Artykuły

Makbet wegetariański, czyli wielka przygoda teatru

"2007: Macbeth" w reż. Grzegorza Jarzyny TR Warszawa w hali Waryńskiego w Warszawie. Specjalnie dla e-teatru pisze Agnieszka Kłos.

Teatr zmarł, a właściwie nie żyje w swojej klasycznej wersji. Pomyślałam o tym wspinając się po rusztowaniach na widownię, żeby zobaczyć najnowszego Grzegorza Jarzynę. Może żyjemy w czasach, w których sztuka zaczyna się po tekście?

Kolejne przedsięwzięcia TR Warszawa wymagają coraz większych i odważniejszych zabiegów formalnych. Po każdym takim wydarzeniu najdłużej do siebie dochodzi widownia, bo ona najsilniej odpiera wszelkie ataki nowinek. Wyprawa do hali fabrycznej, toalety w krzakach, przenikliwe zimno przez cały spektakl spowodowały, że po raz pierwszy nie czułam na widowni nieznośnego smrodu klasycznej kultury. I zrozumiałam zabieg Jarzyny, skupić całą uwagę publiczności na perypetiach Makbeta.

Ten spektakl to film amerykański. Tyle tylko, że oprócz szybkiej akcji, brawurowych momentów zwrotnych i precyzji scenicznego montażu, zapach spalenizny i huk wystrzałów są autentyczne. Hałas wypłoszył zresztą kilku widzów ze spektaklu, którzy chyłkiem, po ciemku opuścili fabrykę. Zamieszanie na scenie, a właściwie kilku scenach rozpiętych między dwoma kondygnacjami sali, oddaje w zupełności bełkotliwy język wojny. I jej cały chaos. Na osobną uwagę zasługuje w spektaklu muzyka w opracowaniu Piotra Domińskiego. Pojawia się i zanika jak tętno, zapas emocji głównych bohaterów.

Spektakl Jarzyny to rozprawa ze scenografią i kolorem. To oczywiście tylko sceniczne zszycia, szwy, które raz po raz odsłaniają kunsztowność tego przedstawienia. Na pierwszym planie widać tylko samotność człowieka wobec stali. Żelazo, pręty, karabiny, metalowe uchwyty, barierki, imitacje pieców krematoryjnych, surowość hali fabrycznej to symbole przeszkód, o które potyka się każdy z nas. Potyka, kaleczy się lub ginie.

Jarzyna przez cały spektakl gra czymś niemal zapomnianym w teatrze, zabiegiem zaskoczenia, a nawet ataku na widza. W czasie sztuki publiczność śledzi z prawdziwym napięciem akcję. Nie tylko o fabułę chodzi, ale poczucie zagrożenia. W każdej chwili przecież może coś wybuchnąć na tle surowej, zabrudzonej ściany. Świadomość takiego zagrożenia, które doskonale współgra z uczuciami bohaterów sztuki wobec ich losu, wyostrza tylko naszą percepcję. I zbliża do zrozumienia ich niepewnego życia.

To spektakl o zatrzymaniu, dojrzewaniu do wypełnienia swojego przeznaczenia, paradoksalnie, wzięcia odpowiedzialności za dobro i zło. Zwłaszcza zło zamknięte do czasu pierwszej zbrodni w człowieku. Terapeuci zorientowani gestaltowo mówią o takim procesie, że niesie w sobie idealne trwanie w czasie, wyczucie życia "tu i teraz". Makbet jest więc rozprawą o rzeczywistości.

Najpiękniejsze, najmocniejsze sceny tego spektaklu dzieją się między kobietą i mężczyzną. Mroczny erotyzm, zaduch dalekiej kolonii, wschodu, Kuby czy jakiejkolwiek krainy geograficznej, miesza się z pożądaniem na granicy przemocy i uzależnienia. W czasie kolejnych napięć między bohaterami czuje się dławiący zapach cygar i smród po niedawno zdetonowanej bombie. Dotąd tylko Jean Genet potrafił tak wnikliwie przedrzeć się do seksu swoich bohaterów. On również umieścił ich na dachu płonącego domu - twierdzy, gdzieś, w jednym z dalekich miast pogrążonych w wojnie. W "Ceremoniach pogrzebowych" główną rolę w strategii pożądania odgrywają spodnie, wojskowe, przetarte, zacerowane, wybrzuszone w kroku. W spektaklu Jarzyny spodnie głównego bohatera symbolizują przynależność do armii. I tylko krępujący gorset, imitacja sukienki koktajlowej z lat 50, który nosi jego żona zdradza groteskowość pewnych zdarzeń. Bohaterka jest skrępowana. Jej papuzia fryzura, hollywoodzki blichtr, kiczowata torebka i obcasy jak z filmów Almodovara to tylko powierzchowne sygnały zniewolenia. Jej prawdziwe więzy zaczynają się i kończą na miłości do Makbeta. Im bardziej jest ona mroczna, zbrudzona krwią, tym silniej wybielają się pewne symbole - korki i buty, bielizna, wreszcie prześcieradła, którymi się dusi.

Podczas tego wieczoru trzeba było zachować mocne nerwy, bo mieszanka uczuć i parafraz, którą zaproponował Jarzyna jest wybuchowa. Jak konflikt zbrojny, moralny i miłosny w tle.

Trzeba mieć nieskończenie dużo wolności w sobie, żeby tyle wyczytać z Szekspira i tak wnikliwie wsłuchać się w niego jak zrobił Jarzyna. Dziś pewnie stary klasyk byłby jednym z czołowych scenarzystów kina. To chyba najbardziej przewrotna teza, którą udowadnia Makbet zrealizowany w fabryce. Rozproszenie scen, rozbicie fabuły na kilka symultanicznych okienek i monitorów z jeszcze większą siłą podkreślały logikę tego dzieła. Wydaje się, że Szekspirowi nie może zaszkodzić żadna aktualizacja. Bo mówi o prawdzie uczuć i życia.

Wojna jest nadal atrakcyjna dla sztuki. Przez jakiś czas teoretycy zastanawiali się nad mechanizmami Holocaustu i ich siłą twórczą dla powojennych artystów. Widać, pewne symbole związane z okrucieństwem są nieprzemijalne. Oczywiście Jarzyna zrobił wiele, żeby uaktualnić wymowę tej konkretnej wojny, która toczy się na Wschodzie. Wiadomo jednak, że uniknął dosłowności dzięki takim zabiegom jak dekompozycja mundurów, pozbawienie ich jakichkolwiek rozpoznawalnych insygniów, aluzje do militarnego porządku faszyzmu. Totalitaryzm i dyktatura, Franco i Evita Peron, "Cesarz" Kapuścińskiego, Castro i Busch, zbrodnie żołnierzy amerykańskich w twierdzy Abu Gharib, wszystko migocze w tym spektaklu z prędkością nurtu popkultury. Przemoc, o której po wydarzeniach z ostatniej wojny pisał Philip Zimbardo, psycholog, profesor Uniwersytetu w Stanford, jako o "efekcie Lucyfera", wdziera się również w relacje między kochankami. Seks i brutalność połączona z lękiem, szkolenia, przepisowe musztry, które po zbrodni Makbeta zastąpią normalne uczucia, znajdują w tym spektaklu najpełniejszy wyraz.

Pod mundurami żołnierzy i przywódców czai się lęk zwierząt i ich rozpasanie. Pod niektórymi z nich homoseksualizm, pod innymi skłonność do gwałtu. Zwierzęta w stadzie żyją symbiotycznie i są w pełni uzależnione od przywódcy. Dyktatura zaczyna upadać w momencie pierwszego błędu szefa.

Dzięki kilku scenom Jarzyna wejdzie do historii teatru. Nikt dotąd z taką namiętnością, graniczącą z obłędem, nie skomponował sceny morderstwa i śmierci. Zabójstwo Makbeta to mord rytualny, mityczny, wymierzający bohaterom na końcu sztuki sprawiedliwość. Po wyrządzeniu zła jego opary unoszą się nad sprawcami i krążą po świecie. Tak rezonuje każda zbrodnia. Dlatego w czasie kolejnych scen spektaklu to zło i entropia przejmują narrację. I wszystko, łącznie z niewyraźnymi dialogami bohaterów, staje się bełkotem. Świat wkracza w sferę uczuć i tylko uczuć. Coraz bardziej naprężonych, zależnych od silnego lęku i poczucia winy.

Zabieg przeniesienia spektaklu do fabryki, gdzieś w teren miasta Warszawy, wyjęcie Szekspira z ciasnego pudełka sceny, spowodował, że widzowie naprawdę uczestniczyli w życiu Makbeta.

To symfonia, poezja i dramat przemieszane w idealnych proporcjach. Podczas niektórych scen zastanawiałam się na ile potrzebny tu jest głos, dialog, a na ile cisza. Niektóre bezgłośne sceny broniły się swoją plastycznością i napięciem gry aktorskiej. Inne prawdopodobnie wynikały z problemów technicznych z nagłośnieniem.

Przedstawienie Jarzyny jest jak kubański film, serial brazylijski albo nowela, w której krew, dyktatura i czas mieszają się ze sobą w idealnych proporcjach. I wychodzi z tego melodramat jak w końcowej scenie spektaklu. Nie widziałam tak doskonale skomponowanej sceny jak ta ze świeżą krwią i światłem w salonie, które osłabia świt za oknem. Makbet z żoną zastygli ze zmęczenia, odbijają się w płynącej krwi i piją poranną kawę pośród skrzeku tropikalnych ptaków. To przecież odwrotność fotografii rodzinnej z małżeńskiego albumu.

Rozmiary tragedii człowieka ogarniają przestrzeń tego spektaklu. I wszystko dąży do entropii, zatracenia, zamazania i zapomnienia. Są też akcenty prosto z Lyncha i kultury amerykańskiej, Elvis, komik i błazen z Teksasu jak w filmie Moorea, który zastępuje w tym spektaklu typową trupę aktorów u Szekspira, fragmenty prezydenckiej kampanii wyborczej w Stanach czy migawki z wojny w Wietnamie.

Obłęd zdobywa swoją przestrzeń i przejmuje władzę nad spektaklem podczas sceny w jadalni. Uczta w najbliższym gronie współpracowników i rodziny zmienia się, wraz z kolejnymi obrotami wentylatora na suficie w wybuch szaleństwa Makbeta. Towarzyszy temu muzyka, krzyk i spadające prosto w krew czyste kartki papieru. Powściągliwa gra aktorów zwiększyła tylko intensywność tej sceny. Tego huraganu prawdziwych namiętności. Od tej pory spektakl będzie rozgrywał się również w świecie tego, co irracjonalne, czarodziejskie, wróżbiarskie i podświadome. W świecie mitu.

Rytm działania głównego bohatera przypomina życie schizofrenika, który podlega chorobliwym przypływom i odpływom. To zachowanie człowieka z innej planety, po zabójstwie, po akcie transgresji. Rozmach niektórych scen przypomniał mi tylko, że taki spektakl jest niemożliwy do zrobienia w klasycznym teatrze. Rozmiarowi tragedii towarzyszą żywioły, wybuchy, helikoptery, dymy, wystrzały i transmisje z telebimów oraz monitorów nadawczych. Media i ich język odgrywają w tym spektaklu dużą rolę. Nawet najbardziej intymne zwierzenia i rozmowy odbywają się przy współudziale plazmy. Wielki brat czuwa nad całością i jak pisze Jean Baudrillard, przywołany w programie spektaklu, jest niemożliwy do wykluczenia w dzisiejszym świecie.

Sztuka Szekspira i Jarzyny jest o nieuchronności. O drodze jaką pokonuje człowiek skazany i zmuszony do działania oraz inercji. Regres odgrywa w niej ogromną rolę i sprowadza się w końcu do głuchego, motorycznego uderzania piłką tenisową o ścianę fabryki. Makbet tak spędza długie, tropikalne popołudnia po zbrodni.

Salwy śmiechu z sitcomu, puszczane kilkakrotnie w ciągu spektaklu udaremniają ucieczkę bohaterów. Bo śmiech jest jak zapora i wskazówka, że każda tragedia ma swojego świadka. Obecność oczu i uszu dynamizuje działania Makbeta. Jego dyktatura zaczyna się chwiać, a jej upadek obserwujemy "od kuchni".

Zastawiałam się nad znaczeniem balkonu w historii różnych dyktatur i rządów, łącznie z rządami papieskimi. Balkon zawieszony nad miejscem zbrodni stanowi dodatkową scenę, fragment specjalnej ekspozycji bohaterów. Ile kosztuje utrzymanie władzy i wyjście do tłumu, który skanduje jak na stadionach? Może tylko ludzie nienormalni rządzą nami i są zdolni do sprawowania prawdziwych rządów? Każda władza to ostatecznie rodzaj przemocy.

W fortecy, która wraz z rozwojem tragedii staje się zagrożeniem samym dla siebie, główną rolę przejmuje postać androgyniczna - lekarz - śmierć. Pojawianie się dwuznacznej postaci, śmierci i terapeuty w jednej osobie pokazuje, że jedynym lekarstwem na zbrodnię jest śmierć samych winowajców. Tylko ona może zakończyć taką tragedię. Postać dwupłciowa stanowi nie tylko aluzję do tego, co ostatnio modne w kulturze, ale przede wszystkim jest pomostem do tradycji teatru elżbietańskiego. Po raz kolejny Jarzyna okazał się kontynuatorem klasycznego zabiegu.

Szekspir lubił kicz i walczył ze skostniałą tradycją. Podbijał każdym spektaklem swoją markę i robił zamachy na koturnowość teatru. Jarzynę interesuje dokładnie to samo. Rząd okienek z podglądem do pieców krematoryjnych w ostatnich scenach spektaklu to symbol zejścia do piekieł. Lady Makbet popełnia samobójstwo w pralni, ostoi czystości i wybielania. W tej niezwykłej scenie towarzyszy jej śmierć, cicha, niema, bierna, siedząca na krześle. Pralnia w sztuce należy do najbardziej fotogenicznych miejsc. Była w czasie trwania tego spektaklu przyczyną prawdziwych zachwytów.

"Jutro, jutro, jutro / Tak płynie każdy dzień i całe życie" - w rytm tych słów Jarzyna opowiada przejmującą historię o żołnierzach i ich walce. Rozprawa o duszy została zmieniona w krótką historię o walce i prawach militariów. To bardzo męskie podejście do tragedii Makbeta.

Bohater jest pierwotnym wojownikiem z maską i bębnami w tle. Dokonuje rytualnego mordu i ma w czasie spektaklu prawdziwe dionizyjskie poczucie mocy. Takie uczucia towarzyszą każdemu twórcy. I niszczycielom. Dlatego śmierć bohatera jest tak naturalna, tak bardzo logiczna, wpisana w tę historię. Od niej zaczyna się i wszystko kończy. Zabójstwo, mord osiągają w tym spektaklu taką swobodę jak w przeciętnym melodramacie. Jest czynem na skraju melancholii, który popełnia się w rytm znanych szlagierów o miłości. Każdy rodzaj zbrodni, słusznej czy nie, rodzi obłęd. W tym właśnie miejscu, podczas sceny z odciętą głową bohatera, zaczyna się kolejny Makbet. Jak twierdzi sam Jarzyna - Makbet z 2007 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji