Artykuły

"Z nieba, przez świat, do samych piekieł..."

W polskich teatrach rzadko grywa się dramaty Ramona del Valle-Inclana. Ten jeden z najwybitniejszych przedstawicieli hiszpańskiego modernizmu - pisarz, dramaturg, poeta - ekscentryk i buntownik, był przez lata niedoceniany nie tylko u nas, ale także w swoim własnym kraju. Jego postać jeszcze za życia była owiana legendą, zachowanie budziło sensację. Choć swoją twórczością Valle-Inclan nawiązywał do rozmaitych nurtów w sztuce - od dekadentyzmu poprzez symbolizm po ekspresjonizm - wypracował też swój oryginalny styl w dramaturgii: esperpento. Ukazywał świat zdeformowany, wykrzywiony, widziany oczami demiurga. Valle-Inclan sięgał do tradycji i obrzędowości rodzimej Galicji, z niej wywodząc postaci i realia dramatów. Estetyka brzydoty, która posłużyła mu do ostrej krytyki społecznej, przywodzi na myśl "Kaprysy" Goyi i niektóre portrety Velazqueza. Realizm czy wręcz naturalizm przeplata się tu z metaforą. Bohaterowie wydają się zwyczajni, typowi, ale ich wizerunki Inclan skreślił ostrą, karykaturalną kreską, upodabniając do marionetek albo fantastycznych zjaw. Przewrotny i ironiczny autor pokazał ich z różnych stron: podłych i bezdusznych, to znów szlachetnych i bezinteresownych; budzących litość i współczucie naiwnością, tragicznych w bezradności, kiedy indziej głupotą wywołujących śmiech.

Efekt groteski służy głębszej refleksji nad grzeszną naturą człowieka. Jego dramaty nastręczały teatralnym interpretatorom niemałą trudność, a to za sprawą konstrukcji, tematyki i poetyki.

Brak popularności Valle-Inclan "zawdzięczał" m.in. kontrowersyjnej (bo też zmiennej) postawie ideowo-politycznej, której dawał wyraz w powieściach, dramatach, artykułach. Należał do tzw. pokolenia pisarzy '98, bacznie obserwujących upadek kolonialnego imperium Hiszpanii, pierwszą wojnę światową, występujących przeciwko dyktaturze Primo de Rivery, towarzyszących proklamowaniu republiki, aż po wojnę domową w 1936 roku. Wszystkie te wydarzenia, a zwłaszcza ich społeczny rezonans, znajdowały w twórczości Inclana mniej lub bardziej bezpośredni komentarz.

"Słowa Boże", po które sięgnął ostatnio Piotr Tomaszuk, były wcześniej grane w Polsce zaledwie dwa razy, przechodząc bez większego echa. Dramat ten, choć według klasyfikacji samego Inclana, nie przynależy ściśle do stylu esperpento, nosi silne znamiona tego gatunku. Tomaszukowi szczęśliwie udało się ogarnąć całą złożoność "wiejskiej tragifarsy" Inclana, ze wszelkimi jej sprzecznościami i kontrastami. Wyszedł bowiem od doświadczeń Towarzystwa Wierszalin, od wypracowanej w nim jakości poetyckiego skrótu, plastycznego obrazu, prostoty myśli, oszczędnego w środkach, "zgrzebnego" aktorstwa, które to cechy zdołał rozwinąć i pogłębić z aktorami warszawskiego Teatru Rozmaitości. Przy pomocy scenografa Mikołaja Maleszy i kostiumologa Zofii de Ines, a także kompozytora Jacka Ostaszewskiego, reżyser ujął w ryzy wymykającą się definicjom rzeczywistość, zachowując z jednej strony sferę brutalnej dosadności, a z drugiej - lirycznej, chwilami halucynacyjnej tajemniczości. Tylko w teatrze Tomaszuka i Maleszy możliwe było tak silne uobecnienie niemej, ale jakże poruszającej wyglądem i bezradnością, drewnianej figury dziecka-potworka, siedzącego na wózku - ofiary intryg i ludzkiej chytrości, wokół którego rozegrał się dramat. Owa nieruchoma obecność jeszcze mocniej podkreślała drastyczną, bolesną przedmiotowość nienormalnego dziecka, z którego najbliższa rodzina uczyniła źródło dochodów, obwożąc je po jarmarkach. I tylko tu, w prostych dekoracjach i kostiumach, możliwe było przedstawienie świata nadprzyrodzonego, z włochatym - śmiesznym, ale i strasznym - diabłem na czele, albo szokujące zestawienie "wozu Dionizosa", którym w ostatnich scenach powoziła Maria-Gaila - z wózkiem, na którym spoczywał rozszarpany przez świnie trup Wawrzka. Ale poza paroma pomysłami wywiedzionymi z wierszalinowego doświadczenia oraz (a może przede wszystkim) udziałem aktorki Wierszalina, Joanny Kasperek, w głównej roli Marii-Gaili - Tomaszuk stworzył nowy teatr w oparciu o "żywy" plan i inny zespół.

Mroczny obraz galicyjskiej wsi, zepsutej i religijnej, zakłamanej i bogobojnej - spójny, klarowny i przekonujący - jest rezultatem udanej pracy całego zespołu z dwiema kreacjami: wspomnianej już Joanny Kasperek i Marii Peszek w roli córki Marii-Gaili - Simoninii. Kasperek, która w swoim wierszalinowym dorobku ma już na koncie kilka ról kobiet "wyklętych" i odrzuconych przez społeczność (Vivien w "Merlinie", Młoda w "Klątwie" czy Kłoska w "Prawieku"), tym razem całkowicie "samodzielnie" - bez drewnianej lalki wyobrażającej kreowaną postać - zbudowała przejmującą postać kobiety, wolnej od zasad, zbuntowanej i hardej, chciwej i przebiegłej, przede wszystkim zaś ogarniętej erotycznym pożądaniem. Ów pierwotny instynkt przemienił ją z kobiety-żony i matki, kobiety-przekupki i swarliwej sąsiadki w kobietę-demona, kobietę-kochankę. Opętana przez szatana, któremu również uległa w miłosnym szale, niespełniona jako bohaterka zbiorowej orgii - pozostaje w swojej niemoralności przez cały czas fascynująca i odpychająca zarazem. To wielki krok w karierze Joanny Kasperek, rozpoczynający dla niej kolejny etap w teatrze dramatycznym. Kontrapunktem dla roli Marii-Gaili jest bohaterka Marii Peszek - najczęściej milcząca, nieśmiała, spokojna na zewnątrz Simoninia, która w głębi serca skrywa obsesje i udręki dorastającej dziewczyny, żyjącej w ciągłym strachu przed rodzicielskim gniewem. Przypomina niekiedy - zagubionym, błędnym spojrzeniem, grymasem zaciśniętych ust - bohaterkę filmu Felliniego "La strada", graną przez Giuliettę Massinę. Warto jeszcze wspomnieć o dwóch rolach męskich - Waldemara Obłozy jako zakrystianina Pedro Gailo - safanduły i pantoflarza, który choć sam nie pozbawiony słabości, potrafił z wiarą w Słowa Boże przywrócić utraconą godność swojej żonie i porządek we wsi, oraz Jacka Mikołajczaka jako Lucero - niezwykle sugestywnego maga i uwodziciela.

Na sukces "Słów Bożych" - tego blisko trzy godziny trwającego makabrycznego moralitetu, trzymającego widza w napięciu i wywołującego wzruszenie, chwilami przerażającego okrucieństwem, to znów zabawnego do łez, zapracował jeszcze jeden element - nowy, żywo i współcześnie brzmiący przekład Carlosa Marrodana Casasa.

Przedstawienie stawiające przed widzem niełatwe pytania: o wolność i zniewolenie, grzech i cnotę, życie i śmierć - problemy, wydawałoby się, "wewnętrzne" doskonale wpisało się - w repertuarową linię Rozmaitości. Obecny tu do niedawna reżyser i dyrektor Piotr Cieplak, twórca m.in. "Historii o Miłosiernej, czyli testamentu psa" Suassuny, dawno już udowodnił, że wie jak dzisiaj rozmawiać z młodą publicznością o sprawach skomplikowanych, angażujących sumienie. Tym większa radość, że zaproponowany przez niego kierunek - odwołujący się do misterium i moralitetu - nie został zaniechany, przeciwnie - znalazł ciekawych, poszukujących i prowokujących pomysłami kontynuatorów na tej scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji