Artykuły

Inne jest piękne

"Shrek" w reż. Macieja Korwina w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Przesłanie z obroną odmienności i wołaniem o wrażliwość. W warstwie inscenizacyjnej musicalowy rozmach, feeria barw, komicznych sytuacji i postaci w ciągłym ruchu. "Shrek", najnowsza premiera Teatru Muzycznego w Gdyni, na pewno długo zagości na jego deskach.

Nie jest prawdą, co głosi hasło reklamowe "Shreka", jakoby to był "musical dla dorosłych, na który można przyjść z dziećmi". Jest wręcz odwrotnie: to typowa propozycja dla dzieci, którym dorośli mogą w teatrze potowarzyszyć i też dobrze się bawić. Z pewnością to nie jest spektakl dla przedszkolaków (taniec szkieletów w mrocznym zamku Smoczycy czy efekty pirotechniczne mogą ich przestraszyć), ale starsze dzieci bawią się na "Shreku" znakomicie. Podobnie jak rodzice.

I jako utrzymany w bajkowej stylistyce i skrojony na miarę dziecięcej wyobraźni należy ten spektakl rozpatrywać. Nie zmienia tego fakt, że autor pysznego przekładu Bartosz Wierzbięta i reżyser Maciej Korwin - wytrawny inscenizator sypiący pomysłami jak z rękawa - zawarli w "Shreku" akcenty bynajmniej nie dla dzieci (zniewieściały wilk-transwestyta, prztyczki polityczne, cytaty z innych musicali itp.), których najmłodsza widownia nie odgaduje.

W kategorii przedsięwzięć dla dziecięcej widowni zrealizowany z rozmachem "Shrek" wypada świetnie. Jak zwykle - co powtarzam do znudzenia chyba w każdej recenzji dotyczącej Muzycznego - perfekcyjnie prezentują się sceny zbiorowe (za choreografię i ruch sceniczny trzeba pochwalić Bernarda Szyca i Joannę Semeńczuk) i warstwa muzyczna w opracowaniu i pod batutą Dariusza Różankiewicza. Scenografia Pawła Dobrzyckiego imponuje nie tylko gabarytami, także sprawnością i częstotliwością zmian dekoracji. Za to kostiumy Jerzego Rudzkiego nie wywołują u mnie zachwytu. Owszem, okazałe (zwłaszcza postaci z dziecięcych bajek), ale zbyt cukierkowe.

Jednak najważniejsi są aktorzy. Wśród nich prawdziwe perły. Królem spektaklu jest nie, wcale nie Shrek. To Łukasz Dziedzic jako zakompleksiony despota lord Farquaad skradł serca widzów już w pierwszej scenie. Znakomita rola, aktorsko poprowadzona wzorcowo, wokalnie perfekcyjna.

Jeśli po latach będziemy pamiętać Smoczycę ze "Shreka", to nie tylko dzięki olbrzymiej animowanej konstrukcji, ale także potężnemu, wybrzmiewającemu do ostatniej nuty wokalowi Marty Smuk. To dopiero uczta dla ucha!

Z trójki głównych bohaterów: Shreka (Jacek Wester), Fiony (Marta Wiejak) i Osła (Tomasz Więcek) najbardziej urzekła mnie Fiona. Gościnnie występująca w Gdyni Wiejak pokazała się jako pierwszoligowa artystka musicalowa: z temperamentem, talentem do tańca i świetnym głosem. Tomasza Więcka najbardziej cenię za to, że nie próbował brać się za bary z filmowym dubbingiem Jerzego Stuhra. Osioł Więcka jest zupełnie inny - może nie tak ekspresyjny i bezczelny, ale znacznie cieplejszy i nadal przezabawny.

Najtrudniejsze zadanie miał Jacek Wester. I tylko on (a także Rafał Ostrowski i Paweł Tucholski, którzy na zmianę grać będą ogra) wie, jak trudno jest poprowadzić tytułową postać grając w kilkukilogramowej masce, zasłaniającej wszystko oprócz ust i oczu. Cały arsenał aktorskich środków wyrazu, od mimiki po ruchy ciała, jest dla niego niedostępny. Więc Shrek może tylko - niczym robot - poruszać rękami i nogami. Gumowa maska od klatki piersiowej po czubek głowy uniemożliwia choćby ruchy szyi, a zasłaniając całą twarz dodatkowo trochę zniekształca dykcję. Mając tak ograniczoną możliwość ekspresji aktor może bronić się tylko głosem. Jacek Wester, artysta z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem na scenie, świetnie to potrafi. Ale charakteryzatorskie ograniczenia rzutują na całość postaci, która traci na wyrazistości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji