Artykuły

Ucieczka przed cynizmem

Bohaterowie Conrada próbują ruszyć z posad bryłę świata, ponieważ nie dostrzegają dla siebie miejsca w systemie, który kanalizuje wszelki bunt. Chcą ten system radykalnie zmienić, choć do końca nie wiedzą, czym go zastąpić. Wydaje mi się, że chęć destrukcji bierze się ze szlachetnych pobudek - mówi JAN KLATA reżyser spektaklu "Koprofagi, czyli znienawidzeni, ale niezbędni", którego premiera odbędzie się 1 października w Starym Teatrze w Krakowie.

Klatę można lubić lub nie, ale mało kto wywołuje w środowisku teatralnym taki ferment jak on. Na początku drogi zawodowej przyczepiono mu etykietkę skandalisty i rewolucjonisty, buntownika z różańcem w kieszeni. Potem przyznano Paszport "Polityki" za "nowatorskie i odważne odczytywanie klasyki, pasję i upór, z jakim diagnozuje stan polskiej rzeczywistości i bada silę narodowych mitów" oraz prestiżową Nagrodę im. Konrada Swinarskiego miesięcznika "Teatr", co jest równoznaczne z dopuszczeniem do grona żywych klasyków. Od kilku lat reżyser jest największą gwiazdą Narodowego Starego Teatru w Krakowie, gdzie 1 października pokaże - przeniesione na scenę dwie powieści Josepha Conrada: "W oczach Zachodu" i "Tajny agent". O swojej batalii w obronie wartości niepopularnych opowiada Jan Klata.

PANI: Skąd tytuł spektaklu?

JAN KLATA: Nie podoba się pani?

Uważam, że jest intrygujący. I odważny.

- Można powiedzieć, że jest to conradowskie "przechwycenie", bo takie słowa wypowiada na scenie jedna z postaci naszej wersji ,W oczach Zachodu". Są o ludziach, którzy zdecydowali się zmienić świat.

Conrad nie jest popularny w teatrze...

- Adaptujemy powieści dla Conrada nietypowe, czyli nie rozgrywające się na morzu albo w egzotycznych krajach, tylko w targanej falą terroru Europie końca XIX wieku. Można tam znaleźć mnóstwo podobieństw do świata, który znamy.

Czyli?

- Ciągłe pytanie o zachowanie honoru - choć to już niemodne słowo - w trudnych czasach, zachowanie twarzy w momencie, kiedy jest ogromna presja z zewnątrz. Co to znaczy być zdrajcą, a co porządnym obywatelem, chcieć zmieniać świat w obliczu całego dziejącego się na nim zła?

Czy można zło i niesprawiedliwość zwalczać złem? To brzmi nieco absurdalnie.

- Można, ale tylko wtedy, jeśli się jest na tyle wrażliwym, żeby je dostrzec. Część bohaterów Conrada tak właśnie usiłuje robić. Próbują ruszyć z posad bryłę świata, ponieważ nie dostrzegają dla siebie miejsca w systemie, który kanalizuje wszelki bunt. Chcą ten system radykalnie zmienić, choć do końca nie wiedzą, czym go zastąpić. Wydaje mi się, że chęć destrukcji bierze się ze szlachetnych pobudek.

Czytam Pana felietony w "Tygodniku Powszechnym" - są mądre, ironiczne i często bardzo aktualne. Widać, że interesuje Pana współczesny świat.

- To jest mój obowiązek, żeby się w wieży z kości słoniowej nie zamykać.

Lubi Pan pisanie?

- Inaczej bym się z tego wycofał. Poza tym myślę, że nie jestem tam wzięty z łapanki. Czasami, kiedy sięgam po starsze numery, sam się dziwię, że coś takiego zaobserwowałem, że wtedy było to dla mnie ważne. Taka praca wymaga systematyczności. Przymus, żeby raz w tygodniu przysiąść, niezależnie od tego, czy jestem w Hawanie, czy w Wałbrzychu, i postarać się utrwalić jakieś powidoki, wydaje mi się istotny i cenny.

W książce "W oczach Zachodu" Conrad stwierdza, że "duch Rosji jest duchem cynizmu". Jaki jest, według Pana, duch Polski?

- Odpowiem nie wprost i nie o Polsce, ale w ogóle o świecie, bo myślę, że możemy powiedzieć, że duch świata jest duchem cynizmu. Pytanie tylko, jak się przed nim bronić, bo stał się on ulubionym zajęciem ludzi inteligentnych.

Czy odpowiedzią na medialny zalew cynizmu nie może być literatura albo teatr?

- Chciałoby się radośnie powiedzieć: tak! To my jesteśmy zbawieniem tego świata! Jednocześnie chciałoby się ironicznie zapytać, jaki spektakl teatralny zmienił świat? Chyba najważniejsze jest to, że nawet jeśli się nie udaje, trzeba próbować. To jest -

odpowiedź conradowska. I

Jest Pan pełen optymizmu. Żadnych obaw?

- Zawsze mam obawy, ale wie pani, kiedy najbardziej się denerwuję? Przed pierwszą próbą. To jak ze skokiem ze spadochronem. Najtrudniej wyskoczyć. Potem to już się dzieje.

***

JAN KLATA - rocznik 1973. Urodzony w Warszawie. Reżyser teatralny, dramatopisarz i scenarzysta. Najczęściej współpracuje z teatrami: Polskim we Wrocławiu ("Sprawa Dantona", 2008, "Utwór o Matce i Ojczyźnie", 2011) oraz Starym w Krakowie ("Oresteja", 2007, "Trylogia", 2009 ). Reżyseruje także za granicą ("Ameryka" F. Kafki, Schauspielhaus Bochum, 2011).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji