Artykuły

Co nas brzydzi, co nas oburza

Skandal w teatrze to sprawa medialna, i to nie tylko dlatego, że teatr jest medium, ale i z tego powodu, że aby wydarzenie stało się skandalem, potrzebne mu jest medialne echo - pisze Hanna Baltyn-Karpińska w Teatrze.

Zastanawiając się nad pojęciem "skandalu" i poczuciem skandaliczności wśród świadomych twórców i odbiorców, przeprowadziłam cykl mini-wywiadów z kilkunastoma ludźmi teatru. Żyjemy w czasach bardzo szybkich, gwałtownych przemian obyczajowych, których, jak uważa prof. Anna Kuligowska-Korzeniewska, na ogół nie zauważamy, gdy sami jesteśmy świadkami historii. Ani zewnętrznych, ani tych naszych, wewnętrznych, w zakresie hierarchii wartości. A przemiany te - przełożone na słowa i obrazy - demonstrowane są w sztuce współczesnej, w tym również w teatrze.

Zastanawiając się nad pojęciem "skandalu" i poczuciem skandaliczności wśród świadomych twórców i odbiorców, przeprowadziłam cykl mini-wywiadów z kilkunastoma ludźmi teatru1. Zadawałam im jedno wspólne pytanie: czy skandal w teatrze jest dziś jeszcze możliwy?, oraz szereg dodatkowych, krążących wokół takich tematów jak tabu, nagość, czynności obsceniczne (kopulacja, wydalanie), wulgarne słowa i dźwięki, skatologia, dewiacje seksualne (np. pedofilia), transgresje, głupota, nuda, masakrowanie klasyki, okaleczenia ciała, tortury, okrucieństwo, brzydota, zabijanie zwierząt, naruszanie integralności widza czy aktora itp.

Moi rozmówcy zazwyczaj uważali, że skandal jest niemożliwy. Dla Tadeusza Słobodzianka to "wymysł teatrologów, którzy chcą uczestniczyć w kulturze na zasadzie komentatorów - pod płaszczykiem uprawiania kultury robią sobie lans". Dokonania słynnych prowokatorów spod znaku Krytyki Politycznej Słobodzianek uznał nie za teatr, a narzędzie propagandy, nie sztukę a czystą publicystykę - "teatr bulterierów". A ostatnim prawdziwym skandalem była premiera Święta wiosny - estetyka wstrząsu, który po pół wieku staje się obowiązującym kanonem. Grzegorz Kwieciński powiada, że skandal w sztuce jest niemożliwy, chyba, że byłby to czyn zagrożony kodeksem karnym. Ten twórca ubogiego Teatru Ognia i Papieru mówi, ze szokiem dla niego był powrót opery z największym rozmachem inscenizacyjnym, z wielką sceną, maszynerią, barokowymi efektami. Stąd tylko o krok do stwierdzenia, że największym skandalem byłoby np. wystawić dziś naszą klasykę absolutnie "po bożemu".

Magdalena Raszewska wspomina z perspektywy czasu, że wyszła ze Ślubów panieńskich w Kaliszu, "które rozgrywały się w stodole na sianie, a panienki rzucały majtkami. Oburzało to wtedy moją moralność, a właściwie oburzało moje przekonanie, że Fredro jest nie o tym. Dziś bym się zastanowiła i nie wyszła po dwudziestu minutach z drugiego rzędu". Skandalem jest dla niej obrzydliwość, skrajna nieudolność, brak koncepcji reżysera, sytuacja, kiedy "aktorzy za dobrze bawią się na scenie", chwyty teatralne stosowane bez uzasadnienia, jak i nie stawienie się do pracy w umówionym terminie (Szapołowska). Emanuje z tego wszystkiego przywiązanie do pewnych zasad, etyki, rozsądku. Koresponduje z powyższą postawą program Piotra Rudzkiego, który mówi tak: "Skandal nie jest możliwy, bo wszystko w teatrze już było. Oczywiście żyjemy w kulturze popularnej, masowej, która wycięła nam ze świadomości śmierć, bo wszyscy mają mieć piękne młode ciała. Teatr jest tu i teraz, musi wzbudzać moje emocje, pozytywne albo negatywne. Jeśli nie wzbudza, to po co mi taki teatr? Głupota, powielanie się reżyserów jest dla mnie skandalem, choć nikt oczywiście tego skandalem nie nazywa".

W sytuacji szczególnej jest teatr dla dzieci. Marek Waszkiel uważa, że sztuka nie zna skandali. Skupiając się na teatrze lalek, podkreśla jego umowność, więc i rolę katartyczną. Ale jest publiczność, która za nic w świecie nie chce mówić na "trudne" tematy. Czyli samo niepokojenie moralne może być na granicy skandalu? - pytam. - Może. Skandal w teatrze dla młodego widza jest bardziej prawdopodobny, bowiem teatr ten obłożony jest ostrzejszymi normami, ma zadania dydaktyczne i - jak stwierdził Waldemar Wolański - "w przypadku spektakli dla dzieci widz jest w jakimś sensie bezbronny. I tu jest cienka granica między poprawnością a odwzorowaniem prawdziwego życia. Bo dzieci klną, piją, palą i zachowują się niemoralnie. I jest pytanie, czy udawać, że tego nie widzimy, czy jednak wejść w ich świat". Joanna Rogacka zwraca uwagę, że w ten teatr wpisana jest misja wychowawcza, powinna więc go cechować szczególna ostrożność w dziedzinie języka, nawet kosztem naturalności i prawdziwości zachowań. Lucyna Kozień także twierdzi, że "jest mocna cenzura wewnętrzna w przypadku takich teatrów jak nasze. Bo wiemy, jakie są oczekiwania widowni i jakie to może wywołać skutki". Wolański zastanawia się, czym w ogóle jest skandal dzisiaj: "Czy to coś, co nas głęboko oburza, czy też raczej wydarzenie, które narobiło najwięcej szumu? I myślę, że to drugie - dlatego tak wszyscy interesowali się gołą dupą Szczepkowskiej".

Skandal w teatrze to sprawa medialna, i to nie tylko dlatego, że teatr jest medium, ale i z tego powodu, że aby wydarzenie stało się skandalem, potrzebne mu jest medialne echo.

Jeśli postawilibyśmy znak równości między budzeniem obrzydzenia a skandalem, to skandaliczne mogłoby być pokazywanie wydzielin ciała. Marek Chodaczyński na pytanie, co go porusza, odpowiada że "może skatologia i wydzieliny, to będzie nas fizjologicznie ruszało. Bo nagość i kopulacja - to wszystko już było". Dalej mówi: "Obrzydzony wychodzę z teatru, kiedy dochodzę do wniosku, że to nieteatralne. Wtedy zaczyna mnie to brzydzić fizjologicznie, a nie intelektualnie. Wychodzę, bo mnie nie kręci".

"Kręcenie" to kategoria szalenie osobista. I ma rację Wojciech Majcherek twierdząc, że skandal nie jest pojęciem obiektywnym. "Każdy na swój sposób odczuwa skandal. Dla jednego pokazanie golizny na scenie jest skandalem, dla drugiego nie jest, a dla trzeciego jest banałem i nudą". Nadzieja na skandal w teatrze jest więc wśród tych obrażalskich, których jeszcze czymkolwiek można dotknąć. I to wcale nie znaczy, że będą oni bardziej wrażliwi, czy lepiej rozumiejący przekaz płynący ze sceny. To będą ludzie o umysłowości paranoicznej, myślący, że świat jest przeciwko nim, że wszystko, co się powie i zrobi, służy podważeniu ich godności. Nadzieja na powstanie skandalu (a jest to marzenie wielu artystów) leży więc po stronie widzów-paranoików. Najprostszym sposobem zamanifestowania oburzenia jest wyjście z sali teatru. "W czasach, kiedy większość przedstawień nie ma przerwy, to się robi bardziej ostentacyjne Mogą być też okrzyki Publiczność już dzisiaj niczym nie rzuca w aktorów, ale dawniej różnie bywało. Aktorzy za to rzucają w publiczność. Bo i ona potrafi się zachowywać skandalicznie. Uważam, że skandale powinny istnieć w teatrze, publiczność powinna w różny sposób wyrażać swój sprzeciw, dezaprobatę i niechęć" - konkluduje Majcherek.

Więc skandal w teatrze jest nadal możliwy. Co prawda moi respondenci nie potrafili podać konkretnych przykładów skandali związanych z seksem i polityką, natomiast nadesłali kilka smakowitych projektów. I tak Jacek Kopciński wyobraził sobie, że "golas podcierający tyłek polską flagą byłby skandalem. Jednym z chwytów teatru politycznego jest teraz profanacja kulturowa i myślę, że niedługo taką scenę zobaczymy". Inny pomysł to seks oralny z Matką Boską. Obie te wizje łączy przekonanie, że sama obsceniczność, podobnie jak samo obrażanie uczuć religijnych czy patriotycznych nie wystarczą. Dopiero połączenie tych dwu czynników może dać pożądany efekt. Myślę jednak, że jesteśmy już głęboko uodpornieni na wszelkie tego typu zabiegi. Ma rację Maciej Wojtyszko mówiąc, że nie ma skandalu bez tabu, na które się można zamachnąć. Tylko gdzie to tabu?

Z rzeczy ostatecznych pozostaje wykonanie śmierci na scenie, czego (jak twierdzi Jacek Zembrzuski) nie było od czasów rzymskich. Jednak środki masowego przekazu i to uczyniły codziennością. Tak wspomina Henryk Izydor Rogacki: "Śmierć? Widziałem jak w Sajgonie generał strzela do sierżanta. Nie spałem potem przez parę miesięcy. A potem już widziałem w telewizji i w kinie takie nagromadzenie śmierci, że musiałbym w ogóle odzwyczaić się od spania. Jeśli potraktować śmierć jako widowisko, to długo pamiętamy to, co się działo naprawdę, wypadek na ulicy".

Nie wiadomo, jak można dziś zrobić skandal. Powiada się, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Na przykład pieniądze zmarnowane lub źle użyte. A ponieważ są to sądy głęboko subiektywne, takich skandali może być multum. Z inicjatywy Jacka Zembrzuskiego na serwisie społecznościowym powstała grupa "Biuro Kultury do wymiany" negliżująca politykę zarówno kulturalną, jak i ekonomiczną stołecznego Biura Kultury. Pula pieniędzy na instytucje kulturalne jest ograniczona. Jeżeli jedni dostaną dotację, to zawsze kosztem innych. Podejrzenia o skandal padają więc na podatny grunt.

***

Równie dobrze jak ludziom można stawiać pytania tekstom. W ostatnim punkcie dorocznej ankiety miesięcznika "Teatr": "Najlepszy, najlepsza, najlepsi", respondenci wymieniają "największy skandal sezonu". Nie przejmując się wymogami metodologicznymi postanowiłam zrobić analizę tej ankiety.

Ciekawiło mnie, jakich szczególnie zjawisk skandale dotyczyły. Wyodrębniłam sześć kategorii: 1 - sam fakt artystyczny; 2 - naganne gospodarowanie finansami; 3 - zła polityka personalna; 4 - niewłaściwe sterowanie instytucjami; 5 - nieetyczne, nieprofesjonalne zachowania (aktorów, dyrektorów, krytyków); 6 - wpływ na teatr czynników pozaartystycznych (ingerencje polityczne lub światopoglądowe, cenzura itp.). Wydaje się, że podział ten wyczerpuje wszystkie z przeszło siedemdziesięciu zjawisk (lub zespołów zjawisk) wymienianych w ankiecie.

Przebadałam materiał od sezonu 2000/2001 do sezonu 2009/2010. Liczba respondentów była zmienna (od 24 w roku 2001, po zaledwie 10 w 2007). Obecnie oscyluje koło 15, obejmując osoby publikujące w gazetach codziennych, tygodnikach społeczno-polityczno-kulturalnych, czasopismach branżowych oraz stałych współpracowników "Teatru" pracujących w radiu i telewizji, na uczelniach czy w Instytucie Teatralnym. Spektrum jest szerokie: od mediów skrajnie prawicowych ("Nasz Dziennik") po zdecydowanie lewicowe ("Trybuna"); od skrajnych tradycjonalistów po zagorzałych zwolenników nowego teatru. W ankiecie na przestrzeni dziesięciu lat udział wzięło 42 krytyków2.

Zaszczytu zaliczenia do rangi skandalu artystycznego (kategoria 1) dostąpiły liczne spektakle i festiwale. Większość krytyków zrezygnowało z uzasadnienia, były jednak wyjątki. Na przykład w sezonie 2003/2004 Jacek Sieradzki uznał 2 Maja w Teatrze Narodowym za "legitymizację tandety", a oceniający sezon 2009/2010 Tomasz Miłkowski napisał, że spektakl Niech żyje wojna!!! Strzępki i Demirskiego w Wałbrzychu "swoją nieporadność artystyczną, krzykliwy chaos i niezborność przykrywa szlachetnym przesłaniem. Skandalem jest zwłaszcza nagradzanie tego rodzaju amatorszczyzny". Z kolei Jolanta Kowalska opisała inne dzieło tej pary - "skandal zamierzony i zrealizowany z pełnym sukcesem. Taką prowokacją był spektakl Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej w teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu".

Temida Stankiewicz-Podhorecka, zapraszana do udziału w ankiecie od sezonu 2005/2006, en bloc kwestionuje Warszawskie Spotkania Teatralne, festiwale Jana Klaty, Mai Kleczewskiej, oraz prawie wszystkie przedstawienia tzw. nowego teatru. W sezonie 2008/2009 uznała za skandal umieszczenie nazwiska Sienkiewicza na afiszu Trylogii w reżyserii Klaty. W sezonie następnym zasugerowała oddanie teatru pod karzące ramię sprawiedliwości, bowiem: "wstyd i hańbę polskiej scenie przynosi spektakl Enter wystawiony pod szyldem Nowego Teatru". Są jednak krytycy, którzy w ocenie spektakli kierują się innymi kryteriami niż kodeks karny. Na przykład Elżbieta Baniewicz w sezonie 2007/2008 uznała za skandal Wyścig spermy Macieja Kowalewskiego w Teatrze Na Woli - "za poziom artystyczny i za to, że do tego poziomu wykorzystuje osobę i słowa Jana Pawła II, i to, że cała ta haniebna produkcja jest finansowana z kasy miasta, czyli z pieniędzy podatników".

Pieniądze podobno szczęścia nie dają, ale bez nich nie jest możliwa organizacja wydarzeń artystycznych. Ponieważ pula finansów jest ograniczona, a gospodarowanie nimi - grą o sumie zerowej, nic dziwnego, że niewłaściwe wydatki budzą sprzeciw i emocje aż do poziomu skandalu (kategoria 2). Na przykład obcinanie dotacji festiwalom teatralnym przez władze lokalne, Ministerstwo i rozmaite fundacje. Jak zauważył w sezonie 2000/2001 Łukasz Drewniak: "Jest to zjawisko o tyle niezrozumiałe, co groźne. Ja wiem, że recesja, że dziura budżetowa ale jeśli zawali się system lokalnych przeglądów średniej wielkości typu kłodzkie "Zderzenia", łódzkie Spotkania Teatralne, katowicki A PART, krakowskie Reminiscencje, polskie teatry alternatywne zwyczajnie umrą z głodu". Ten sam autor za skandal uznał w sezonie 2006/2007 "gospodarkę miejską w Krakowie: projekty gigantycznej miejskiej dotacji na powołanie osiedlowego Teatru Varietes; szantażowanie Łaźni Nowej odebraniem jej dotacji i przeznaczeniem jej na zakup karetek pogotowia i zgoda na wydawanie "Didaskaliów" we Wrocławiu". W sezonie 2001/2002 aż 13 na 21 krytyków uznało za skandal - bez wnikania w merytoryczne szczegóły - tzw. aferę w ZASP-ie - którego władze straciły przeszło 9 mln złotych na zakupie ryzykownych akcji Stoczni Szczecińskiej. Dwukrotnie - w sezonie 2003/2004 oraz 2009/2010 za skandal poczytano wydanie za państwowe pieniądze książki: chodziło o Encyklopedię teatru polskiego Bożeny Frankowskiej, którą Janusz Majcherek uznał za "kompromitację autorki i wydawnictwa PWN" (5 wskazań na 17 osób) oraz Wątrobę. Słownik polskiego teatru po 1997 roku ocenioną przez Jacka Kopcińskiego jako "bardziej biuletyn propagandowy niż słownik" (2 wskazania na 15 osób).

Mnóstwo emocji budziła i budzi zła polityka personalna, nieudolne i błędne zarządzanie zasobami ludzkimi i obsadzanie stanowisk (kategoria 3). Z naganną oceną spotkały się: powołanie na stanowisko dyrektora Pantomimy Wrocławskiej po śmierci Henryka Tomaszewskiego Elżbiety Czerczak (2003/2004), próby odwołania Mikołaja Grabowskiego ze Starego Teatru i styl odwołania Macieja Nowaka z Teatru Wybrzeże (2004/2005) oraz zwolnienie Jacka Wekslera z funkcji szefa TVP Kultura, Mariusza Trelińskiego z funkcji dyrektora artystycznego Teatru Wielkiego (połączone z krytyką osoby dyrektora Janusza Pietkiewicza) i utrącenie za namową związków zawodowych kandydatury pisarza Pawła Huellego na dyrektora Teatru Wybrzeże (2005/2006). Sezony kolejne stały pod znakiem konfliktów personalnych o Wojtka Klemma w Jeleniej Górze, Krzysztofa Mieszkowskiego we wrocławskim Teatrze Polskim, Zbigniewa Brzozę wyrzuconego z Teatru Nowego w Łodzi, fatalny styl dyrektury Tomasza Koniny w Opolu i niedotrzymanie zobowiązań finansowych przez władze Warszawy wobec Andrzeja Seweryna, któremu zaoferowano Teatr Polski, oraz trzymanie w niepewności Krzysztofa Warlikowskiego, któremu obiecano szybką przebudowę gmachu MPO na siedzibę Nowego Teatru. Recenzentce "Polityki" nie spodobało się również "powołanie na stanowisko szefów T. Studio dyrektora teatru offowego i byłego dyplomaty".

Kolejny punkt (kategoria 4) to nieudolne kierowanie instytucjami - w tej kategorii znalazło się najwięcej negatywnych wypowiedzi. A zatem: sposób (i niemożność) wybrania w sezonie 2000/2001 dyrektora Starego Teatru w Krakowie; przewijająca się we wszystkich ankietach zła ocena sytuacji Teatru Telewizji i - wskutek braku premier - wieszczenie jego upadku; ogólny niski poziom i zły gust programów kulturalnych w telewizji, określonych przez Janusza Majcherka mianem "terentiewszczyzny". Za skandaliczny uznaje się też styl pracy w teatrach - granie po pięć dni w tygodniu czy przesuwanie i odwoływanie premier. W sezonie 2003/2004 oburzenie wzbudził upadek Teatru Małego po odejściu Pawła Konica i przejęciu sceny przez dyrektora Teatru Narodowego Jana Englerta, oraz niekompetencja władz w Łodzi i Wrocławiu; w kolejnym - niedostępność kanału TVP Kultura i przerzucenie doń tematyki teatralnej na wtorek (podczas gdy tradycyjną porą były poniedziałki na kanale TVP 1). Co do braków, w sezonie 2007/2008 utyskiwano na brak w stolicy opery na światowym poziomie (skutek wcześniejszych roszad dyrektorskich), a w następnym na zagrożenie zlikwidowaniem TVP Kultura i II Programu Polskiego Radia. Tu także zauważono zamknięcie zaocznych studiów teatrologicznych w Akademii Teatralnej i faktyczną już śmierć - po trzydziestu sześciu latach działalności repertuarowej za Adama Hanuszkiewicza i impresaryjnej za Pawła Konica i Mieczysława Marszyckiego - Teatru Małego jako instytucji (budynek został sprzedany sieci delikatesów Alma). Ponadto w sezonie 2009/2010 zamknięto też Festiwal Dialogu Czterech Kultur.

Kategoria piąta to nieprofesjonalne bądź niegodne zachowania ludzi związanych z teatrem. I tak też ocenił w 2001 roku gest Daniela Olbrychskiego "tnącego szabelką wystawę Naziści w Zachęcie" Andrzej Matul. W tymże roku do skandali zaliczył Krzysztof Mieszkowski "działalność" recenzencką Jacka Sieradzkiego, który na łamach "Polityki" "wdeptał w ziemię" trzy światowej sławy przedstawienia - Wymazywanie Lupy, Uroczystość Jarzyny i Bachantki Warlikowskiego. Inkryminowany Sieradzki w sezonie 2009/2010 uznał za skandal w sferze idei "niczym nie popartą głęboką myśl Macieja Nowaka, że kino jest hetero, a teatr jest homo". Joannę Chojkę zbulwersował jednolity skład jury powoływanego przez różne festiwale. Z kolei Jacek Wakar piętnuje "skandaliczne nominacje do Feliksów Warszawskich" oraz nazbyt pobłażliwy osąd krytyków wobec "najgorszego od lat" przedstawienia Krystiana Lupy - Mistrza i Małgorzaty. Janusza Majcherka poruszyła natomiast wypowiedź Krzysztofa Warlikowskiego w wywiadzie udzielonym Piotrowi Gruszczyńskiemu deprecjonująca Powstanie Warszawskie (pisane przez panów W. i G. małą literą) na rzecz jedynie aktualnej pamięci na zachodzie Europy o powstaniu w Getcie. W sezonie 2004/2005 aż 4 na 19 krytyków napiętnowało recenzję Romana Pawłowskiego (już nie brał udziału w ankiecie) pt. Reżyser jest chory o ostatnim przedstawieniu Jerzego Grzegorzewskiego. Dwuznaczne reakcje wzbudził w sezonie 2006/2007 skandal w Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hübnera, odnotowany przez 5 na 10 krytyków. "Robert Bolesto, kierownik literacki teatru, odczytał zespołowi artystycznemu przygotowany przez siebie dziesięciopunktowy regulamin pracy. Punkt trzeci brzmiał: Nienawidzimy się generalnie. Punkt ósmy: Pierdol naszego szanownego patrona, a dziewiąty Młody jebie starego" ("Trybuna" nr 28 z dn. 2.02.2007). Większość respondentów uznała ów regulamin za skandaliczny, jednak Roman Pawłowski wyinterpretował rzecz inaczej: "Za największy skandal sezonu uważam ubeckie metody, jakimi posłużono się w celu usunięcia z T. Powszechnego dyrektora Remigiusza Brzyka; (mam tu na myśli donos do prasy na kierownika literackiego teatru - Roberta Bolestę) oraz kampanię oszczerstw przeciw młodemu teatrowi w gazetach prawicowych".

Planowana na styczeń 2009 premiera Kusiciela Hermana Brocha w Teatrze Studio została odwołana z prozaicznego powodu - niekompetentnego podejścia do załatwiania praw autorskich. Premiera odbyła się w końcu z dużym poślizgiem, jednak ten przejaw ignorancji działów administracyjno-prawnych teatru w XXI wieku został zauważony i wytknięty. No i mamy clou programu - pupowy happening Joanny Szczepkowskiej na premierze spektaklu Krystiana Lupy Persona. Ciało Simone w pechowym dniu 13 lutego 2010 roku. Na 15 przepytywanych krytyków aż 6 uznało to za skandal sezonu. Fakty są takie, że podczas premiery, na kwestii "Tu jeszcze możesz dalej iść", aktorka wyciągnęła rękę do reżysera (bądź wskazała go publiczności) i wypięła ku niemu gołe pośladki, co nie było wyreżyserowanym elementem przedstawienia. Zapłaciła za to wyrzuceniem z obsady. Zacytujmy uzasadnienia respondentów ankiety. Joanna Derkaczew: "Szum medialny [], próby użycia gestu aktorki do rozgrywek wewnątrzśrodowiskowych". Łukasz Drewniak: "Nielegalna, happeningowa pupa Joanny Szczepkowskiej []. Joanna Szczepkowska analizująca wymową własnej pupy w mediach. Joanna Szczepkowska publikująca donosy na styl pracy reżysera Lupy i porządki w Teatrze Dramatycznym. Wybór Joanny Szczepkowskiej na prezesa ZASP-u. Prezes Joanna Szczepkowska komunikująca się ze swoim elektoratem na portalu społecznościowym e-teatru. Prezes Joanna Szczepkowska redagująca i publikująca histeryczne listy aktorek, którym nie podobają się zmiany w warszawskim T. Polskim". Aneta Kyzioł: "Poziom dyskusji spowodowanej przez goły tyłek Joanny Szczepkowskiej". Paweł Sztarbowski: "Skrajnie nieprofesjonalne zachowanie Joanny Szczepkowskiej, która podczas premiery [] pokazała reżyserowi nagie pośladki, ignorując pracę swoich scenicznych partnerów. Degenerację środowiska aktorskiego potwierdza fakt, że w krótkim czasie po tym zdarzeniu wybrano Szczepkowską na prezesa ZASP-u". Jacek Wakar: "Nie wymieniam słynnego gestu Joanny Szczepkowskiej, gdyż obnażyła nie tylko cztery litery, ale i stosunki panujące w polskim teatrze, a poza tym musiałbym wymienić także spektakl Persona. Ciało Simone Krystiana Lupy".

Zahaczamy tu o sprawy światopoglądowe, czyli o teatr i politykę - w moim podziale nazwałam to wpływem na teatr czynników pozaartystycznych (kategoria 6). Instytucje artystyczne są własnością albo samorządów, albo władz wojewódzkich (czyli rządowych), albo też Ministerstwa Kultury. Decyzje podejmowane w teatrach są więc oceniane także jako sukces lub porażka polityczna. Najlepiej było to widać na przykładzie Łodzi, gdzie prezydent miasta Jerzy Kropiwnicki wdał się osobiście w spór między dyrekcją a pracownikami Teatru Nowego. Prezydent wyszedł z założenia, że ten, kto jest właścicielem teatru, ma prawo nominować dyrektora bez żadnych konsultacji merytorycznych. Zbigniew Brzoza został odwołany w 2008 roku po jednym, udanym artystycznie sezonie. Zstępując z wyżyn rządu na stopień samorządu należy odnotować reakcje warszawskich radnych, którzy zaocznie, "na niewidzianego", jedynie na podstawie lektury recenzji zażądali ocenzurowania tekstu Zszywania Anthony'ego Neilsona w reżyserii Anny Augustynowicz w sezonie 2003/2004 w ramach projektu TR Warszawa. To samo gremium, konkretnie burmistrz dzielnicy Śródmieście, ma swoje "zasługi" w zamknięciu i przerobieniu na knajpę z wyszynkiem grającego prowokacyjne spektakle warszawskiego klubu Le Madame w sezonie 2005/2006. Barwę polityczną ma też protest środowiska Krytyki Politycznej przeciw odwołaniu Warszawskich Spotkań Teatralnych z okazji żałoby po katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku. Polityka często u nas wiąże się ze sprawami światopoglądowymi, a przynajmniej ze stosunkiem do Kościoła. Taki aspekt ma odebranie w 2007 roku dotacji na sztukę Człowiek z Bogiem w szafie Michała Walczaka inspirowanej osobą Jana Pawła II w Wałbrzychu, pozbawianie dotacji Wierszalina, usuwanie z programów festiwali występów Suki Off (sezon 2005/2006).

Wnioski? Pokazanie gołych pośladków przez Joannę Szczepkowską dowodzi - na zasadzie wyjątku potwierdzającego regułę - że golizna w teatrze nie bulwersuje. Poza tym zdarzeniem nikt z ankietowanych nie uznał za skandaliczne pokazywanie nagości lub narządów rodnych. Widocznie to stało się normą, a skandalem jest to, co łamie normę lub poza nią wykracza. Gest artystki był nie tyle epatowaniem widza, ile atakiem aktora na reżysera i jego styl pracy. Nie był aktem nieobyczajności, lecz niesubordynacji.

Można powiedzieć, że skandal zszedł ze sceny i znalazł schronienie na zapleczu: w kasie albo gabinecie dyrektora teatru, Biura Kultury, prezydenta miasta, wojewody, ministra czy na sali posiedzeń rady miejskiej. Rzadziej jest skandalem to, co się pokazuje niż to, za ile się co pokazuje. Od dzieł samych bardziej skandalogenne są pieniądze i sposób ich wydawania. To skutek panującego od dwudziestu lat kapitalizmu - o ile w poprzednim ustroju racjonalne finansowanie instytucji kultury było abstrakcją i zależało od widzimisię jedynej panującej w PRL władzy, o tyle teraz zyski, straty, dotacje przelicza się realnie.

Nastąpiła znamienna zmiana jakościowa - w skandalach współczesnych nie liczy się przeciętny widz, to nie jego się skandalizuje. Liczy się podatnik i wyborca. Co więcej, skandal dopiero wtedy jest skandalem, gdy osiągnie odpowiednie medialne echo. Jeżeli nazajutrz nie opisze go "Gazeta Wyborcza" czy "Nasz Dziennik" jest najwyżej skandalikiem, drobnym zdarzeniem. Na samej sali teatralnej trudno go wywołać. Przy tak ostrych podziałach politycznych i skonfliktowaniu partii, jakie obserwujemy, samo opowiedzenie się po jednej stronie już jest skandalem, albo za taki uznaje go opozycja. I choćby teatr w ogóle nie chciał się interesować polityką, ona interesuje się nim.

1 Moi rozmówcy to: Marek b. Chodaczyński, Danuta Dąbrowska, Grzegorz Kwieciński, Jacek Kopciński (e-mail), Lucyna Kozień, Anna Kuligowska, Wojciech Majcherek, Piotr Moss, Magdalena Raszewska, Henryk Izydor Rogacki, Joanna Rogacka, Piotr Rudzki, Tadeusz Słobodzianek, Marek Waszkiel, Maciej Wojtyszko, Waldemar Wolański, Jacek Zembrzuski. Rozmowy przeprowadzałam wiosną 2011 przy okazji różnych festiwali i spotkań okolicznościowych, np. w teatrze, w pociągu, w autokarze, w kawiarni, na sesji naukowej itp.

2 W porządku alfabetycznym: Hanna Baltyn, Elżbieta Baniewicz, Henryk Bieniewski, Olgierd Błażewicz, Anna R. Burzyńska, Agnieszka Celeda, Joanna Chojka, Jacek Cieślak, Joanna Derkaczew, Łukasz Drewniak, Malwina Głowacka, Paweł Głowacki, Piotr Gruszczyński, Jacek Kopciński, Tadeusz Kornaś, Janusz R. Kowalczyk, Jolanta Kowalska, Aneta Kyzioł, Andrzej Lis, Artur D. Liskowacki, Janusz Majcherek, Wojciech Majcherek, Zbigniew Majchrowski, Andrzej Matul, Bartłomiej Miernik, Krzysztof Mieszkowski, Tomasz Miłkowski, Tomasz Mościcki, Ewa Obrębowska-Piasecka, Barbara Osterloff, Roman Pawłowski, Agnieszka Rataj Aleksandra Rembowska, Jacek Sieradzki, Temida Stankiewicz-Podhorecka, Paweł Sztarbowski, Joanna Targoń, Jacek Wakar, Rafał Węgrzyniak, Elżbieta Wysińska, Kalina Zalewska, Monika Żółkłoś.

Hanna Baltyn-Karpińska - historyk teatru, krytyk, tłumaczka Historii teatru pod redakcją Johna Russella Browna (1999). Autorka książki Iskier leksykon dramatu (2008).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji