Artykuły

Tak i nie

Przedstawienie "Króla Edypa" w telewizji miało tę wielką zaletę, że było zrozumiałe. Dygat śmiało przybliżył językowo grecką tragedię do naszych czasów. Jego operacja miała większe znaczenie niż ubranie Holoubka w koszulkę polo, a Eichlerówny we współczesną sukienkę w kwiatki. Nie strój bowiem, nie dekoracja, ale właśnie język staje się coraz większą przeszkodą w naszym obcowaniu z klasyką. I to zarówno tą sprzed dwóch i pół tysiąca lat, jak i sprzed lat dwustu.

Na przestrzeni ostatniego pokolenia zwiększyła się ogromnie przepaść, która dzieli nas od klasyków. A stało się to właśnie przede wszystkim pod względem językowym. Czym to tłumaczyć? Chyba ogromem nowych pojęć i nowych słów, którymi zarzuca nas współczesność w każdym zakresie, od techniki zaczynając na polityce i gospodarce kończąc. Byłoby ciekawe, gdyby ktoś obliczył, ile nowych słów weszło do codziennego obiegu w przeciągu na przykład lat trzydziestu. Okazałoby się może, że to jakby cały nowy, dobrze rozbudowany, bogaty język.

W tej sytuacji, pod tym naporem oddala się, niknie nasz związek z przeszłością. Prawdopodobnie człowiek ma określoną zdolność przyswajania sobie słów. Rozwój jego mózgu jest wolniejszy niż rozwój ogólny i dlatego mamy trudności z tą językową przeszłością. To ciekawe także, że jakoś nam łatwiej chyba przychodzi czytać Reja, Kochanowskiego, Skargę czy Wujka niż z głośnika telewizyjnego chłonąć bez przeszkód te wszystkie gędźby ścierciałków bez ochyby samotrzeć jakiech zdzierżyć nie każden zdolen chocia pfać w nie zwolon. Czytać łatwiej, bo w grę nie wchodzi dykcja nieraz okropna (co oczywiście nie dotyczy wykonawców telewizyjnego Edypa), bo mamy możliwość zastanowienia się i głębokiego pomyślunku.

Mniejsze kłopoty z obcymi niż ze swoimi. Obcych tłumaczymy sobie na język, jeśli nie współczesny, to bliższy współczesności bardziej niż język oryginału. Staropolskich czy nawet jeszcze osiemnastowiecznych autorów polskich na nową polszczyznę jeszcze się nie tłumaczy, choć kto wie, czy i taka potrzeba nie nadejdzie. Sądzę, że, chcemy czy nie chcemy, zbliżamy się szybko do granicy całkowitej niezrozumiałości dawnych pisarzy. Co z tym robić - niech się nad tym inni głowią. Ale problem jest - nie ma co ukrywać.

Poza tym pozostaje także zagadnienie rozumienia treści tych utworów. Przyjmujemy je przeważnie również zbyt współcześnie. "Edyp" staje się dla nas ponadczasową tragedią człowieka sprawującego władzę i uwikłanego w koszmarze niezawinionych zbrodni. Tymczasem i poza tym odczytany inaczej może nam również współcześnie dać wiele do myślenia o roli sztuki w ogóle.

Pierwsi wielcy tragicy greccy zbyt tkwili jeszcze w tym, co ich zrodziło, w mitach, pojęciach religijnych, ażeby w sztuce ich owe elementy nie odgrywały żadnej roli. W owym społeczeństwie greckim złotego wieku sztuka przejmowała jednocześnie religijne akcesoria i niektóre elementy religii. Jednocześnie sztuka ta niezwykle mocno wyrażała elementy przełomu społecznego i politycznego swego czasu, sama czynnie w zachodzące przemiany włączała się. To była naprawdę sztuka współczesna.

Tak więc można i z "Edypa" wyciągać wnioski, które można by nazwać propagandowymi. Do celów propagandy używa autor zarówno motywów mityczno-religijnych, jak i tego wszystkiego, co im racjonalistycznie przeciwstawia. Absolutnie jestem przekonany, iż stary Sofokles Edypem chciał przekonać Greków, żeby swych dzieci nie podrzucali w lasach, żeby tam zginęły z głodu, pragnienia czy zżarte przez zwierzęta. Żeby nie dali się straszyć żadnym wróżbom, bo mogą być pewni, że takie porzucanie dzieci na pastwę losu może im i ich dzieciom nie wyjść na dobre.

Wyrażając to bardziej plastycznie: ten "Król Edyp", to jakby najznakomitszy dramaturg (gdzież on, ach gdzież?) naszych nadwiślańskich Aten dzisiejszych napisał sztukę w sprawie konieczności szczepienia dzieci przeciwko chorobie Heinego-Mediny, albo w sprawie zwalczania alkoholizmu.

Taka propaganda była potrzebna, bo upłynąć miało wiele wieków, zanim cywilizowana ludzkość zaczęła dbać o dzieci, o ich hodowanie i odpowiednie wychowanie. Tak samo, jeśli chodzi o kazirodztwo. Kto wie, czy najmądrzejsi z Greków nie zorientowali się, że kazirodztwo nie wpływa dodatnio na rozwój człowieka. A było ono dość powszechne. Warunki bytu w Grecji kazirodztwu sprzyjały. Pamiętajmy, że w tych maleńkich społeczeństwach nie wolno było żenić się z cudzoziemcami, że dziecko zrodzone ze związku z cudzoziemką w Atenach nie miało praw obywatelskich. Dobranie więc sobie odpowiedniej żony było nieraz trudne. A kobieta z rodziny była - jeśli można tak powiedzieć - pod ręką. Edyp nieświadomie uczynił to, co wielu robiło świadomie.

W czasie, gdy prawa jeszcze nie były tak rozwinięte jak dziś, gdy moralność dopiero się kształtowała - sztuka podejmowała trudne zadania formowania obyczajów społecznych i - jak tego dowodzi ta tragedia - robiła to znakomicie. Czy to oznacza, że dziś jest z tych obowiązków całkowicie zwolniona, jak tego chcą niektórzy? Sofokles by takiego stanowiska nie akceptował.

Takie sprowadzenie w przyziemne rejony znaczenia tragedii greckiej pewnie niektórych oburzy. Żyją bowiem wśród fałszywych wyobrażeń nie tylko o współczesności, ale i o starożytności. Wyobrażają sobie tę starą Grecję jako krainę wyłącznie mądrych filozofów, artystów, mędrców i myślicieli. Tymczasem był to kraj, gdzie rzeczywiście obok wspaniałej kultury, kultury, którą do dziś się żywimy, żyły tysiące metojków i niewolników, którzy nie chodzili na długie spacery z Sokratesem ani nie dysputowali z Platonem, i to żyło w ciemności i upodleniu. Grecja stworzyła demokrację i filozofię, i sztukę, ale jednak tylko dla małej garstki ludzi.

Ich obyczaje były twarde. Żyli w świecie barbarzyńskim i musieli walczyć twardo o swoje istnienie. Ten trud życia, te warunki bez osłonek i upiększeń wyraża także Sofokles. Jego dzieła bowiem wyrażają znakomicie i realistycznie czas, w którym żył i pisał. Co go doprowadzało do wniosków bardzo pesymistycznych:

"bytu naszego zawiłość niech was

przeraża i dziwi,

że bez cierpień nie osiągnie swego

kresu ludzki żywot,

a nikogo ze śmiertelnych nie można

nazwać szczęśliwym".

Ale rozwój ludzkości, jej doskonalenie się prowadzi jednak do tego, że bywamy szczęśliwi. Powie ktoś, że to niewiele jak na dwa i pół tysiąca lat. Niewiele, ale jednak coś. Mądrość dziś polega na tym, ażeby nawet to niewiele szanować i cieszyć się zeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji