Artykuły

Udręki dyrektora

- Nie wiem, czy starczy amunicji, żeby w następnych sezonach, tak jak do tej pory, przygotowywać siedem-osiem premier w sezonie. Pewnie będzie trzeba ograniczyć się do sześciu. A reżyserzy przychodzą do nas wyłącznie z propozycjami dużych, drogich produkcji - mówi JAN ENGLERT, dyrektor Teatru Narodowego, i zapowiada piątkową premierę "Udręki życia" Hanocha Levina.

Kto jest obecnie najczęściej wystawianym autorem w teatrach w Polsce? Szekspir? Czechow? Słowacki? Masłowska, a może Demirski? Gdyby przeprowadzić takie statystki, w pierwszej dziesiątce na pewno znalazłby się Hanoch Levin.

Nasza fascynacja twórczością zmarłego kilkanaście lat temu izraelskiego autora zaczęła się od "Kruma", którego w 2005 r. w TR Warszawa wystawił Krzysztof Warlikowski, w przekładzie Jacka Poniedziałka. Poniedziałek przetłumaczył też "Pakujemy manatki", które wyreżyserowała w Teatrze im. Horzycy w Toruniu w 2007 r. Iwona Kempa (mieliśmy okazję oglądać ten świetny spektakl na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych).

Do odkrycia twórczości Levina przyczyniła się niewątpliwie imponująca publikacja - opasły tom jego dramatów pt. "Ja i Ty i Następna Wojna. Teatr życia i śmierci" (Wyd. Agencja Dramatu i Teatru ADiT). I kolejne premiery m.in. "Sprzedawcy gumek" w reżyserii Artura Tyszkiewicza w Teatrze IMKA.

Warto przy tej okazji wspomnieć, że w 2001 r. gościliśmy w Teatrze Dramatycznym zespół Teatru Cameri z Tel Awiwu, który pokazywał "Requiem" w reżyserii Hanocha Levina. "Przedstawienie z Tel Awiwu przypomniało, że istnieje jeszcze teatr, który zachował czystość i naiwność dziecięcej opowieści, a jednocześnie nie stracił powagi i głębi. Teatr, który łączy ogień z wodą, teatralne kłamstwo z prawdą o ludzkiej egzystencji" - pisał wtedy na łamach "Gazety" Roman Pawłowski, a ten cytat z jego recenzji można odnieść do wielu tekstów Hanocha Levina.

"Udrękę życia" - dramat zaliczany do "komedii rodzinnych" Levina w Teatrze Narodowym reżyseruje dyrektor artystyczny tej sceny Jan Englert. A w rolach głównych wystąpią: Anna Seniuk i Janusz Gajos.

***

Rozmowa z Janem Englertem, reżyser spektaklu

Dorota Wyżyńska: Twórczość Hanocha Levina trafiła w Polsce na podatny grunt. Mamy coraz więcej premier jego sztuk. Jak pan myśli, skąd ta popularność? Co nas pociąga w jego utworach?

Jan Englert: Mogę powiedzieć, co mnie pociąga. Świetne pióro, znajomość teatru, budowanie krwistych postaci, pełnowymiarowych. Inna sprawa, że jeśli się te postaci przedstawi na scenie "jeden do jednego", ulegają dewaluacji. Sztuki Levina mogą okazać się pułapką dla reżysera. Zagranie dramatów Levina tzw. mieszczańskim, bulwarowym teatrem, morduje sens jego tekstów.

"Udręka życia", dopiero niedawno przetłumaczona na polski, miała już dwie inscenizacje. Wystawiały ją dwie ciekawe reżyserki - Iwona Kempa w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie i Agnieszka Olsten w Teatrze im. Jaracza w Łodzi.

- Z tego, co wiem, są to spektakle realizowane w całkowicie odmienny sposób. Rzecz rozgrywa się w sypialni małżeńskiej. Ale w moim przeświadczeniu ta sypialnia to cały świat. To łóżko zawieszone jest we wszechświecie. Jestem przekonany, że ten tekst wymaga przestrzeni.

Czytam trzy dramaty w tygodniu, co najmniej, a " Udręka życia" to chyba pierwszy taki przypadek, kiedy nie miałem żadnych wątpliwości, że warto tę sztukę wystawić. To samo przekonanie towarzyszyło aktorom. Tekst skonstruowany jest w sposób bardzo interesujący, to zaproszenie do kreacji.

"Jona, wstań! Zbliża się poranek. Brama Starego warsztatu naszego życia otwiera się skrzypiąc. (...)Wstań dokończyć ze mną razem udrękę życia!" - - mówi bohaterka sztuki do swojego męża.

- Ale czy to jest udręka? Co to za udręka, od której nie chce się, nie można odejść. Ci ludzie, którzy bywają wobec siebie okrutni, nie potrafią bez siebie żyć. "Nie da się przeżyć tego życia bez przytulenia" - pisze Levin i ma rację. Nie chodzi o seks, o zmysły, ale o ten szczególny moment przytulenia.

"Udręka życia" mówi o miałkości życia i jego wspaniałości. Zostanie po nas tylko proch. To wszystko, co się zdarzyło, jest tak niewymierne. Poczucie niespełnienia, niedokonania towarzyszy także tym, którzy z pozoru odnoszą wielkie sukcesy.

Na zakończonym niedawno festiwalu Spotkanie Teatrów Narodowych mieliśmy okazję zobaczyć sztukę Hanocha Levina "Moris Szimel" w wykonaniu aktorów z Tel Awiwu. Inscenizację izraelskiej uznanej reżyserki Yael Ronen. To jeszcze inne spojrzenie na tę twórczość.

- Ten spektakl poszedł w kierunku rodzajowości, w kierunku żydowskiego poczucia humoru. Wszystkie te sztuki są tym poczuciem humoru przepełnione, filozofią wynikającą z religii, ze sposobu życia, z hierarchii wartości. To nie jest sprawa tylko religii i wiary, ale postrzegania siebie we wszechświecie.

Teatr Narodowy przygotowuje na styczeń sesję naukową poświęconą twórczości Hanocha Levina.

- To inicjatywa młodych ludzi z zespołu literackiego Teatru Narodowego. Oni też zachwycili się "Udręką życia".

Co mnie niezmiernie cieszy, ale nie ukrywam, że z drugiej strony ten zachwyt mnie przeraża. Zwykle jest tak, że kiedy rozpływamy się nad tekstem już przy pierwszej lekturze, to potem rozczarowuje nas inscenizacja.

Będzie sesja, spotkanie poświęcone twórczości Levina. Czy uda nam się nadać temu odpowiedni kształt, rozmach? Wszystko zależy od tego, czy nie zabraknie nam amunicji. Nie ukrywam, że niewiele jej zostało, po wystrzeleniu pocisków na festiwal Spotkanie Teatrów Narodowych.

A jak bez tej amunicji planuje się następne miesiące? To udręka dyrektora?

- Nie zatrzymamy produkcji przedstawień, które są już zaplanowane. Mam nadzieję, że odbędą się wszystkie projekty, na które mamy już umowy. Chociaż w dzisiejszych czasach nie ma żadnej gwarancji. Jest wolnoamerykanka, jeśli chodzi o słowo, o solidność.

Nie wiem, czy starczy amunicji, żeby w następnych sezonach, tak jak do tej pory, przygotowywać po siedem-osiem premier. Pewnie będzie trzeba ograniczyć się do sześciu, a reżyserzy przychodzą do nas wyłącznie z propozycjami dużych, drogich produkcji. Jest taka opinia, że Narodowy ma multum pieniędzy. Ten mit budują nawet nasi współpracownicy, ale kiedy się prześledzi statystyki, to widać, że to nieprawda. Zapominamy, że nasz teatr ma na utrzymaniu trzy budynki. To moloch. Pieniądze na działalność artystyczną nie są znacząco większe od tych, które dostają inne warszawskie sceny. A repertuar jest tak skonstruowany, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

Co już można zapowiedzieć?

- W lutym na Wierzbowej premiera "Aktora" Norwida w reżyserii Michała Zadary. W marcu na scenie Studio "Kobieta z zapałkami" w reżyserii Aleksandry Koniecznej z Magdaleną Cielecką. Do tej roli przygotowywała się Gabrysia Kownacka. Wracamy do tego tytułu, chcemy doprowadzić do premiery, także ze względu na pamięć o Gabrysi. W kwietniu czeka nas przełożona z ubiegłego sezonu "Oresteja" w reżyserii Mai Kleczewskiej, wspólna produkcja z Teatrem Wielkim - Operą Narodową. W maju na scenie na Wierzbowej - " Matka" Witkacego z Anną Seniuk w reżyserii Agnieszki Glińskiej, a na scenie Studio - premiera, którą przygotuje Grażyna Kania - sztuka Neila LaBute'a " W mrocznym, mrocznym domu".

Teatr Narodowy: "Udręka życia" Hanocha Levina, w przekładzie Agnieszki Olek, reżyseria - Jan Englert, scenografia - Barbara Hanicka, muzyka - Stanisław Radwan, światło - Wojciech Puś, projekcje wideo - Michał Jankowski. Występują: Anna Seniuk, Janusz Gajos, Włodzimierz Press. Premiera w piątek (16 grudnia) o godz. 19, Sala Bogusławskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji