Artykuły

Cudowna 65-latka w ekstazie

"Wonderful Town" w reż. Zbigniewa Maciasa w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Pierwsza od czterech lat premiera Teatru Muzycznego w Łodzi na własnych deskach ma się podobać. Z takiego słusznego założenia wyszli realizatorzy musicalu "Wonderful Town" Leonarda Bernsteina, na który do gruntownie przebudowanej siedziby zaprosili w minioną sobotę. I podoba się, nawet jeśli reżyser spektaklu (i dyrektor artystyczny tej sceny) Zbigniew Macias, zrezygnował z ekstrawagancji i zrealizował broadwayowski przebój bardzo tradycyjnie, a niekiedy po prostu... bezpiecznie. Założenie to słuszne, bo po latach spędzonych "na walizkach" widownia teatru z ulicy Północnej nie może świecić pustkami. A po frekwencji na premierze widać, że miłośników rozśpiewanych spektakli w Łodzi nie brakuje.

Cieszy oko już przygotowana z rozmachem i pomysłem oprawa plastyczna musicalu, na którą wydatków nie szczędzono. Nowy Jork lat 50. XX w., zostało ceglanymi ścianami i kilkoma pomostami. Przy niewielkich zmianach i przesunięciach przenoszą one widzów z Greenwich Village do, na przykład, Brooklynu. Zmiany w scenografii dokonywane są przy zaciemnieniu okna scenicznego. Niestety, światło dochodzące z kanału orkiestrowego na ogół rozprasza mrok, a na proscenium tylko sporadycznie rozgrywają się epizody, które od tych zmian odwracałyby uwagę. Choć tradycyjna, inscenizacja musicalu Bernsteina nie jest na szczęście zachowawcza. Posługując się skrótem udało się przygotować wdzięczną scenę pierwszego spotkania sióstr Sherwood, głównych postaci "Wonderful Town" z miastem molochem (sceny w metrze, tłum prących przed siebie przechodniów, wejście gwiazdora). Udanie i dowcipnie wypadła zagrana w dobrym tempie projekcja opowiadań pisanych przez Ruth Sherwood (zwłaszcza Hamlet-Szekspir z czaszką dyndającą na sznurku).

Wdzięk, dobre tempo i bijąca ze sceny energia to niezaprze-

czalne atuty musicalu, a sceny tak pomysłowe jak bójka w klubie nocnym "Ekstaza" z choreografią Artura Żymełki swym profesjonalizmem i rzetelnością wykonania zapadają w pamięć. "Wonderful Town" w reżyserii Zbigniewa Maciasa podoba się w sposób całkiem niewymuszony. Nie ze wszystkim jednak ten ceniony w Polsce baryton, w dorobku reżyserskim mający udaną "Wesołą wdówkę", ale i ganioną przez krytyków "Krainę uśmiechu", poradził sobie należycie. Brak reżyserskiej ręki odczuwalny bywa zwłaszcza w partiach solowych, pod względem wokalnym nienagannych. Aktor nie może tylko przestępo-wać z nogi na nogę, choćby jego głos był ozdobą (vide Tomasz Rak wpiosence "Cichy ktoś").

Jako marząca o sławie aktorki Eileen Sherwood sceniczny pazur i wdzięk pokazała sopranistka Emilia Klimczak. Początkującą pisarkę Ruth Sherwood zagrała obdarzona altem Marta Siewiera, udanie puentująca sceniczne dowcipy. Zasłużone oklaski zbierał baryton Tomasz Rak jako Bob Baker. Dobrze w musicalową konwencję wpisał się Paweł Erdman (jako Wrak, były futbolista). Muzyczną ucztę zaserwowała będąca w dobrej formie orkiestra pod batutą Lesława Sałackiego (gdyby jeszcze tak przydać jej siły), wspierana przez jazzowy zespół i Jacka Delonga. Trochę szkoda, że na uroczyste otwarcie Teatru Muzycznego zamiast dzieł w rodzaju "Hair", wybrano "Wonderful Town", w którym lekka historia przede wszystkim służy rozrywce i ma charakter pretekstowy. Losy dwóch sióstr na tle wielkiego miasta, choć pokazane z polotem, nie porywają i nie dostarczają silnych emocji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji