Artykuły

Rzecz dzieje się w teatrze

BYŁO to podczas przygotowywania premiery "Wyzwolenia" - wspomina Adam Grzymała-Siedlecki. Zaszedłem do kawiarni Michalika i tu zastałem Wyspiańskiego. Przed nim stał "naparstek" koniaku. Alkoholu zazwyczaj nie znosił, ale na pół kieliszeczka koniaku pozwalał sobie, gdy był przeziębiony, albo gdy czymś był bardzo zirytowany. W tym wypadku linie był przeziębiony - był natomiast wściekły. Bez zwłoki wyjaśnił mi o co.

- Nie mogę sobie dać rady z Kotarbińskim. Gra w "Wyzwoleniu" Starca, przybywającego do Katedry wawelskiej, która dla niego jest niebem świadomości polskiej i to odczucie przekazuje córkom, które mu w pielgrzymce na Wawel towarzyszą. Zamiast przeżywać te uczucia, Kotarbiński biedzi się, jak zakomunikować słuchaczowi "skrytą myśl autorską". Jest więc autorem nie postacią z "Wyzwolenia". Rzecz jasna, że gdy w tej scenie jest on tylko niby Starcem, to Wawel staje się też niby Wawelem, a moja sztuka niby sztuką.

Zaczynam rozmyślać - dodał żartobliwie - czyby nie podkreślić mocniej tego niby? Myślę, czyby przy ostatnich jego słowach sufler nie odrzucił swojej muszli poza siebie i nie przeszedł przez scenę, na znak, że to wszystko to tylko teatr?"

Jerzy Goliński, który na scenie Teatru Dramatycznego otworzył nowy sezon premierą "Wyzwolenia", poszedł śladem ironicznych wskazań Stanisława Wyspiańskiego. Zrealizował to, co stanowiło przedmiot szyderstwa w ustach Pisarza podczas rozmowy z Grzymałą w pana Michalikowej cukierni. A choć Goliński nie pozwolił aktorom "przeżywać", choć co kwestia, zmuszał ich do odsłaniania "skrytej myśli autorskiej", choć natrętnie przypominał publiczności, "że to wszystko to tylko teatr" - odniósł sukces. Wielki i piękny. Sukces Wyspiańskiego, teatru, dramatu i swój własny. Dowiódł, że "Wyzwolenie" jest utworem klarownym, współczesnym i do współczesności odwołującym się. Zarówno w warstwie politycznej jak i artystycznej. Pokazał, że nadal starcza w nim treści i tworzywa na zbudowanie spektaklu aktualnego, żywego i obchodzącego widownię. Mimo że okazało się ono ironiczne i gorzkie w części pierwszej, poetyckie i bliskie patosu - w drugiej.

Wielką rozprawę o Polsce, Polaków przywarach, bezsensie upajania hasłami i celowości działania, dyskurs o roli sztuki i jej miejscu w życiu narodu - poprowadził Goliński w sposób jasny, spoisty, przyswajalny. Stworzył spektakl przemawiający wieloma pięknościami i prostą mądrością zarówno do publiczności bardzo grymaśnej, z teatrem obytej, jak i najszerszej.

Mimo że przekreślił, tak zachwalaną przez Autora formalną koncepcją "przeżywania", wierny mu co do istoty sztuki wszystko zamknął w teatrze. Uczynił z "Wyzwolenia" coś na pograniczu commedia dell'arte i "happeningu", a więc teatru improwizacji i zdarzenia. Odwołał się do popularnej wśród współczesnych nam twórców idei "pisania dramatów na scenie". Pokazał teatr nowoczesny, a przecież wyrosły z najgłębszych, najszlachetniejszych tradycji naszej kultury. Jego wierność Wyspiańskiemu dotyczy treści, esencji, myśli - nie zaś formy. Dzięki temu mogło powstać widowisko bliskie dzisiejszemu widzowi, naszym teatralnym przyzwyczajeniom, widowisko apelujące do człowieka współczesnego współczesnymi mu środkami.

Współautorami tego rzetelnego sukcesu Wyspiańskiego i Golińskiego stali się aktorzy Teatru Dramatycznego ze Zbigniewom Zapasiewiczem w roli Konrada, na czele. Ten znakomity aktor, o wyjątkowej zupełnie skali interpretacyjnej: od amantów poprzez postaci charakterystyczne, komediowe, aż po wielki repertuar klasyczny, zaprezentował najczystsze blaski swego kunsztu. Nie tylko wartości warsztatu, znakomite opanowanie rzemiosła, ale także dyscyplinę intelektualną obok zniewalającej siły uczucia.

Do kreacji należy także rola Zofii Rysiówny, która nadając patosowi barwę sceniczną, teatralną bezbłędnie określiła własny dystans wobec postaci Muzy. Bardzo subtelnymi środkami, z leciutką kpiną adresowaną do spektaklu, bohatera i samego siebie - zagrał Reżysera Andrzej Szczepkowski. Karmazyn - Tadeusza Bartosika, czy Kołysz Józefa Nowaka - to role utrafione w przysłowiową "dziesiątkę", w centrum sprawy. A Milecki, Zawadzka, Kalinowski, Koczanowicz... trudno wymieniać wszystkich, jak na to zasłużyli.

Dyskusja o Polsce i sprawach Polaków, spór o naszą rzeczywistość, o postawy narodowe, spór o sztukę, który wiódł przed laty 70-ciu Wyspiański, obnażył swą niewygasającą aktualność na scenie Teatru Dramatycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji