Artykuły

Szalona lokomotywa

W Warszawie na jednym ze spektakli "Szalonej lokomotywy" wszystkim wykonawcom wręczono po wiązance czerwonych goździków, a później pani, która rozdawała kwiaty aktorom, skierowała się w stronę widowni i siedzącemu w pierwszym rzędzie Krzysztofowi Jasińskiemu, reżyserowi spektaklu, podała wielki bukiet czerwonych róż...

O "Szalonej lokomotywie" Teatru Stu głośno w Polsce. Radio nagrało przedstawienie w całości, telewizja wkroczyła z kamerami pod płachtę cyrku, a przedtem jeszcze zrealizowano film z prób nad spektaklem, który pokazano w październikowym wydaniu programu "Tylko w niedzielę".

No bo i przedsięwzięcie było niezwykłe. Witkacy w cyrku (!) jako musical (!!!). Autor, którego sztuki znamy również z telewizji ("Matkę, "Kurkę wodną", "W małym dworku"), uważany jest na ogół za twórcę raczej elitarnego, niełatwego w odbiorze, musical zaś to widowisko typu muzyczno-rewiowego, dostępne dla najszerszej publiczności. No i ten cyrk...

Pod kopułą cyrku, na "Szalonej lokomotywie", oglądamy zdarzenia, których nie sposób wytłumaczyć logicznie stosując realistyczne kryteria. Lecz czy można stosować takie kryteria do zwid i majaków sennych? Tu jest wszystko możliwe. I to, że ktoś umiera, by pojawić się znowu, w zupełnie innej postaci, i to, że "wzlatuje się nad poziomy", i to nawet, że Belzebub przybiera postać Marka Grechuty, a Maryla Rodowicz jest demoniczną szatanicą, taką, co "niszczy mężczyzn przez... miłość".

Z piasku wykwitają kwiaty i płonące balony, na arenę spada "ognisty deszcz", pojawiają się, pędzące z zawrotną szybkością, niesamowite - w istocie jak ze snu - pojazdy; po szynach wjeżdża rokokowe łoże, by potem ustąpić miejsca ziejącej ogniem skrzydlatej (!) lokomotywie.

Do tego wszystkiego, napisana przez Marka Grechutę i Jana Kantego Pawluśkiewicza, świetna muzyka, do tego znakomite aktorstwo całego zespołu. A przypomnę tu tylko, że trzy osoby, które grają główne role, nie są aktorami z zawodu: Maryla Rodowicz, Marek Grechuta i Włodzimierz (nie mylić z Krzysztofom, to nawet nie rodzina!) Jasiński.

Maryla Rodowicz zapytana na konferencji prasowej czy, zważywszy na odniesiony sukces aktorski, nie myśli o przejściu na stałe do teatru, odpowiedziała, że jeśli tak, to tylko do Teatru Stu i tylko pod kierownictwo Jasińskiego. Stwierdziła też, że zawdzięcza mu odkrycie w sobie nowych możliwości i uwierzenie w nie. Podobnego zdania był Grechuta.

A teraz mała ciekawostka. Główną rolę - Istwana, gra na zmianę, dwóch aktorów: Jerzy Stuhr, znany z telewizji aktor Teatru Starego w Krakowie i, wspomniany już Włodzimierz Jasiński - amator (z zawodu magister filologii) w Teatrze Stu.

Teatr Stu istnieje od lat dwudziestu. Powstał jako amatorska scena studencka. Jego twórcą był Krzysztof Jasiński - wówczas "zbuntowany" absolwent krakowskiej Szkoły Teatralnej. Przez siedem lat teatr znany był przede wszystkim w Krakowie i... za granicą. "Amatorzy" zapraszani byli na festiwale teatralne, zjeździli prawie całą Europę, byli w Stanach Zjednoczonych, w Ameryce Południowej. Od półtora roku działają pod egidą Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych. Dostali nareszcie normalne etaty i... namiot. Pierwszy to, jak na razie, wypadek, że teatr amatorski "przeszedł na zawodowstwo", a przy tym nie utracił swego specyficznego charakteru i nie rezygnował z dotychczasowych wykonawców.

Żeby już była pełna jasność, dodać trzeba, że ci wykonawcy nie uzyskali statusu aktorów zawodowych. "Amatorem" jest - jak na razie - również reżyser i dyrektor teatru... Jest obecny na każdym przedstawieniu, biega za kulisy, często - jeśli wymagają tego okoliczności - zastępuje pracowników technicznych. Takie zresztą obyczaje obowiązują powszechnie w tym teatrze.

A więc - róże dla reżysera!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji