Artykuły

Jeśli cię nie znam, to nie żyjesz

Heniu, Krzysiu, Wojtek, Piotruś, Andrzejek. Nazywałem ich sobie wtedy - świerszcze, od tych mitycznych historii o tych postaciach, jak Titonos i Sybilla, które obdarzone nieśmiertelnością, nie otrzymały wiecznej młodości, wyschły i zamieniły się w świerszcze - pisze Artur Pałyga w felietonie dla e-teatru.

Bo, jak świerszcze, powtarzali w kółko te same kawałki.

Heniu chwalił Krzysia, Krzysiu Wojtka, Wojtek Piotrusia, Piotruś Andrzejka, a Andrzejek Henia. I opowiadali sobie o wspólnych znajomych, zawsze o tych samych, u których zawsze to samo było słychać, zawsze niedocenieni, choć bez porównania lepsi i bardziej wartościowi od innych. Główną cechą tych wszystkich gorszych innych było, że nie są znajomymi.

Kierowali się zasadą, że jeśli kogoś nie znają, to tak jakby nie żył, albo lepiej żeby nie żył. Jak ten facet z "Paragrafu 22", który chodził, szarpał wszystkich za ramię i mówił: "Ja żyję, żyję!", ale nikt mu nie wierzył, bo był uznany za nieżyjącego, więc nikt nie zwracał na niego uwagi i cokolwiek by zrobił, było nieistotne.

Jeżeli Krzysiu, Wojtek, Piotruś, Andrzejek czytali na przykład książkę z wierszami kogoś, kogo nie znali, mówili:

Heniu potrafiłby napisać pięć takich książek z wierszami jednego dnia. Cała ta książka nie jest warta jednego prawdziwego wiersza Heniowego.

A kiedy dla odmiany Heniu, Wojtek, Piotruś i Andrzejek oglądali wystawę fotografii w galerii, komentowali:

Krzysiu takich zdjęć to by napstrykał na kopy w ogóle nie patrząc. Lepiej byłoby wszystkie te zdjęcia stąd usunąć i umieścić jedno prawdziwe zdjęcie autorstwa Krzysia.

Piotruś pisał powieści, których nikomu nie pokazywał, ale mówił zawsze, że je ma w dużej ilości i wciąż w większej. A zatem, gdy Heniu, Krzysiu, Wojtek i Andrzejek zobaczyli, że ktoś ma ze sobą jakąś książkę, mówili, że to funta kłaków warte i że niewybaczalnym błędem wszystkich wydawnictw polskich jest, że nie wydają powieści Piotrusia.

Andrzejek wreszcie był muzykiem. I pięknie grał na skrzypcach.

Lubili sobie opowiadać te same opowieści. Heniu o tym, jak spotkał kiedyś Czesława Niemena. Krzysiu o tym, jak spotkał kiedyś Marylę Rodowicz. Wojtek o tym, jak spotkał kiedyś Andrzeja Wajdę. Piotruś o tym, jak spotkał kiedyś Zbyszka Zapasiewicza. A Andrzejek był muzykiem i pięknie grał na skrzypcach. Wszyscy ogromnym szacunkiem darzyli Łomnickiego za jego rolę w "Panu Wołodyjowskim".

Nie było tak, że dobre było tylko to, co kiedyś. O nie, nie. Dostrzegali nowe rzeczy. Mówili na przykład:

O, ten młodzieniec śpiewa trochę jak na początku Niemen.

Generalnie jednak było oczywiste i logiczne, że świat schodzi na psy i że będzie już tylko gorzej i zostaje im tylko wspominać i pielęgnować samych siebie w małym kręgu świerszczy, i w swoim kółku adorować stary, lepszy świat.

To było przyjemne i ciekawe, posiedzieć z nimi, posłuchać opowieści o Niemenie i Zapasiewiczu, poczuć się jak na wyspie otoczonej groźnym, niezrozumiałym oceanem pośród którego my tu, jak enklawa, światełko na górze, latarnia. A Andrzejek był muzykiem i pięknie grał na skrzypcach.

Miłe to wszystko i niegroźne, choć jest coś również pięknego, niezłomnego w postawach naszych bohaterów.

Ale przypuśćmy, że losy Henia, Krzysia, Wojtka, Piotrusia i Andrzejka oraz ich bliskich znajomych potoczyły się inaczej i nie są oni li tylko grupką towarzyską spotykającą się przeważnie w tym samym barze, ale że Heniu, Krzyś, Wojtek, Piotruś i Andrzejek są dziś dyrektorami teatrów, centrów kultury, urzędnikami od kultury, reżyserami. A poza tym wszystko wygląda tak samo - świerszcze. Słychać je w każdym zakątku. Na przykład, o dziwo, w Warszawie wieczorami potrafią tak zacinać, że już nic prawie innego nie słychać. Tylko bzzz, bzzzz, bzzzzz. I Andrzejek gra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji