjonalnego polityka.

Chce wystawić "Dziady" jako musical rockowy z muzyką Cugowskiego. Jego ostatnim spektaklem będzie "Gdzie jest pies pogrzebany?" według powieści brytyjskiego pisarza Marka Haddona o dorastającym chłopcu chorym na odmianę autyzmu. Jednym z objawów jest mówienie prawdy prosto w oczy.

W ostatnich latach nie pokazuje się publicznie, nie udziela wywiadów. Nie przychodzi na galę warszawskich nagród teatralnych - Fryderyków, gdzie ma odebrać nagrodę za całokształt twórczości. Żyje zatopiony w przeszłości. Opiekuje się nim jego czwarta żona aktorka Magdalena Cwenówna.

W rozmowie z Kowalewskim wspomina dawne sukcesy. Jak wprawił w podziw światowej sławy choreografów swoją choreografią do "Romea i Julii". Jak zadziwił Rosjan swoim komediowym odczytaniem "Trzech sióstr". Ale te znane, powtarzane od lat w wywiadach opowieści brzmią inaczej niż kiedyś. Reżyser mówi z trudem, powoli dobiera słowa, robi pauzy na nabranie oddechu. Odczytuje fragmenty starych recenzji, pozytywnych i krytycznych - pochwały Marii Janion i pianisty Krystiana Zimermana oraz złośliwości Jana Koniecpolskiego i Marty Fik. Tym razem nie są to już przechwałki starzejącego się narcyza, ale podszyta rozpaczą walka o przetrwanie w ludzkiej pamięci. Mówi Kowalewskiemu: "Życie trwa krótko, czekanie na śmierć - długo".

Jeszcze będąc dyrektorem Nowego, odpowiada na ankietę telewizji: dziesięć pytań na temat śmierci. Dziesiąte pytanie brzmi: "Co by pan chciał usłyszeć na własnym pogrzebie?". Jego odpowiedź: "Umarł Hanuszkiewicz. Będzie nudno w teatrze".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji