Artykuły

Sojusz świata pracy ze światem kultury w zagłębiu miedziowym

- W czasach PRL-u było tu eldorado - dobrze zaopatrzone sklepy, wysokie zarobki. To dlatego w przeciwieństwie do Wybrzeża nie powstała tu silna opozycja. Po 1989 roku, kiedy państwowa firma zmieniła się w spółkę skarbu państwa, dużo się zmieniło - rozmowa z Jackiem Głombem i Krzysztofem Kopką przed premierą legnickiej "Orkiestry".

Roman Pawłowski: Przygotowujecie spektakl o górniczej orkiestrze dętej, premiera i kolejne spektakle będą grane w kopalnianej cechowni w Lubinie, bilety rozprowadzacie wśród górników. Sponsoruje was KGHM Polska Miedź SA. Czy to powrót sojuszu świata pracy i świata sztuki z czasów PRL-u? Jacek Głomb: Tak opowiadam żartem o naszym projekcie na konferencjach prasowych, ale nie wszyscy ten dowcip rozumieją. Nawiasem mówiąc, teatr legnicki już występował w kopalni w Lubinie, w 1981 roku na fali solidarnościowej odwilży zagrał "Premię" radzieckiego dramatopisarza Aleksandra Gelmana, historię zebrania partyjnego na jednej z budów socjalizmu. Niektórzy dzisiaj nas ostrzegają, żebyśmy przypadkiem nie zrobili produkcyjniaka.

A nie zrobicie?

Jacek Głomb: Absolutnie to nie jest nasze zamierzenie. "Orkiestra" to opowieść o zagłębiu miedziowym, które powstało 50 lat temu na terenach między Legnicą a Głogowem. W odróżnieniu od Górnego Śląska ten obszar nie miał dotąd własnej tożsamości. Nie powstał o tym świecie żaden film ani spektakl. To będzie pierwsza próba zbudowania jego mitologii związanej z przemysłem.

Krzysztof Kopka: Zagłębie miedziowe to specyficzne miejsce, efekt gospodarki PRL-owskiej. W normalnej gospodarce, w której rządzi rachunek ekonomiczny, prawdopodobnie by nie powstało. Nikt nie policzył kosztów zbudowania kopalni, dobrania się do tak głęboko leżących złóż, ciągłego zalewania szybów, niesprawdzających się technologii mrożenia odwiertów. Dodatkowo kopalnię w Lubinie zbudowano pośpiesznie na najlepszym złożu, chodziło o to, aby na kolejne święto 22 Lipca dać pierwszą bryłę urobku wydartą ziemi, aby towarzysz Gomułka mógł ją poobracać w swoich dłoniach. W związku z tym dzisiaj nie można ruszyć najbardziej wartościowego złoża, bo szyb się zawali.

Jacek Głomb: W czasach PRL-u było tu eldorado - dobrze zaopatrzone sklepy, wysokie zarobki. To dlatego w przeciwieństwie do Wybrzeża nie powstała tu silna opozycja. Po 1989 roku, kiedy państwowa firma zmieniła się w spółkę skarbu państwa, dużo się zmieniło. W sztuce pada takie zdanie: "Nic nas wcześniej nie podzieliło, dopiero pieniądze". Załoga, która była wspólnotą, nagle poprzez kwestie finansowe mocno się zatomizowała.

W waszym spektaklu pojawia się Krzysztof Kieślowski, który w latach 70. zrealizował na zamówienie kombinatu miedziowego dwa propagandowe filmy.

Jacek Głomb: Trochę się z tych filmów śmiejemy. Rzeczywiście, Krzysztof Kieślowski i operator Jacek Petrycki nakręcili w latach 70. dokument zachęcający do pracy w zagłębiu miedziowym. Przyjeżdżajcie, bo tu jest pięknie, są piękne dziewczyny, baseny, stadiony, można fantastycznie mieszkać w hotelu robotniczym. Nasz spektakl nie jest taki miły, łatwy i przyjemny, nie wszystkim się spodoba.

KGHM nie poprosił was o scenariusz?

Jacek Głomb: Nikt nas nie kontrolował, przeciwnie, służyli nam pomocą, dali wszystko, co chcieliśmy, materiały, dokumenty, rekwizyty. Pełna symbioza.

Prawicowe media zarzucają, że "Orkiestra" jest formą promocji Jacka Głomba jako kandydata do Senatu z listy PO za pieniądze spółki, w której udziały ma skarb państwa.

Jacek Głomb: To wirtualna rzeczywistość, fakty temu zaprzeczają. Zamiar wystawienia spektaklu ogłosiliśmy w lutym, a decyzja o moim kandydowaniu zapadła pod koniec lipca. Od pięciu lat chodziłem z pomysłem spektaklu o zagłębiu miedziowym. KGHM zdecydował się nas wesprzeć, bo obchodzi w tym roku jubileusz 50-lecia. Pieniądze od kombinatu - w sumie 350 tys. zł - poszły nie na promocję, ale na produkcję spektaklu i festiwalu Teatru Nie-Złego, który otwiera premiera "Orkiestry". To nie ma nic wspólnego z moim kandydowaniem. Robię przedstawienie, a nie kampanię.

Jak powstawał materiał do sztuki?

Krzysztof Kopka: Po naszym apelu o wspomnienia związane z historią kombinatu był duży odzew. Ktoś przyniósł pamiętnik, który pisał całe życie, ktoś inny miał ciekawe zdjęcia z początków orkiestry. Zgłosił się nawet kierownik męskiego chóru Zakładu Górniczego Lubin. Najciekawsze były próby orkiestry kopalnianej. Orkiestra dęta ma przepisową przerwę co 50 minut dla oszczędzania płuc, oczywiście muzycy wykorzystują ją na palenie papierosów. Paliłem więc z nimi papierosy i słuchałem opowieści o kapelmajstrze, graniu, życiu.

I jaka wizja świata wyłania się z tych rozmów?

Krzysztof Kopka: Z jednej strony jest to legenda górniczej braci, twardych chłopów, którzy nie pękają i w razie czego potrafią stanąć okoniem i nie dać sobie po głowie jeździć. Z drugiej strony to rzeczywistość PRL-u - w latach 70. ta górnicza brać była skutecznie przez władze korumpowana.

Bohaterami spektaklu są muzycy z zakładowej orkiestry dętej, którzy mają zagrać ma pogrzebie jednego z górników. Mają z tym problem, bo zmarły w przeszłości zalazł im za skórę, był działaczem partii, a po zmianach awansował do nadzoru. Jaką rolę odgrywa w waszej opowieści orkiestra?

Jacek Głomb: Szukaliśmy z Krzyśkiem metafory, która pozwoli opowiedzieć o tym świecie. Orkiestra świetnie się do tego nadaje, bo spotykają się w niej ludzie o różnych poglądach i pochodzeniu. Wszystkich łączy muzyka, nieważne, czy ktoś jest z "Solidarności", czy ze związków branżowych, tylko czy umie grać na trąbie. Orkiestra wyrównuje świat.

Krzysztof Kopka: Tradycja orkiestr górniczych została do Lubina przeniesiona w sztuczny sposób z Górnego Śląska. Przywieźli ją urzędnicy z powiatowego wydziału kultury. Orkiestra grała przepisany orkiestrom dętym repertuar, skoczne poleczki, marsze, pieśni itd. Występowała na barbórkach i pochodach pierwszomajowych. Z czasem jednak wrosła w pejzaż zagłębia, pojawiło się drugie pokolenie muzyków. To, co było sztuczne, stało się własne i cenne.

Jednym z zadań orkiestry było granie na górniczych pogrzebach. Jest to do dzisiaj zapisane w statucie. KGHM powstawał w trudnych warunkach, na budowie ginęli ludzie, którzy zwabieni zarobkami przyjeżdżali tu w latach 60. z Łódzkiego czy Rzeszowskiego. Orkiestra kursowała potem autobusami po całej Polsce i w pełnym rynsztunku, z pióropuszami powiewającymi na wietrze grała na biednych wiejskich cmentarzach.

W sztuce pojawia się historia jednego z budowniczych kopalni, który zginął kilka dni przed swoim weselem. Jest autentyczna?

Krzysztof Kopka: Tak, opowiedzieli mi ją członkowie orkiestry z Lubina. Na stypie podano wódkę i jedzenie zgromadzone na wesele. W pogrzebie uczestniczyła panna młoda, która nie została jeszcze poślubiona, a już stała się wdową.

Jacy są muzycy z górniczych orkiestr?

Krzysztof Kopka: Mają w sobie ludzką potrzebę uznania. Nie są wirtuozami, nie ma cudów, aby spotykając się raz w tygodniu, grać jak londyńscy filharmonicy. Doskonale są tego świadomi, ale granie jest dla nich bardzo ważne. Za udział w jednej próbie dostają 17 zł, jednak to nie pieniądze są powodem, dla którego pokonują często kilkadziesiąt kilometrów, aby sobie pograć. Granie to dla nich doniosły moment, który czyni ich życie lepszym, podnosi je. Wagę tego muzykowania starałem się oddać w tekście. Podobnie jak kiedyś w "Balladzie o Zakaczawiu" staraliśmy się powiedzieć, że bycie z Lubina, z kopalnianej orkiestry może być powodem do dumy.

Jaką inspiracją był dla was film "Orkiestra" Marka Hermana o orkiestrze z górniczego miasteczka w Anglii, która gra do końca, mimo że kopalnia ma zostać zamknięta?

Krzysztof Kopka: To trochę inna historia, życie w Anglii epoki Thatcher stworzyło cudowny dramatyczny kontekst, którego w Polsce nie było.

Ale orkiestra z Lubina też miała być rozwiązana podobnie jak filmowa?

Krzysztof Kopka: Były takie pomysły w latach 90. Kiedy ceny miedzi spadły, szukano oszczędności, chciano prywatyzować kopalnię. Orkiestra w końcu przetrwała podobnie jak kombinat. W latach 90. protesty związkowców przeciwko planom prywatyzacji KGHM oceniano jednoznacznie negatywnie - że to nie pozwoli naszemu biednemu krajowi szybko się modernizować. Dzisiaj z perspektywy lat ocena jest inna. Rozmowy z górnikami postawiły mnie przed koniecznością zastanowienia się nad słynnymi słowami Leszka Balcerowicza, który wprowadzając swoją reformę na początku lat lat 90., mówił, że chodzi o życie udane, a nie udawane. Wtedy przyjąłem to z dzikim entuzjazmem, teraz mam więcej sceptycyzmu.

Podczas jednej z prób orkiestry, kiedy wybrzmiały ostatnie takty muzyki, w moją stronę zwróciło się 45 głów i spojrzało na mnie z pytaniem: czy my prowadzimy życie udawane? Pewnie gdyby wtedy zakłady sprywatyzowano, orkiestra by dzisiaj nie istniała. Konstruując tę opowieść, starałem się unikać literackiego kłamstwa i nadinterpretacji. Chciałbym, aby to była opowieść o udanym życiu, udanym dzięki muzyce i pasji, którą ludzie w sobie odkryli i pozostali jej wierni.

To kolejne przedstawienie legnickiego teatru związane z lokalną historią i kolejne grane poza budynkiem teatru. W "Balladzie o Zakaczawiu" opowiadaliście o cieszącej się złą sławą legnickiej dzielnicy, w "Łemko" poruszyliście temat łemkowskich przesiedleńców, spektakl "Palę Rosję!" oparty był na wspomnieniach polskich sybiraków. Czy teatr jest potrzebny w takich miejscach jak kombinat?

Jacek Głomb: Nie wiem, to się okaże po premierze. Ale już dzisiaj czuję, że ludzie z kombinatu interesują się naszą pracą. Podsłuchują próby, zatrzymują się, komentują. Bardzo zależy nam, aby ten spektakl zobaczyli nie tylko stali teatralni widzowie, ale przede wszystkim górnicy, dla których, nie ma co kryć, teatr to abstrakcja. Zawsze mnie interesuje w teatrze działanie w różnych przestrzeniach społecznych: chcę robić ryzykowne projekty i iść z nimi do ludzi, którzy teatru w ogóle nie znają. Jestem ze szkoły nadziei, wierzę, że opowieściami teatralnymi można dotrzeć do człowieka i sprawić, że zastanowi się nad tym, kim jest i jak żyje.

***

Jacek Głomb - reżyser, dyrektor Teatru im. Modrzejewskiej z Legnicy, zrealizował serię głośnych spektakli o lokalnej społeczności: "Ballada o Zakaczawiu", "Wschody i zachody miasta", "Łemko", "Palę Rosję!"

Krzysztof Kopka - dramatopisarz, reżyser, współautor "Ballady o Zakaczawiu", autor dramatów: "Palę Rosję!", "Lustracja", "Don Kichot uleczony".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji