Artykuły

Rozszczepienie języka

Zawsze miło jest się łechtać. - Czasy są gorsze, kiedyś to, panie, ludzie czytali, młodzież była mądrzejsza, nie będzie już takiego lata - pisze Artur Pałyga w felietonie dla e-teatru.

Nigdy nie brakuje takich, co się chcąc się dowartościować, uderzają w ton: "upadek wszystkiego, myśmy lepsi byli". Te same narzekania u Arystofanesa jeszcze, a pewnie i wcześniej, i później i zawsze. A nie o to chodzi przecież, nie o to chodzi, nie o te śmieszne pienia, które, jako że bezrefleksyjne, narcystyczne, starcze, utrudniają jedynie sensowną diagnozę.

Pytanie jest poważne. Na czym polega zmiana?

Sytuacja pierwsza

Dziewiętnastolatek, maturzysta, jeden z najlepszych uczniów w klasie. Chłopak inteligentny, mądry, zainteresowany światem, oczytany, bez porównania bardziej niż większość jego rówieśników. Chcę z nim porozmawiać o "Procesie" Kafki, który od piątku gramy w naszym Teatrze Polskim w Bielsku-Białej.

"Proces", "Proces"... Wie, że jest taka książka. Wprawdzie to nie jest obowiązkowa lektura, ale on sam z siebie dużo czyta, więc wie, że coś takiego jest. Ale żeby porozmawiać, to nie, bo nie ma pojęcia bladego, o czym to jest. Nie bardzo też kojarzy Kafkę, chociaż o nim słyszał.

To ciekawa książka? - pyta. - Mam przeczytać?

Co znaczy -ciekawa-? Nie wiem, kurcze, czy ona jest ciekawa. Nie wiem. Zbity jestem z pantałyku, czuję, że nurkuję i łapię powietrze. Rozmowa zdycha w zarodku.

Sytuacja druga

Słucham w radiu polskim, w kulturalnym programie drugim audycji o współczesnej dramaturgii. Są poważni prowadzący o znanych mi z tegoż radia nazwiskach, dwójkowe autorytety radiowe, powiedzmy. Sympatyczny wywiad z Gosią Sikorską-Miszczuk jest jak figowy listek, wokół którego nagość bezradna. I że węgierska jest ciekawsza, ale bez jakichś konkretów, kto, co, gdzie i jaka? I że Grzegorza Walczaka "Piaskownica" świetna i czekamy, panie Grzegorzu , na kolejne teksty.

I nagła fala jasności, że ci państwo nie znają, nie wiedzą, nie chodzą, nie czytają. No dobra, to przecież nic takiego, ale no! Bo myślę sobie, no dobra, gdzie ja mogę oczekiwać, jeśli chodzi o radio i telewizję, więcej na temat współczesnej dramaturgii, niż w kulturalnym programie drugim w audycji o współczesnej dramaturgii. No gdzie?

To dwie wybrane sytuacje z, że tak powiem, różnych półek. Pomiędzy tymi dwiema jest ogromna przestrzeń, a w niej unosi się, jak stado gołębic, zatrzęsienie takich i podobnych.

Trzecia sytuacja

Na Prapremierach w Bydgoszczy poznanie grupy ludzi w wieku kilkunastu lat, którzy teatr łykają pasjami, a wszystko co z teatru, wszystko, co w teatrze jest ach, o kurcze, o rany, do rany teatr przyłóż, teatr jest na wszystko. No mówię wam, niesamowite! I pytam, jakbym miał dla was na przykład sztukę napisać, ponieważ tak mnie to zachwyca i porusza, to o czym? I mówią, o szkole, o tym jaka jest straszna, jak musimy się uczyć mnóstwa niepotrzebnych rzeczy, i jest opresyjna i okrutna, zabiera nam życie, które chcemy spędzić w teatrze i na czytaniu wierszy, a nie uczyć się chemii, która nigdy, ale to nigdy do niczego.

No dobra, myślę sobie, ale ja też tej chemii się uczyłem też. I wszystkiego. I nawet p.o., maski przeciwgazowej zakładania i wpadania do rowu, żeby się uchronić przed nuklearnym wybuchem. I to było śmieszne, ale nikt się jakoś aż tak przeciw temu nie buntował. No było. I byli idioci wśród nauczycieli, ale byli też pozostali. I było warto. I nikt na pewno nie myślał, aż tak.

I rozmawiam potem o tym z Marchewką, moją koleżanką, która mówi:

No tak. Ale oni chcą się rozwijać indywidualnie. My tego nie mieliśmy, aż takich potrzeb samodoskonalenia, słuchania swojego ja osobistego i samorozwoju.

No tak - mówię. - Zawsze było wiadomo, że może akurat, wprawdzie nie mnie na pewno, ale może akurat komuś ta chemia i te wzory się przydadzą, więc nie ma dyskusji, bo jesteśmy grupą, klasą i ta chemia, to jest oczywiste, dla tego kogoś musi być. Myśmy nie myśleli, żeby każdy szedł aż tak bardzo własną ścieżką.

Podkreślam, że nie ma w tym wartościowania. Daleki jestem od tego, żeby twierdzić, że nasze było oczywiście lepsze.

J., filozof, mówi:

Znika wspólny język, wspólny kanon, wspólny kod. Jeszcze dwadzieścia lat temu mniej więcej wszyscy czytali i oglądali to samo, albo podobne rzeczy. A dzisiaj nie. Nie ma takiego wspólnego zbioru. Nie mają takiej potrzeby, żeby był.

Popkultura może jest jeszcze takim wspólnym kodem...

Też już nie.

"Gwiezdne wojny" nie?

Nie.

Nie jest wcale oczywiste, że zna się Franza Kafki "Proces", bo dlaczego akurat to trzeba by było znać? A jak ktoś czyta np. tylko literaturę rosyjską, to jest gorszy? Albo ogląda tylko duńskie kino. Albo ma własny, nieoczywisty klucz, którym się kieruje w wyborze swoich lektur, spektakli i filmów. Każdy ma własną drogę rozwoju. Każdy doskonali się na własny, indywidualny sposób, a do narzucania sobie kanonów i obowiązkowych ścieżek podchodzi niechętnie. Z przymusu może nawet zaliczy, ale szybko zapomni, bo to mu nie po drodze w samodoskonaleniu.

Półki są pełne dóbr, internet pełen filmów. Możesz sobie wybrać z tej przebogatej oferty i nie potrzebujesz, żeby ci ktoś narzucał. I tak nie masz szans przerobić wszystkiego, bo życie jest krótkie, a jeszcze trzeba robić dużo innych rzeczy koniecznych, by przetrwać. A największym wrogiem jest wszystko to, co jak np. szkoła narzuca ci wspólne, nie twoje, zabiera ci czas, którego i tak brakuje, a który wykorzystałbyś na samorozwój. Jednych pasjonuje teatr, innych bardziej joga. Trzeba rozwijać swoje osobiste pasje.

Efektem samorozwoju jest brak wspólnego języka.

Wybierając bycie sobą, zawsze wybierasz pepsi. I nie mówię wcale, nie wolno mi tak mówić, że to jest jakiś gorszy wybór.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji