Artykuły

Otwierając nowy sezon

A zatem wkroczyliśmy w nowy sezon. Co nam z sobą przyniesie? Czy TV wystąpi z jakimiś nowymi inicjatywami? Jak kształtować się będzie działalność szklanego ekranu w rozmaitych dziedzinach programowych? Z odpowiedzią na to pytanie wypada jeszcze poczekać. Na razie notujemy pierwsze jaskółki powakacyjnego ożywienia. Wznowiono spotkania z pisarzami, rozkręciły się programy muzyczne, po urlopowej przerwie wrócił na szklany ekran Teatr Niedzielny, wystąpił również z premierą Teatr Poniedziałkowy.

Z tym wszystkim jednak - na plan pierwszy w ubiegłym tygodniu wysunęły się oczywiście transmisje z Pucharu Europy. Kibice sportowi z napięciem czekali na tę imprezę, relacje z jej przebiegu ściągnęły przed telewizory tysiące ludzi. Ocenę tegorocznych mistrzostw pozostawiamy, rzecz jasna fachowcom, interesuje nas jedynie forma jej telewizyjnego podania. Dobrze wypadła obsługa sprawozdawcza imprezy - reporterom TV należą się słowa uznania. Gorzej natomiast (co już od nich niezależne) pracowały tym razem kamery. Myślę tu zwłaszcza o sobotniej relacji, odtworzonej z ampexu. Wyobrażam sobie, jak denerwowali się kibice obserwując wysiłki naszego komentatora, usiłującego wypełnić puste miejsce w - "od lewej strony stoi zawodnik X, którego nie widzimy, za nim zawodnik Y, którego także nie widzimy, dalej zawodnik Z, którego też nie ma na ekranie". Albo taki passus: - "właśnie nastąpił falstart, którego, niestety nie widzieliśmy"...

Niestety, usterki techniczne potrafią nawet największe napięcie - skutecznie osłabić...

Myślałam o tym, oglądając świetną jubileuszową audycję "Eureki" - magazynu TV, który m.in. właśnie zaznajamia telewidzów z najnowszymi osiągnięciami techniki i nauki. Tu przynajmniej wszystko grało. - Jubileuszowy program stał się godnym uwieńczeniem 10-letniej działalności magazynu. W specjalnym okolicznościowym wydaniu przypomniano w pomysłowej, pełnej inwencji, lekkiej i dowcipnej formie dotychczasowy dorobek "Eureki", zaprezentowano wybitnych naukowców, goszczących w magazynie, przedstawiono także autorów "Eureki" (łącznie z odsłonięciem redakcyjnych kulisów). Twórcom magazynu szczerze gratulujemy. Stworzyli program dobry, wartościowy, o wysokich walorach poznawczych. A przy tym, co ważne - posiadający wysoce atrakcyjny kształt. Życzymy pomyślności i czekamy na dalsze spotkania z "Eureką".

A skoro już o spotkaniach: interesująco wypadła rozmowa z Eugeniuszem Pauksztą, przeprowadzona w pożytecznym cyklu "Spotkań z pisarzami". Obok spraw podstawowych - prezentacji osoby autora, jego twórczością, warsztatu i planów na przyszłość - poruszono tu również tematy o szerszym społecznym znaczeniu.

Myślę m. in. o jakże istotnym problemie komunikatywności naszej współczesnej literatury a także o jej "związaniu z życiem bieżącym kraju. Pauksztą zajmuje się szczególnie w swych książkach Ziemiami Zachodnimi - zjawiska tam występujące znalazły w wypowiedzi autora ciekawe oświetlenie. Znakomite pendant do tego tematu "stanowił reportaż filmowy TV śląskiej, zatytułowany "Żołnierska opowieść" i ukazujący wojenną gehennę jednego z mieszkańców Opolszczyzny, syna znanego poety i działacza - Jakuba Kani.

Owe bezpośrednie, żywe, autentyczne wspomnienia, uzupełnione dokumentalnymi zdjęciami, stały się cennym przyczynkiem do dramatycznych losów Polaków na Opolsźczyżnie, w latach ostatniej wojny.

Jeśli już zawędrowaliśmy, w teren pozawarszawski - warto zatrzymać się nad innym reportażem filmowym, przynoszącym relację z Ogólnopolskiego Festiwalu Pianistycznego w Słupsku. To dobrze, że nasza TV "dojrzała" tę imprezę znajdując dla niej osobne miejsce na szklanym ekranie. Przy okazji bowiem, obok fragmentów koncertu,, na którym wystąpiła Halina Czerny-Stefańska, rzadko przecież oglądana w TV, zyskaliśmy okazję zaznajomienia się z samym Słupskiem, jego dniem dzisiejszym i nowymi osiągnięciami. Mam jednak małą pretensję do autorów tego reportażu: materiał był niezbyt starannie zmontowany, niektóre fragmenty relacji urywały się w połowie. Rozumiem, iż chodziło o jak najbardziej oszczędne gospodarowanie dysponowanym dla programu czasem. Szkoda jednak, że uczyniono to ze stratą dla widzów. Udanie natomiast wypadł inny program muzyczny, mianowicie inauguracyjny koncert Warszawskiej Jesieni. TV postarała się o to, by imprezę tę odpowiednio zaprezentować publiczności całej Polski. Świetnym wprowadzeniem do transmisji stała się wypowiedź Zygmunta Mycielskiego, informująca o założeniach artystycznych, dotychczasowym dorobku i wybitniejszych dziełach tego festiwalu. Myślę, iż owo słowo wstępne ułatwiło wielu telewidzom odbiór nowoczesnej i nie najłatwiejszej - zwłaszcza dla tradycyjnej widowni - muzyki.

PRZECHODZĄC do pozycji rozrywkowych; odnotować należy interwizyjny program TV, przygotowany w związku z Dniami Polskimi w Soczi. Kształt tego programu zdeterminowany był w znacznej mierze charakterem całej imprezy, organizowanej przez Polską Izbę Handlu Zagranicznego. Stąd owa różnorakość form: konkursy kosmetyczne, i rowerkowe, pokazy mody, piosenki, wywiady z ludźmi. Przypominało to trochę Turniej Miast, trochę "Tele-Echo" z tym, iż twórcy programu zdaje się do końca nie potrafili się zdecydować, która forma ma przeważyć. W sumie jednak rzecz wypadła barwnie, do czego walnie przyczyniło się samo Soczi. Szkoda tylko, że imprezy nie doprowadzono do końca. No, ale przecież kolejna audycja, z Warszawy transmitowana na zagranicę - musiała rozpocząć się punktualnie.

Punktualność sprawia zresztą czasem kłopoty nie tylko telewizji, lecz także i... zakochanym, o czym, mogliśmy się przekonać, oglądając w Teatrze Niedzielnym zabawną jednoaktową komedyjkę Montherlanta pt. "Miłość czy punktualność". Z twórczością autora sztuki wybitnego dramatopisarza francuskiego publiczność TV miała już okazję zapoznać się poprzez wystawioną w teatrze TV "Martwą królową". Rzecz którą zobaczyliśmy obecnie, nosiła charakter typowo rozrywkowy. Tak też ją zagrali aktorzy, z powodzeniem, otwierając na scenie niedzielnej - nomy sezon.

I wreszcie premiera w poniedziałkowym Teatrze TV. Sam fakt wystawienia "Króla Edypa" - Sofoklesa, jednego z największych tragediopisarzy ateńskich, zasługuje na miano wydarzania. Przedstawienie telewizyjne stało się koncertem gry aktorskiej - wypadałoby właściwie wymienić wszystkich wykonawców - z Ireną Eichlerówną i Gustawem Holoubkiem na czele. Natomiast mieszane uczucia wywołała we mnie sama forma spektaklu: reżyser J. Gruza chcąc unowocześnić inscenizację "Króla Edypa", zrezygnował, z kostiumów, każąc aktorom grać "po cywilnemu". Ów zabieg, aczkolwiek niekiedy stosowany (grano np. po wojnie w Anglii sztukę Szekspira również w zwykłych współczesnych ubraniach) w tym wypadku nie wydał mi się szczęśliwy. Antycznej tragedii odebrano w jakiejś mierze jej autentyczną barwę i aurę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji