Artykuły

Barba: Ciągle niszczę swój dom

- Umiejętności, których nabywa się w teatrze, mogą okazać się bezcenne w wielu innych środowiskach. W pracy terapeutycznej, we wszystkich miejscach segregacji, jak więzienia, szpitale, obozy uchodźców, getta rasowe. To jedyne, co według mnie przynosi skutki - bezpośrednie działanie na rzeczywistość - mówi reżyser EUGENIO BARBA, twórca Odin Teatret.

Odin Teatret prezentuje w Polsce "The Chronic Life". Przedstawienie dedykowane jest Annie Politkowskiej i Natalii Estemirowej, rosyjskim pisarkom i działaczkom na rzecz praw człowieka zamordowanym przez nieznanych sprawców w latach 2006 i 2009 za sprzeciw wobec konfliktu w Czeczenii. Przy okazji założyciel teatru Eugenio Barba promuje swoją książkę "Spalić dom. Rodowód reżysera". Joanna Derkaczew: Musiał pan kiedyś spalić swój dom? Eugenio Barba*: Tak. Bez tego nie byłbym tym, kim jestem. J.D.: Pana najnowsza książka "Spalić dom. Rodowód reżysera" nie jest więc skargą? "Spalić dom" to postulat? - Wyciągnąłem go z wiersza Czesława Miłosza "Dziecię Europy": "Umiej przewidzieć pożar z dokładnością nieomylną/ Po czym podpalisz dom i spełni się co być miało".

Ten pożar rozumiem oczywiście symbolicznie. Chodzi o doświadczenie, gdy wyzbywamy się wszystkiego, co pewne i oswojone. W przypadku artysty to rezygnacja z wypracowanych metod i technik.

Celowe stworzenie sobie warunków kryzysowych?

- Takich, w których wszystko, co umiemy, na nic się już nie przydaje. Tancerzom można na przykład zaproponować wykonanie spektaklu na siedząco, a mistrzom frazy - posługiwanie się obcym językiem.

Najważniejszy był dla mnie jednak gest "spalenia domu", który wykonałem jako człowiek.

To znaczy?

- W młodości zakochałem się w Szwedce. Nie mogłem sprowadzić jej do rodzinnego domu dowodzonego przez rygorystycznego dziadka patriarchę. Porzuciłem więc Włochy, swój ojczysty język, swoją klasę społeczną i ekonomiczną. Znalazłem się w Norwegii wśród robotników. Nie byłem już utalentowanym synem szanowanej rodziny, ale nieznającym języka, niewykwalifikowanym "obcym". Włochami wtedy w Europie pogardzano. Moje wykształcenie nie przydawało się na nic w zawodzie spawacza. Ogołociłem się, wyzbyłem wszelkich przywilejów. To bolesne doznanie upadku otworzyło mnie jednak na coś o wiele szerszego. Przekroczyłem ograniczające mnie ściany domu, przyzwyczajenia i uprzedzenia. Utrata tożsamości kulturowej stała się nie tragedią, ale przygodą, szansą, by narodzić się na nowo.

A wierzy pan w takie koncepcje jak "tożsamość europejska"? Czy to już krok w stronę większej otwartości - przynajmniej ponadnarodowej?

- Projekt wspólnoty europejskiej, paradoksalnie, wzmocnił tylko lokalną ksenofobię i nacjonalizmy. Oczywiście to fantastycznie, że w Unii Europejskiej można poruszać się bez paszportu, zabiegać o granty z całkiem nowej puli, brać udział w wymianach edukacyjnych. Ale UE to przede wszystkim sojusz ekonomiczny. Pewnie historycznie możemy szukać jakichś cech, których Europejczycy nie dzielą z mieszkańcami Azji czy Afryki. Choćby skłonność do podbojów. Ale to raczej niebezpieczna generalizacja, nie wartość, na której warto budować, która może nam się przydać i prowadzić nas przez życie.

To na czym warto budować?

- Na pewno nie na zbieractwie automatycznych odruchów, klisz myślowych, "wartości niekwestionowalnych". Nie chodzi o to, by wypracowywać w sobie tożsamość, ale raczej postawę. Zdolność do pokojowej, życzliwej kohabitacji. Tylko tyle. Nie porywać się na wielkie projekty, ale być konsekwentnym w swojej codziennej działalności. Nasz Odin Teatret działa w 20-tysięcznym duńskim miasteczku Holstebro już prawie pół wieku i dopiero teraz mogę powiedzieć, że zaczynamy mieć wpływ na żyjących tam ludzi. Zdobyliśmy bezcenne doświadczenia, które wykraczają poza kategorie artystyczne.

Dlatego w tym roku ruszymy z projektem WIN - "Workout for Intercultural Navigators". Prowadzimy wiele kursów, ale ten jest szczególny. To warsztaty praktyczne dla ludzi, którym doświadczenie teatralne nie ma służyć tylko do występów.

Do pracy społecznej?

- Także. Dla mnie teatr to przede wszystkim technika nawiązywania relacji, budowania związków. Nie tylko z drugim człowiekiem, ale też z tekstem, z tradycją, z naszą własną kulturą, z przestrzenią, którą dzielimy. Ważne, by były to relacje oparte na równości i wzajemności. Nie zajmujemy się więc asymilacją. To zakładałoby, że jedna strona jest dominująca, ma monopol. Dążymy raczej do integracji, wymiany. Badamy, jak może dojść do zdrowej, satysfakcjonującej interakcji. Jaka jest dynamika grupy, z którą nawiązujemy kontakt? Jak może przebiegać proces dzielenia się wiedzą? Jak skłonić grupę, by się sama zorganizowała, by stworzyła jakąś reprezentację swojej kultury? Umiejętności, których nabywa się w teatrze, mogą więc okazać się bezcenne w wielu innych środowiskach. W pracy terapeutycznej, we wszystkich miejscach segregacji, jak więzienia, szpitale, obozy uchodźców, getta rasowe. To jedyne, co według mnie przynosi skutki - bezpośrednie działanie na rzeczywistość.

Tak działały Anna Politkowska i Natalia Estemirowa, którym poświęcony jest państwa najnowszy spektakl "The Chronic Life"?

- Dedykowaliśmy im spektakl, ale jest on nie tyle podwójną biografią, ile opisem naszego własnego stanu przerażenia i dezorientacji. Podróżując między miejscami i środowiskami, ciągle słyszę te same głosy zdumienia: "Co się właściwie dzieje? Dlaczego tak żyjemy? Skąd te nierówności i ludzkie tragedie?". Nasz spektakl jest częściowo w językach martwych, posługujemy się koptyjskim czy łaciną. Ale nie sądzę, że gdybyśmy czytali na scenie zwykłą lokalną gazetę, publiczność rozumiałaby nas lepiej. Przyzwyczailiśmy się sądzić, że rozumiemy gazety. Ale czy rzeczywiście? A czy autorzy tekstów faktycznie rozumieją procesy, które opisują? Kilka dni temu na okładkach wszystkich dzienników było zdjęcie chłopca ciskającego coś na tle płomieni. OK. I co z tego? Jak mam to ocenić? Straciliśmy możliwość uzyskania jakiejkolwiek moralnej konkluzji.

Jak pan sobie z tym radzi?

- Pilnuję spraw drobnych.

A czy pana rola w Odin Teatret po tym półwieczu się zmieniła?

- Z kilkoma artystami Odin Teatret współpracuję niemal od początku. Oni nie potrzebują mnie jako mistrza czy lidera. Sami są ekspertami w swoich specjalnościach. Grają, reżyserują, organizują festiwale, kierują projektami edukacyjnymi.

Moim głównym zajęciem nie jest spisywanie wspomnień, tylko bieganie od instytucji do instytucji w poszukiwaniu pieniędzy. Trzy tygodnie temu dowiedzieliśmy się, że nasza dotacja została zmniejszona o połowę. To nie zdarzyło się nigdy dotąd, nawet w czasach, gdy Odin Teatret był odsądzany od czci i wiary. To przykre, ale nie chcę posługiwać się w rozmowach z instytucjami argumentem: "Tyle dokonaliśmy, nam się należy". Sam też nigdy nie uważałem się za mistrza. W książce "Spalić dom..." celowo umieściłem sporo nieoczywistych szczegółów biograficznych, by pokazać, że moja praca nie opierała się na jakiejś racjonalnej, spójnej koncepcji, którą teoretycy mogą teraz odkryć i opisać. Wiele moich decyzji wynikało z podświadomych instynktów, ciemnych wspomnień, szczegółów życia rodzinnego. Nie napisałem więc "przewodnika po Barbie", dzięki któremu ktoś mógłby mnie lepiej zrozumieć. To raczej książka, która rozbija i burzy bezpieczne przekonanie, że drugiego człowieka w ogóle da się poznać.

*Eugenio Barba - urodzony we Włoszech (w 1936 r.) artysta, który przez doświadczenie pracy fizycznej, asystenturę u Jerzego Grotowskiego i lata działalności w założonym przez siebie laboratorium Odin Teatret doszedł do pozycji jednego z najbardziej wpływowych praktyków i teoretyków współczesnego teatru eksperymentalnego. W 1954 roku Barba wyemigrował do Norwegii, gdzie pracował jako spawacz i marynarz. W 1961 roku przyjechał do Polski jako stypendysta UNESCO, aby studiować w warszawskiej PWST. W latach 1962-64 współpracował z Teatrem Laboratorium, m.in. jako asystent Jerzego Grotowskiego podczas przygotowań "Akropolis" według Stanisława Wyspiańskiego oraz "Tragicznych dziejów doktora Fausta" według Christophera Marlowe'a. W Odin Teatret (a także w Theatrum Mundi Ensamble) Barba wyreżyserował 65 przedstawień, wśród nich: "Dom mojego ojca" (1972), "Przyjdź! A nasz będzie dzień" (1976), "Popioły Brechta" (1980), "Ewangelia z Oxyrynchos" (1985), "Talabot" (1988), "Kaosmos" (1993), "Mythos" (1998), "Sen Andersena" (2005), "Ur-Hamlet" (2006).

Do jego największych osiągnięć należy jednak powołanie Międzynarodowej Szkoły Antropologii Teatru ISTA (1979), w której nie tyle bada się praktyki teatralne innych kultur, ile poszukuje technik, by uczynić teatr żywym, użytecznym i gotowym sprostać wyzwaniom współczesności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji