Artykuły

Konrad i Jim albo rzecz o odpowiedzialności

Ospale i leniwie ruszający nowy sezon teatralny "zakłóciły" dwie premiery - katowickie WYZWOLENIE Wyspiańskiego i łódzka PATNA (adaptacja I części Lorda Jima Conrada). Te dwa wystąpienia, mimo że oparte na dziełach klasyków, imponują i zaskakują aktualnym ładunkiem myśli publicystycznej. Łączy je nie tylko podobny typ bohatera, ale również obywatelska troska o kształt współczesnej Polski. Zależy on bowiem w dużej mierze od naszych postaw i sposobu myślenia. I właśnie te dwa przedstawienia prowokują do stawiania pytań drażliwych, przed którymi jakże często zbyt wielu usiłuje zrobić wygodny unik.

Są to pytania, w których brzmi głęboki niepokój o moralny sens naszych działań i ich skutki społeczne. Nosicielami tych rozterek i niepokojów w obu przedstawieniach są dwaj bohaterowie - Konrad i Jim, jakże bliscy sobie w dążeniu i pogoni za prawdą. Conradowski Jim - rocznik 1900 (data wyd. opowieści) i Wyspiańskiego Konrad - rocznik 1903 (data wyd. dramatu) to rówieśnicy wspólnego losu, który zapragnęli pokonać. Konrad, polemizujący ze złą tradycją romantyczną, chciał naród ustrzec przed zgubnymi wpływami wartości idealnych, mistycznych, proponując mu czyn i moc działania; Jim, romantyk, chciał dowieść swej siły, pokonując samotnie złowrogi los. Ich sny o potędze i wielkości, tak typowe dla filozofii epoki, w której zostali powołani do życia, odbieramy obecnie jako tragiczny dylemat ludzi wrażliwych na świat i sprawy moralne.

Pojawienie się takich bohaterów na scenie może być zwykłą powtórką z literatury - lub gorącą rozprawą z dniem dzisiejszym. Katowickie WYZWOLENIE w inscenizacji Józefa Pary jest spektaklem budowanym w oparciu o bardzo tradycyjny typ teatru przedstawiającego, ale ma jedną, decydującą o sukcesie zaletę. Żywy, drapieżny ton publicystyczny, który przebija się nieomal z każdej sceny spektaklu. Narzuca go przede wszystkim Konrad, grany przez Parę. Jest to kreacja tak inna i odmienna od dotychczasowych, że zasługuje na osobne omówienie.

Konrad Pary to bohater, który nie przeżywa dramatu w tych kategoriach, jakie zaproponował Wyspiański. On zna już gorycz porażki, zwątpienia, upadku. Jest człowiekiem dojrzałym, doświadczonym, myślącym trzeźwo, ostro - i do myślenia zmusza swoimi atakami. Konrad Pary nie waha, ma juz za sobą "godzinę przestrogi", gdy wkracza na scenę. On już wybrał - stanął obok Robotników. To oni będą mu towarzyszyli w jego walce i polemice z wadami społeczeństwa, ze "zbawiaczami" ojczyzny, nieudolnymi leaderami, gdy zacznie piętnować tych, którzy podważyli zaufanie do słowa, zastępując go pusta grą frazesów. Gdy Konrad przepędzi Maski na widownię i zacznie z nimi wieść spór jednoznaczny, otwarty - jakże ostro brzmią tak potraktowane kwestie tego sporu - właśnie wtedy grupa Robotników stanie przy nim. Nie będzie też sam schodził ze sceny, wygłaszając gorzki monolog.

Czy jest to zbyt duże odstępstwo od Wyspiańskiego? Chyba nie, bo przecież taka postawa Konrada, biorącego pełną odpowiedzialność za losy ojczyzny. Konrada walczącego wprost ze złem i znikczemnieniem moralnym, tkwi w tym znakomitym, choć niejednoznacznym w swej wymowie, dramacie. Para - inscenizator - miał chyba prawo dokonać wyboru i stanąć twarzą w twarz z widownią, by wypowiedzieć współczesne racje Konrada.

Kazimierz Dejmek, programowo walczący z przerostem inscenizacji, czyn, jak powiada, z "tyjatrem" - swoją PATNĘ przekształcił w udialogowaną dysertację. "Nie zamierzałem ilustrować powieści przy pomocy środków teatralnych, lecz to, co w niej najistotniejszego wyrazić nimi w samoistnej formie dramatycznej". To kategoryczne stwierdzenie zrealizował konsekwentnie, zamykając "narrację - akcję" utworu Conrada w dwie rozmowy pomiędzy Steinem (Ludwik Benoit) i Marlowem (Seweryn Butrym). Wypełnił je procesem dowódców "Patny", którzy ją opuścili, zostawiając na pokładzie tonącego statku kilkuset pielgrzymów.

Inscenizatora zainteresował przede wszystkim problem odpowiedzialności, dlatego na scenie zaprezentował tylko I część Lorda Jima. Chciał zrobić spektakl o jednym z nas, a więc o każdym, kto odpowiada za los i życie powierzonych mu ludzi, i kto powinien do końca wypełnić swój obowiązek. Wybór tematu, dokonany przez Dejmka, jest bezbłędny. Ale budzi u mnie ogromny sprzeciw sposób w jaki go potraktował. Stłoczenie wielkiej problematyki moralnej i filozoficznej (bo przecież trudno postać i losy Jima pozbawiać tej sfery egzystencji) w ciasny gorset dialogowej, realistycznej sztuki, rozgrywającej się w zamkniętym pokoju - to chyba zbyt bolesne zubożenie Conradowskiej wizji świata i losów ludzkich. A ograniczenie się tylko do I części utworu pozbawiło, moim zdaniem, teatr szansy największej - możliwości pokazania jak rodzi się i na czym polega wielkość ludzkiego zmagania się z sobą i z losem.

Tego, co zostało na scenie z przejmującej, kreacyjnej narracji Marlowa, sprowadzonej przez Dejmka do rozmów, wysłuchałem z zainteresowaniem. Jest to przecież rzecz o nas, o naszych wątpliwościach i rozterkach. Mój sprzeciw wobec "tyjatru", jakim obsłużył inscenizator Conradowską problematykę, nie podważa, oczywiście, ani sensu, ani społecznej użyteczności tego wystąpienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji