Artykuły

De gustibus...

O "Miarce za miarkę" w reż. Heleny Kaut-Howson w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, w listach do redakcji Gazety Krakowskiej piszą Krystyna Żeglin-Kurbiel i Jolanta Pałka.

Kultura przez małe "k". Taki tytuł nasunął mi się po przeczytaniu artykułu "Topór na Szekspira" red. Magdaleny Huzarskiej-Szumiec ("GK" z 10 maja).

Zanim jednak zaczęłam czytać artykuł, rzucił mi się w oczy podtytuł "Niemiecka reżyserka postanowiła uaktualnić na siłę Miarę za Miarkę". Myślałam, że to chochlik drukarski, ale lektura artykułu wyprowadziła mnie z błędu.

Już w drugim zdaniu powtórzona została niemiecka narodowość reżysera, a ponadto w tym samym zdaniu znalazło się stwierdzenie, że reżyser "upichcił spektakl". Dalej znalazłam określenie "mordercze zapędy autorki...".

To mocne stwierdzenia, ale jeśli Pani Szumiec istotnie postanowiła zastosować dobitną retorykę, to przede wszystkim powinna się do tego lepiej przygotować. Wystarczyło wziąć do ręki "Krakowską" z dnia po premierze sztuki, aby przeczytać o spektaklu w wywiadzie z reżyserem. Było też wprowadzenie dotyczące jego narodowości. Można było też zaglądnąć do programu teatralnego. (...)

A przechodząc do spektaklu. Moja ocena jest diametralnie inna. Był to dla mnie i grona przyjaciół, z którymi go oglądałam, udany wieczór. Zastosowane przez reżysera umocowanie sztuki w dzisiejszych realiach uważamy za bardzo trafne. Czasy pełne przemocy nie tak dawno były przecież w Polsce. Czasy, gdy w taki jąkną spektaklu sposób fotografowano winnych czy niewinnych z trzech stron i zamykano w więzieniach. Świetnie to zostało pokazane w rozwiązaniu z telebimem i telewizorami. To jedna refleksja. Ale i druga: te czasy są jeszcze w wielu miejscach na świecie. Co więcej, nie tak daleko od Polski, a w świetle ostatnich wydarzeń politycznych, z których wynika dążność do odbudowania pewnej potęgi blisko naszej granicy, tym bardziej celowe jest oglądnięcie spektaklu odsłaniającego mechanizmy działania władzy dyktatorskiej. A już szczególnie pożyteczne dla młodszego pokolenia, dla którego PRL to przeszłość. Pokolenie to żyje w świecie mocnych form wyrazu i te formy wyrazu, które tak nie podobają się autorce artykułu, moim zdaniem trafiają do młodych. Dla nich Szekspir w wydaniu "tradycyjnym" nie będzie tak wyrazisty, nie pozwoli na odniesienie do współczesnej sytuacji. Nie tylko politycznej. Moralnej również.

Dla mnie forma przekazu sztuki zaprezentowana przez Helenę Kaut-Howson jest bardzo przekonywująca. Nawet muzyka techno dobrze wzmacnia przekaz sztuki. I nie zagłusza aktorów, choć niestety aktorzy rzeczywiście nie są dobrze słyszalni, ale to już kwestia ich umiejętności. Nie wszystkim tego staje, i -jak widać - nie tylko aktorom. Krystyna Żeglin-Kurbiel

***

Z przykrością przeczytałam w "GK" recenzję z przedstawienia "Miarki za miarkę" w Teatrze im. Słowackiego.

De gustibus non est dispu-tandum - powiada rzymskie przysłowie. I niby tak jest, choć wcale nie do końca. W sztuce funkcjonują przecież pewne normy, obowiązują kryteria, pojawiają się warstwy znaczeniowe, symbole, znaki.

Recenzent może praktycznie wyśmiać każdą koncepcję, każdy pomysł inscenizacyjny, skupiając się na jakimś jednym, zręcznie dobranym, elemencie przedstawienia. Można by tego rodzaju ćwiczenia przeprowadzić na zajęciach dla studentów teatrologii i ręczę, że udałoby się osiągnąć efekt zbliżony do recenzji p. Szumiec. Dużo trudniej byłoby subtelnej czytelniczce Szekspira i Kotta przeprowadzić rzeczową analizę inscenizacji, przyjrzeć się zamierzeniom interpretacyjnym, wyłożonym przez reżyserkę w wydrukowanym programie, którego fragmenty autorka cytuje (niby za Lampedusą, nie wspominając, że te erudycyjne popisy zawdzięczamy programowi teatralnemu). Miło byłoby także aktorom, gdyby recenzentka zanalizowała ich grę, stopień realizacji założeń reżyserskich, jakość warsztatu. Zamiast tego skupiła się na śmiesznym, jej zdaniem, rekwizycie kata. Czytając wyjątkowo napastliwie napisaną recenzję odnoszę wrażenie, że jej autorka także nie użyła szpady w swojej walce z inscenizacją "Miarki", lecz raczej posłużyła się wspomnianym w tytule recenzji toporem.

Oglądałam przedstawienie, mnie się podobało. Wolno mi, na szczęście. (...)I na koniec: pani Howson nie jest Niemką, jak chce recenzentka. Jest Polką. Od wielu lat mieszka i pracuje w Anglii, tam reżyseruje Szekspira, co więcej: jest uważana za specjalistkę w zakresie inscenizowania jego sztuk. Ale czy Anglicy znają się na Szekspirze? Jolanta Pałka

***

Od redakcji:

Jednemu się podoba, innemu nie. Na tym polega urok teatru. Ale, rzeczywiście, zaszło nieporozumienie w sprawie narodowości Heleny Kaut-Howson. Pozostaje nam tylko przeprosić...

Ale w dobie globalizacji, jednoczenia się Europy itd., takie niejasności będą zdarzać się częściej - a podobne pomyłki zaczną tracić znaczenie.

Włodzimierz Jurasz, Kierownik Działu Kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji