Artykuły

Wojna na gesty, wojna na słowa

To niezwykłe jak życie festiwalowe zdominowało cały polski teatr. Większe spory wybuchają pomiędzy festiwalami teatralnymi niż pomiędzy teatrami czy artystami, większe napięcia tworzy rywalizacja na koncepty festiwalowe niż spór na artystyczne idee - pisze Paweł Wodziński w felietonie dla e-teatru.

W ostatnim tygodniu pewne zamieszanie wywołały informacje dotyczące rywalizacji pomiędzy teatralnymi festiwalami. Jacek Cieślak w "Rzeczpospolitej" określił je nawet mianem wojny festiwalowej, mając na myśli starcie pomiędzy Festiwalem Polskich Sztuk Współczesnych "Raport" w Gdyni i Aneksem do Festiwalu "Wybrzeże Sztuki" w Gdańsku, dwoma ogólnopolskimi przeglądami odbywającymi się w jednym czasie, w odległości 20 kilometrów od siebie, zabiegającymi o tę samą publiczność. Do wojny, która jest jednocześnie rywalizacją pomiędzy dwoma miastami: Gdynią i Gdańskiem, dołączyć ma Wrocław z nową formułą festiwalu polskiej dramaturgii. Wiceprezydent Gdyni zapowiedział walkę o rangę gdyńskiego festiwalu i zwiększenie nakładów.

Swoją drogą to niezwykłe jak życie festiwalowe zdominowało cały polski teatr. Większe spory wybuchają pomiędzy festiwalami teatralnymi niż pomiędzy teatrami czy artystami, większe napięcia tworzy rywalizacja na koncepty festiwalowe niż spór na artystyczne idee.

Myśląc o przyszłości festiwali teatralnych w Polsce nie jestem tak wielkim optymistą jak ich twórcy i organizatorzy. Widzę też ich negatywny wpływ na życie teatralne i pracę samego teatru. Nic tak nie dewaluuje codziennej pracy teatrów repertuarowych jak wielkie wydarzenia, skupiające ponadprzeciętną uwagę mediów i władz. Nic tak nie paraliżuje pracy teatrów jak wyjazdy na festiwale. Każdy kto pracował w teatrze biorącym udział w życiu festiwalowym a miał próby pomiędzy październikiem i grudniem lub pomiędzy marcem i majem, wie o czym mówię.

Po 20 latach eksperymentów, pomysłów czasem wspaniałych i szalonych, trudno także nie dostrzec oznak kryzysu w stworzonym systemie. Niektóre przeglądy, zwłaszcza te o silnym profilu tematycznym, są na progu wyczerpania swojej formuły. Powody są banalnie proste. Zostały wymyślone i stworzone z innych powodów niż artystyczne, często ponad skalę i możliwości miast, w których się odbywają, a pomysły, ciekawe i ważne w pewnej fazie rozwoju polskiego teatru, dziś nie mają już tej siły. Cele zostały osiągnięte albo same pomysły nie okazały się tak interesujące jak się wcześniej wydawało.

Zamiast stawania do walki o rangę własnego festiwalu, zwiększania nakładów, by sfinansować coraz bardziej szalone formuły jednorazowych wydarzeń artystycznych, namawiałbym raczej wszystkich zainteresowanych na wzmacnianie instytucji kultury. Lepiej wydawać publiczne pieniądze na powstawanie dzieł sztuki, niż na obrót dziełami sztuki. Zwłaszcza, gdy coraz częściej dokonuje się motywowanych kryzysem cięć w budżetach instytucji.

W artykule Jacka Cieślaka znalazły się podstawowe dane o finansach największych polskich festiwali teatralnych. Z zamieszczonej w "Rzeczpospolitej" listy wynika, ze budżet 12 wymienionych festiwali po zsumowaniu wynosi 14 milionów 450 tysięcy złotych. Przyjmując, że średni koszt wyprodukowania jednej premiery to 200 tysięcy złotych, jest to kwota wystarczająca na przygotowanie ponad 70 nowych premier. Festiwali teatralnych w Polsce jest ponad 400. Ile nowych premier mogło by powstać, ilu widzów mogłoby w nich uczestniczyć?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji