Artykuły

Hanuszkiewicz wzbudzał skrajne opinie

- Był być może największym twórcą w historii polskiego teatru, najmłodszym duchem w sensie sposobu myślenia, najbardziej nowoczesnym, przez kilka dekad przybliżał klasykę milionom Polaków, wychowywał pokolenia - wspomina Adama Hanuszkiewicza jego przyjaciel Daniel Olbrychski.

Wybitny reżyser teatralny i aktor zmarł wczoraj w warszawskim szpitalu. Miał 87 lat.

Najważniejszą zawodową decyzją Hanuszkiewicza, przez część środowiska teatralnego uważaną za kontrowersyjną, było przejęcie warszawskiego Teatru Narodowego po Kazimierzu Dejmku zdymisjonowanym w 1968 r. za antyradzieckie "Dziady" z Gustawem Holoubkiem.

Mówił, że teksty klasyczne "są najbardziej współczesną literaturą, ale teatr musi ten fakt swoimi przedstawieniami udowodnić". Przywiązanie do nich łączył ze śmiałymi pomysłami inscenizacyjnymi - w Narodowym wystawił "Balladynę" (1974) Słowackiego, w której Goplana (Bożena Dykiel), Chochlik (Wiktor Zborowski) i Skierka (Mieczysław Hryniewicz) jeździli na hondach, a w Teatrze Małym "Miesiąc na wsi" Turgieniewa, w którym aktorzy grali z psami i kurami.

Wzbudzał skrajne opinie. Recenzenci pisali o nim "odmóżdżacz polskiego teatru", "barbarzyńca w ogrodzie tradycji", ale Witold Lutosławski powiedział mu: "Pan buduje przedstawienie jak symfonię", a Jan Kott: "Na miej scu innych reżyserów klasyki popełniłbym samobójstwo, bo to się już nie da inaczej, niż ty to robisz".

Kreował młode gwiazdy. Andrzej Nardelli błysnął u niego w "Kordianie" (1970), monolog na Mont Blanc wygłaszając na drabinie. Gdy Daniel Olbrychski zagrał w jego "Hamlecie" (1970), Jarosław Iwaszkiewicz stwierdził, że nigdy nie widział lepszego. Potem grał też w "Beniowskim" (1971).

W "Weselu" (1974) obsadził Tadeusza Łomnickiego (Gospodarz), Andrzeja Łapickiego (Pan Miody), Krzysztofa Kolbergera (Jasiek) i Zofię Kucównę (Gospodyni), a sam zagrał Poetę. Cenił sobie swojego "Norwida" (1970) i, Antygonę" (1973) z Anną Chodakowską. Teatr Narodowy utracił wraz z wprowadzeniem 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego. Wtedy też przyłączył się do bojkotu TVP.

Wcześniej, w latach 1957-63, był redaktorem naczelnym Teatru Telewizji. Zrealizował tu ok. stu przedstawień, w tym część granych na żywo. Zaczynał od "Złotego lisa" wg Jerzego Andrzejewskiego (emisja 25 lutego 1955 r.). Potem był m.in. słynny "Apollo z Bellac" (1958) Jeana Giraudoux z Kaliną Jędrusik i samym Hanuszkiewiczem i "Pan Tadeusz" (1970-71), oczywiście w XII księgach, w którym dekoracje były malowane na tekturze, Hanuszkiewicz grał Narratora, a Andrzej Zaorski Tadeusza. Wreszcie "Opowieści mojej żony" (1972) wg Mirosława Żuławskiego, w których grał z Kucówną, swą ówczesną małżonką.

Żenił się czterokrotnie, w tym trzy razy z aktorkami: Zofią Rysiówną, Kucówną i Magdaleną Cwenówną. Ta ostatnia odebrała w listopadzie 2008 r. specjalnego Feliksa Warszawskiego przyznanego Hanuszkiewiczowi (on sam był już poważnie chory). Mówiła o mężu: - Jest bardzo wzruszony, bo to nagroda od środowiska.

Był samoukiem: - Na uniwersytetach bywałem wykładowcą, ale nigdy studentem. A uniwersytet człowiekowi jest potrzebny. Student najpierw dowiaduje się na wykładzie, o czym jest "Balladyna", a później tak ją czyta, żeby mu się wszystko zgadzało z tym, co mówił profesor. Ja byłem sam.

Egzaminy aktorski i reżyserski zdał eksternistycznie. Ten pierwszy w Łodzi, przed Leonem Schillerem, Jackiem Woszczerowiczem i Aleksandrem Zelwerowiczem.

Pochodził ze Lwowa, gdzie jego rodzice prowadzili sklep. Tam spędził okupację. Po wkroczeniu Rosjan w lipcu 1944 r. wstąpił do zespołu teatralnego Wojska Polskiego. Debiutował jako aktor w 1945 r. rolą Wacława w "Zemście" Fredry w teatrze w Rzeszowie. Jako reżyser - w 1951 r. w Teatrze Polskim w Poznaniu sztuką Leonida Rachmanowa "Niespokojna starość".

W latach 1956-68 pracował jako reżyser i dyrektor Teatru Powszechnego. Grał tu we własnej reżyserii Poetę w "Weselu" (1963), Raskolnikowa w "Zbrodni i karze" (1964), Don Juana w sztuce Moliera (1965) i Konrada w "Wyzwoleniu" (1967). W tytułowej roli w "Panu Wokulskim" obsadził - jeszcze przed "Lalką" Hasa - Mariusza Dmochowskiego. Na deskach scenicznych oglądano go również w Jeleniej Górze, Krakowie i Poznaniu, m.in. jako Hamleta. W latach 80. reżyserował w Finlandii i w RFN.

Kino nie umiało należycie go wykorzystać. Miał przecież urodę amanta. W "Ręce do góry" (1967, premiera 1985) Jerzego Skolimowskiego zagrał Alfę Romeo (bohaterowie nazywają się tu jak marki samochodów), w czwartej części "Dekalogu" (1988) Krzysztofa Kieślowskiego - profesora szkoły teatralnej, a w "Przedwiośniu" (2001) Filipa Bajona - hrabiego, właściciela Odolan, który urządza bal, zbierając datki na protezy dla żołnierzy. Gdy w latach 60. Wajda planował ekranizację "Przedwiośnia", chciał obsadzić Hanuszkiewicza jako Cezarego Barykę.

Sam wyreżyserował nowelkę "Paryż 1945" w "Spóźnionych przechodniach" (1962) wg tekstów Stanisława Dygata. Zagrał w nim Polaka, który w paryskim hotelu spędza noc z dziewczyną (Lidia Korsakówna).

***

Adama Hanuszkiewicza wspominają

Daniel Olbrychski

Wiozłem mu wczoraj do szpitala jego ulubiony tort, czekoladowy. W drodze dowiedziałem się, że umarł. To był mój teatralny ojciec. W 1967 roku zaangażował mnie do Teatru Powszechnego, powiedział wtedy: "Za rok chcę wystawić z panem Hamleta - jeszcze byliśmy na pan, miałem 22 lata - ale najpierw powinien pan przejść wspaniałą szkołę, jaką jest komedia wierszem", i w jego "Ślubach panieńskich" zagrałem Gucia. To był mój debiut na scenie. Po roku, już w Teatrze Narodowym, zabraliśmy się za Szekspira, potem było masę innych ról, i do Adama właśnie pierwszy raz przyjechałem z francuskiej emigracji, z Paryża, kiedy w '85 wystawiał w teatrze Ateneum "Cyda", mówiliśmy na to "Cyd nad Wisłą". Był być może największym twórcą w historii polskiego teatru, najmłodszym duchem w sensie sposobu myślenia, najbardziej nowoczesnym, przez kilka dekad przybliżał klasykę milionom Polaków, wychowywał pokolenia - do ostatniej chwili swojej twórczości przerwanej przez władze Warszawy, które odebrały mu teatr. Przez ostatnie lata mało wychodził z domu, żył w przygnębieniu, że w miejscu jego ukochanego Teatru Nowego powstał sklep spożywczy. Po raz ostatni rozmawialiśmy tydzień temu, powiedziałem mu, że będę obchodził jubileusz 50-lecia pracy, Adam obiecał: to się zwlokę, będę u ciebie. Umarł człowiek, któremu najwięcej zawdzięczam w teatrze, ale także w spojrzeniu na literaturę i na życie. Jak ktoś bliski z rodziny. Nie zastąpi mi go nikt. not. Sub

Olga Lipińska

Coś ważnego się skończyło. Jakaś epoka w polskim teatrze.

Adam był moim pierwszym mistrzem, gdy jako młoda dziewczyna trafiłam do telewizji. Pierwsze lata mojej pracy z nim to był moment, gdy nie mieliśmy jeszcze dostępu do zachodnich wzorów telewizyjnych. Wszystko wymyślaliśmy sami. Adam zrewolucjonizował telewizję. Stworzył punkt odniesienia dla wszystkich następców.

Nauczyłam się od niego nie tylko warsztatu, ale przede wszystkim odwagi.

Powtarzał: "Artysta nie może być skromny. Skromność u artysty zawsze fałszywa". I nie chodziło mu o wywyższanie się. Rozumiał, że nie warto się zabierać za sztukę, jeśli nie jest się pewnym siebie i swoich pomysłów. Trzeba mieć siłę, by pociągnąć za sobą innych.

Był niezwykle utalentowanym artystą, niespokojnym duchem. Nie doceniano go, bo robił rzeczy niekonwencjonalne, nieklasyczne. To, że przez ostatnie lata nie mógł już pracować w teatrze, że odebrano mu scenę, fatalnie odbiło się na jego kondycji. Teatr był jego życiem. Umarł dlatego, że odcięto go od sceny, not. jd

Andrzej Łapicki

Odeszła postać historyczna, ale też niezwykle oryginalny człowiek. Nie majuż dziś tak odważnych artystów ani ludzi, którzy mieliby taki głód życia. Jesteśmy z tego samego rocznika, był moim przyjacielem, pracowałem także przez pewien czas w jego teatrze.

Pozostanie po nim pamięćjako po dyrektorze Teatru Narodowego. Aleja go ceniłem przede wszystkim jako artystę, który poświęcił się polskiej poezji. Nawet jeśli ktoś miał zastrzeżenia dojego prac reżyserskich, nie mógł przejść obojętnie wobec sposobu, wjaki prezentował dzieła wieszczów. Na zawsze zostanie mi w pamięci obraz teatru nabitego do ostatnich miejsc, gdzie młodzież z przejęciem słucha Słowackiego.

Był nowoczesny, alejednocześnie sumienny wobec tekstów. Nie robił kolaży, nie przeinaczał sensów, nie dopisywał. Aktualność potrafił wyciągnąć z wiersza bez uszczerbku dla myśli autora.

Był tępiony, oskarżany o awanturnictwo, krytykowany. Nie przejmował się, robił swoje i wierzył, że ma rację.

To jemu też zawdzięczamy istnienie Teatru Telewizji. Nigdzie na świecie nie było wtedy niczego podobnego.

W ostatnich latach załamał się. Nic dziwnego. Sam bym się załamał, gdyby odebrano mi teatr, a w jego miejscu sprzedawano piwo. not. jd

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji