Artykuły

Ciało uszczęśliwione?

Od samego początku tancerka próbuje sprostać sytuacji, w jakiej się znalazła - upodrzędnienia, zależności (nad jej fizyczną obecnością dominuje wirtualna projekcja) - o spektaklu "We are oh so Lucky" Any Brzezińskiej prezentowanym na Krakowskich Reminiscencji Teatralnych pisze Karolina Wycisk z Nowej Siły Krytycznej.

Ciało-obiekt, wystawienniczy produkt: zdrowe, atrakcyjne - zgodnie ze społecznymi konwenansami, z ogólnie przyjętą modą i oczekiwaniami. A przede wszystkim: ciało, które nie ma prawa się skarżyć, wychodzić poza ramy ustalonych ról kulturowych, ciało ujarzmione i - na siłę - uszczęśliwione. Taki wizerunek współczesnego człowieka stał się punktem wyjścia dla twórców projektu "We are oh so Lucky" - Any Brzezińskiej i kolektywu Harakiri Farmers.

Na scenie tańczy, odgrywa sytuacje i improwizuje na różnorodne tematy tylko jedna tancerka (zarazem choreografka spektaklu, Dominika Knapik), ale nawet ta namacalna obecność jest niepewna i podważona. Kobieta nie wypowiada ani słowa, jej ruch jest tylko komentarzem rozmowy toczonej za jej plecami, na dużym ekranie zawieszonym na tylnej ścianie sceny. Jej ciało zostało wystawione na widok publiczny, zdegradowane do roli rekwizytu w multimedialnym przedstawieniu, gdzie główne role grają Klara Bielawka i Mariusz Zaniewski. Filmowa projekcja to w głównej mierze dialogowe sceny tej pary, mini-performanse na zadane tematy: projekt, funkcja, terapia, MTV, Hitler, sport. Tak pomyślany układ kadrów porządkuje narrację spektaklu, poprzez obsesyjnie powtarzane kwestie ("niepokój to skutek ambicji", "mogę zostać absolutnie wszystkim", "nic tak nie poprawia samopoczucia jak sport") nadaje widowisku charakter manifestu przeciwko różnorodnym manipulacjom ze strony społeczeństwa. Nawet tancerka ubrana jest jakby na przekór panującej modzie: nierówno podwinięte nogawki krótkich spodenek, jednokolorowy podkoszulek na ramiączkach - to zestaw małej dziewczynki niezupełnie świadomej własnego ciała. Ciała, które, jak sądzę, odgrywa tu niebagatelną rolę.

W przedstawieniu, ten żywy materiał sam w sobie nie jest nośnikiem sensu, ale obiektem, przedmiotem, rzeczą. Przychodzi na myśl tytułowe, ironiczne sformułowanie: czy faktycznie "We are oh so Lucky"? Nazywając tancerkę imieniem głównej postaci z "Czekając na Godota" Samuela Becketta, twórcy podkreślają, że podobnie jak Lucky, ona też jest niewolnikiem. Od samego początku próbuje sprostać sytuacji, w jakiej się znalazła - upodrzędnienia, zależności (nad jej fizyczną obecnością dominuje wirtualna projekcja). W trakcie zajmowania miejsc przez publiczność, ze zdziwieniem przygląda się scenie i otoczeniu. Potem zaczyna rozgrzewkę, jej ruchy stają się mechaniczne i precyzyjne - zna swoją rolę, pamięta o obowiązkowym uśmiechu. Uwięziona we własnej cielesności, w społecznym nakazie bycia atrakcyjnym i szczęśliwym, pozbawiona jest autonomii i możliwości sprzeciwu. Powiela wybrane sekwencje kroków, dynamicznie i do przesady, jakby nie mogła się zatrzymać. W końcu zmęczona przystaje na chwilę, odpoczywa, przysłuchując się rozmowie z ekranu. Taki stan jednak nie trwa zbyt długo, tancerka opamiętuje się i od nowa uruchamia mechanizm kroków. Wie, że musi wykonać zadanie zgodnie z planem - precyzyjnie, punkt po punkcie i z uśmiechem na ustach.

Ruchy tancerki znaczą o tyle, o ile właściwie wizualizują tytuły kolejnych filmowych rozdziałów. Kiedy pojawia się napis "FUNKCJA", kobieta kreśli w powietrzu figury geometryczne, powoli się obraca, wygina ciało do tyłu, z tej nienaturalnej pozycji przygląda się widowni. Zastyga w miejscu, ma przyspieszony oddech, jest żywą rzeźbą. Ciało performerki nie jest zatem celem, ale środkiem do niego, manipulowanym przez słowa, wizerunki, modele zachowań i ocenianym przez liczną widownię.

Spektakl pozornie łatwy w odbiorze - banalny dialog w filmie, przyjemna muzyka w tle - okazuje się metateatralną zagadką, zmusza publiczność do deszyfracji scenicznych kodów. Przywołując "naprawdę świetne przedstawienie" Jana Fabre'a czy wyświetlając na ekranie termin "performance" jako jedno z określeń projektu, twórcy mnożą kolejne poziomy teatralności przedstawianego świata. Widz często zadaje sobie pytanie, kto jest ważniejszy: cyfrowe postaci na ekranie czy tancerka, a właściwie jej obecność poprzez uprzedmiotowione ciało. W kategoriach przywołanego performansu liczy się wspólne tu i teraz wykonawcy i odbiorcy przedstawienia. W przypadku "We are oh so Lucky", intensywność tego przeżycia jest doświadczana przez obie strony. Cielesna obecność tancerki, jej (nieudane) zmagania z siłą medialnego przekazu i uprzedmiotowieniem, każą zmienić odbiorcze przyzwyczajenia widzów - wypracować nowe kategorie opisu, wyznaczyć inne miejsca dla aktora, wykonawcy, performera. To już temat-rzeka dla kolejnych ambitnych realizacji a zarazem wyzwanie, które musimy podjąć, jeśli chcemy nadążyć za językiem współczesnego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji