Artykuły

Konrad jako bohater pozytywny

To zadziwiające, że "Wyzwolenie" Wyspiańskiego, opatrywane tyloma egzegezami, zamulane jakże często sprzecznymi komentarzami, cięte i bezlitośnie przykrawane do i dla różnych teatrów - nie uległo scenicznej kanonizacji. Jak dotąd nikomu nie udało się narzucić temu utworowi - i widowni - trwałego, lub choćby przez jakiś czas obowiązującego w teatrze kanonu inscenizacyjnego. Nowe pomysły i odkrywcze ujęcia nie na wiele się przydają następnym reżyserom. Każdy z nich musi się z "Wyzwoleniem" uporać na własny rachunek, zaczynając wszystko od nowa. Z tym, że sukces sceniczny - to tylko wydaje się pewne - w dużej mierze zależy od momentu, w jakim "spotyka się" ono z publicznością.

Tajemnica funkcjonowania dzieła Wyspiańskiego jest jednak tylko pozornie prosta i nie sposób jej wytłumaczyć do końca taką oto dialektyką: w 1902 "Wyzwolenie" mówiło o Polsce współczesnej, a więc o takiej Polsce, jaką pisarz widział ze swojej krakowskiej perspektywy. Grane obecnie - jest rzeczą o nas i o naszych sprawach. Jak Polskę i jej wyzwolenie (narodowe i duchowe) wyobrażał sobie autor "Wesela", można w jakiś sposób zrekonstruować, zestawiając tekst dramatu z sytuacją polityczną lat 1900 i stanem świadomości ówczesnego społeczeństwa polskiego, a zwłaszcza poszczególnych stronnictw politycznych. Tego zabiegu już nie raz dokonano, bez większych jednak skutków dla percepcji teatralnej utworu. Bo trudno przecież grać komentarze, czy przypisy do dzieła literackiego. "Wyzwolenie" wystawiane obecnie, nawet w inscenizacji odwołującej się do uwarunkowań historycznych, nie będzie sztuką o roku 1902, ale o tym roku, w którym pojawi się na scenie. Byłoby jednak dużym uproszczeniem i nadużyciem, często zresztą popełnianym, twierdzić, że nowoczesna (wciąż!) forma teatralna "Wyzwolenia" pozwala na łatwy kontakt z publicznością, a tekst zawiera ileś tam diagnoz polskich wad narodowych wciąż nie pokonanych, jakże często rozrastających się do zatrważających rozmiarów - wystarczy je tylko wyeksponować, aby przekształciły się w drażliwe pytania lub szyderstwa...

Wielkość i bardzo polska uniwersalność tego utworu polega przede wszystkim na sposobie kreacji scenicznego bohatera. Konrad, pomyślany przez Wyspiańskiego jako bohater w działaniu, który dźwiga w sobie tragedię osobistą i dramat narodu, tkwi bardzo mocno, niczym archetyp, w polskiej tradycji i w polskiej świadomości. Rok 1902, rok narodzin Konrada z "Wyzwolenia" nie jest więc jakąś cezurą dla tego typu postaci. Pojawia się ona w literaturze od momentu zagrożenia i utraty bytu narodowego. Mimo wyraźnych akcentów polemicznych wobec Mickiewiczowskiego Konrada cierpiącego, Konrad Wyspiańskiego - nie dajmy się zwieść - wyrasta również z gleby romantycznej. Bohaterów w działaniu tworzył przecież Słowacki w epoce mistycznej, wciąż niedocenionej, opacznie rozumianej i lekceważonej przez teatry. Zawisza Czarny i Agis, to właśnie tacy bohaterowie opętani i porażeni sprawą narodową.

Swinarski, wydobywając tragizm postaci Konrada w "Wyzwoleniu", twierdził, że jest on bohaterem naznaczonym przez "skazę choroby, skazę świadomości", a tym samym sytuował go jakże blisko Zawiszy Czarnego z dramatu Słowackiego, który również przeżywa stan napięcia psychicznego, graniczącego z obłędem. Bo istotnie ci dwaj bohaterowie są podobnie doświadczani i porażeni aż do obłędu sprawą Polski. Ich los, przejmujący i tragiczny, realizuje się nieomal w identycznej sytuacji. Biorą pełną odpowiedzialność za naród, ponoszą klęskę, ale mają gorzką, powiedziałbym chorobliwą, świadomość, że tworzą swoisty mit, w którym odcisną siebie, swoje czyny. I tak się ocalą, tak przetrwają...

Ale oto pojawił się nowy Konrad, tym razem na scenie katowickiego Teatru im. Wyspiańskiego. Zaskakujący, bo zupełnie inny niż jego poprzednicy sceniczni. Kim jest? Katowicki Konrad, grany przez Józefa Parę - to bohater pozytywny. A więc nie tragiczny? Parę-inscenizatora nie interesował ten typ uwikłania w sprawy osobiste i narodowe, i tym właśnie różni się jego bohater od krakowskiego Konrada według Swinarskiego. Para wyposażył Konrada w jedną z cech, jakimi obdarzał swoich bohaterów pozytywnych Słowacki w epoce mistycznej. Jego Konrad to człowiek prosty. Ta kategoria u autora "Zawiszy Czarnego" miała zabarwienie wyraźnie ideowe. U Pary również pełni podobną funkcję; zadecydowały o tym w dużej mierze warunki aktorskie i intuicja.

Konrad Józefa Pary zjawia się w drzwiach widowni ubrany w czarne sztruksowe spodnie, lnianą koszulę, z torbą przez plecy. Niczym ów Staffowski szewc Połatajko. Ten, co to

"Ujął czarną łapą serce / I zeszył je grubą dratwą, / Po prostu zacerował jak stary trep".

Czyli jeden z długiego szeregu ludzi prostych, objawiających się co pewien czas w literaturze; zamiast hamletyzować dokonują oni rzeczy zupełnie nieoczekiwanej: odkrywają, że można wykonać gest zwykły, a równie znaczący jak podanie ręki...

Taki Konrad kojarzy się nie z poetą, artystą, raczej z Odysem wędrującym, który głosi za Wyspiańskim programowe wyznanie:

"Idziesz przez świat i światu dajesz kształt przez swoje czyny".

Nie dziwimy się więc, że gdy spotka on grupę Robotników, stojących przy zamkniętej, żelaznej kurtynie, to dojrzy w nich swoich sprzymierzeńców w walce. A oni odkryją w nim swojego przywódcę... I ten jeden pomysł (Konrad otoczony grupą Robotników z pierwszej sceny dramatu) wystarczył, aby właściwie każda kolejna sekwencja "Wyzwolenia" nabierała - nawet bez większych przestawień i skreśleń - zupełnie odmiennych znaczeń. Bardzo często wręcz polemicznych wobec Wyspiańskiego. Wkroczyła bowiem na scenę siła społeczna, która w "Wyzwoleniu" jest jedynie zapowiedziana w dośpiewie.

Stąd też Konrad w omawianej inscenizacji od pierwszej sceny jest bohaterem walczącym, który ostro i wprost atakuje; nie targają nim jednak żadne sprzeczności, czy wątpliwości. Już wybrał, nie jest sam, "godzinę przestrogi" odbył, nim zjawił się wśród nas. Para obdarzył go doświadczeniem pięćdziesięciolatka, który zna smak walki, sporu, dyskusji, ideowej polemiki. Nie jest mu wprawdzie obca gorycz porażki, ma momenty wahania, zastanowienia, ale szybko je pokonuje, jak przystało na bohatera, który wie, co chce osiągnąć w podjętej walce. Inscenizuje przecież teatr wad narodowych, a nie swoje słabości.

Katowickie "Wyzwolenie" - przy całym pietyzmie wobec teatru Wyspiańskiego w sensie ilustrowania i budowania według jego didaskaliów często dosłownych, a w efekcie niezbyt wysokiej próby artystycznej obrazów - z dramatu przekształciło się w publicystyczną wypowiedź. Ostrą, miejscami gorzką i szyderczą, zwłaszcza w scenach "Polska współczesna" i w scenie z Maskami wygnanymi przez Konrada na widownię. Rozprawiając się z Maskami, które otrzymały tylko kwestie brzmiące fałszywie lub negatywnie, odciął się bohater Pary od politycznych kłamstw i pustych frazesów. Otoczony grupą Robotników wyrzucił ze sceny również Geniusza, co w tym przedstawieniu oznacza zwycięstwo nad słabością. Ucharakteryzowanie Geniusza na pozłacanego spiżowego Mickiewicza jest nieporozumieniem w tak zagranym "Wyzwoleniu". Komuż bowiem autor "Dziadów" kojarzy się obecnie z cechami, jakie mu się imputuje w tej scenie?

Po owych zmaganiach Konrad jak strudzony drwal, odpoczywający po wyczerpującej pracy pośród towarzyszy-robotników, zaczyna marzyć... "Chcę, żeby w letni dzień / w upalny letni dzień / przede mną zżęto żytni łan"; a po chwili klęka do modlitwy-wyznania ("Jest tyle sił w narodzie"), mówionej z ujmująca prostotą i żarem, przy wtórze kolędy. Te partie przedstawienia robią wrażenie ogromne: przebija z nich niekłamana plebejska moc i siła.

W katowickim "Wyzwoleniu", kolejnej wersji tego utworu, do głosu doszedł po raz pierwszy chyba tak jednoznacznie i modelowo potraktowany bohater pozytywny. Udało mu się, jak tego typu bohaterom przystoi, wypowiedzieć wiele prawd mniej lub bardziej oczywistych, lecz niezmiennie ważnych i godnych przypomnienia w obecnej chwili. A jednak Konradowi-Parze należałoby podsunąć spis grzechów, które popełnił, wypisując listę uproszczeń, potknięć i niekonsekwencji, jak chociażby wygłaszanie w finale, w otoczeniu Robotników, tekstu z didaskaliów o wyrobniku i dziewce bosej... Czy godzi się to czynić, skoro zmusił nas, cóż, że trochę błądząc, do dwugodzinnych rekolekcji narodowych?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji