Artykuły

Warszawa. Jubileusz Daniela Olbrychskiego

Swój jubileusz Daniel Olbrychski obchodzić będzie w prywatnym teatrze 6. piętro. Uświetni je premiera spektaklu "Po drodze do Madison", w którym razem z aktorem zagra Dorota Segda.

Jubilat spotka się też z fanami w piątek, 2 grudnia, w Gazeta Cafe.

Na scenach warszawskich pojawił się w 1969 roku. Grał Gustawa w "Ślubach panieńskich" Aleksandra Fredry w reżyserii Władysława Krasnowieckiego w Teatrze Narodowym. Jednak to nie tę datę, ale 13 grudnia 1961 roku przyjmuje za początek swojej kariery. Jako szesnastolatek wystąpił w telewizyjnym Młodzieżowym Studiu Poetyckim prowadzonym przez Andrzeja Konica w spektaklu "Kwiaty polskie". W popularnym programie debiutowali także Magdalena Zawadzka, Marek Perepeczko czy Witold Dębicki.

- Od tego momentu, pod własnym nazwiskiem, w profesjonalnym trybie zarabiam na życie - mówi Daniel Olbrychski. - Świętowanie dwudziestolecia pracy zepsuł mi stan wojenny. Nie wystawiałem wtedy spektaklu, chciałem urządzić bankiet, na który poza polskimi przyjaciółmi mieli dojechać artyści z Europy, z którymi współpracowałem m.in.: Claude Lelouch, Volker Schlöndorff. Wynajęliśmy jedną z niewielu wtedy restauracji na Starym Mieście, zamówiliśmy bilety z Paryża, Moskwy i Berlina, a kiedy rano chciałem sprawdzić, czy wszystko przygotowane, podnoszę słuchawkę, a tu głuchy telefon. I w telewizji wystąpił generał Jaruzelski ogłaszający stan wojenny - wspomina aktor.

Daniel Olbrychski do dziś zagrał dziesiątki ról teatralnych i filmowych, przez wiele lat współpracował m.in. z Andrzejem Wajdą, u którego wystąpił m.in. w "Weselu", "Ziemi obiecanej"; z Jerzym Hoffmanem, Krzysztofem Zanussim, często pracował za granicą, wystąpił m.in. w "Blaszanym bębenku" Volkera Schlöndorffa czy "Jedni i drudzy" Claude?a Leloucha. W teatrze był jednym z ważniejszych aktorów spektakli Adama Hanuszkiewicza. Reżyser powierzył mu m.in. role Imaginacji w "Kordianie", Beniowskiego, Hamleta, Stańczyka w "Weselu" czy Konrada w "Dziadach".

Król Lear wybiera sobie sztukę

Pod koniec lat 90. można go było oglądać na scenie Teatru Polskiego w "Zemście" w reżyserii Andrzeja Łapickiego, ostatnio w "Zagraj to jeszcze raz sam" w reż. Eugeniusza Korina w Teatrze 6. Piętro. Pięć lat temu swój poprzedni jubileusz obchodził w Teatrze na Woli. Zagrał króla Leara w spektaklu, który wyreżyserował Andrzej Konczałowski.

- Już po raz drugi jestem w tak miłej, ale też wywołującej rumieniec radosnego zażenowania sytuacji, ponieważ po raz drugi zaproponowano mi, żebym wybrał sobie sztukę na jubileusz - opowiada Daniel Olbrychski.

Kiedy tym razem prowadzący teatr Eugeniusz Korin i Michał Żebrowski zaoferowali swoją scenę na jubileuszowe przedstawienie, długo zastanawiał się nad wyborem tekstu. W internecie przeczytał, że francuski aktor Alain Delon, wraz ze swoją byłą partnerką Mireille Dark, zagrał z okazji 70. urodzin w adaptacji "Co się wydarzyło w Madison County?". Pomyślał, że to może być ciekawy materiał na tekst. Scenariusz "Po drodze do Madison" to tekst Krystyny Demskiej i Henryki Królikowskiej zainspirowany nowelą Roberta J. Wallera.

W Polsce bardziej znany niż książka jest film na jej podstawie z Meryl Streep i Clintem Eastwoodem, który był także reżyserem obrazu. - Śmiem twierdzić, że nasze zadanie jest o wiele trudniejsze niż twórców filmu. Musimy zagrać zapach Iowa, w naszych oczach widz musi zobaczyć mosty, które wiszą nad małą rzeczką, musimy dać poczuć nie tylko swoje uczucia, ale też temperaturę powietrza, kolory. Tego się nie da pokazać w teatrze, to można zobaczyć tylko poprzez aktorów. Każdy, kto film widział, ma pewne wyobrażenie, bardzo bym chciała, żeby się od niego szybko odłączył. I żeby udało się zagarnąć go do naszego Iowa - mówi Dorota Segda.

To będzie pierwsze spotkanie tej pary aktorów na scenie, mimo że już brali udział w jednym wspólnym spektaklu. - Występowaliśmy w "Nocy listopadowej", którą Jerzy Grzegorzewski wystawił na otwarcie po remoncie Teatru Narodowego. Grałam Księżną Joannę, a Daniel - Generała Krasińskiego. Nie mieliśmy wspólnych scen, Daniel mówił monolog na koniec sztuki. Rozmawialiśmy tylko za kulisami, więc na scenie to będzie pierwszy raz - opowiada Dorota Segda.

Opowiada saksofonista

Bohaterowie "Po drodze do Madison" to para dojrzałych ludzi: Robert i Francesca. - On jest fotografem, pasjonatem życia, podróży, świata, ale ma kompletnie nieuporządkowane życie osobiste. Trafia na miłość, na jaką trafia się raz w życiu, ale jest ona jak w "Romeo i Julii" Szekspira, beznadziejna. W ich przypadku nie z powodu złych rodzin, tylko z poczucia obowiązku, uczciwości - mówi Daniel Olbrychski.

Dorota Segda, opisując swoją postać, kreśli obraz osoby skrajnie różnej od Roberta. - Francesca jest matką dwojga dużych już dzieci, prowadzi spokojne życie z mężem farmerem w stanie Iowa, czyli na końcu świata. Jej codzienność jest dość monotonna. Ma w sobie niespełnione marzenia, ale nie myśli o tym, nie szuka przygód, nawet jej to przez głowę nie przechodzi. I nagle w jej życiu dokonuje się prawdziwy wstrząs. Kiedy na parę dni wyjeżdża rodzina, na to pustkowie przybywa reporter z "National Geografic", który okazuje się mężczyzną jej życia. Ale poczucie odpowiedzialności jest silniejsze niż miłość, więc ona musi w ciągu tych czterech dni, jak sama mówi, przeżyć całe swoje życie. I rozstają się, już na zawsze zostając kim innym. Czy tego żałuje do końca życia? Myślę, że często tak. Ale decyzja raz podjęta obowiązuje - opowiada aktorka.

Co sprawiło, że bohaterowie stali się dla siebie tak ważni? - Robert mówi takie zdanie: "Obsesje nie mają przyczyn, to czyni je obsesjami". Myślę, że to zaczęło się od chemii, która po prostu zdarza się nie wiedzieć czemu. A tu jeszcze nałożyła się podobna wrażliwość, jego siła, wolność. On oprócz tego, że wnosi powiew wolnego świata, bo po nim jeździ i go zna, to ma tę wolność w sobie, w żyłach. Nie szpanuje, tylko jest wolny. Potrafi też być czuły, umie jej słuchać, oboje kochają poezję; to spowodowało, że pozornie zupełnie odległe od siebie światy stały się jednym - dodaje aktorka. - Czytam teraz książkę Zygmunta Baumana "44 listy ze świata płynnej nowoczesności". Ta nasza historia jest ze świata stałej nienowoczesności albo też staroświeckości. Na pewno jest oldskulowa, ale nie znaczy to, że ona się nie zdarza często. Żyjąc w świecie płynnej nowoczesności, na szczęście pamiętamy o tych nielansowanych dziś pojęciach jak wierność, obowiązek, myślenie o innych, nie tylko o sobie - dodaje Dorota Segda.

Losy bohaterów w spektaklu, tak jak i w książce, opowie saksofonista: głosu z offu użyczy tej postaci Piotr Fronczewski, a na żywo zagra Zbigniew Namysłowski. Motywem muzycznym przewijającym się przez przedstawienie będzie piosenka "Martwe liście". Spektakl reżyseruje Grzegorz Warchoł. Premiera 10 grudnia w Teatrze 6. Piętro.

Spotkanie w Gazeta Cafe w piątek, 2 grudnia, wyjątkowo godz. 18 - ul. Czerska 8/10. Wstęp wolny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji