Artykuły

Cena życia

Ostatnia - bo z zeszłego roku - sztuka Arthura Mille­ra, która na scenę "Ateneum" dotarła z godną uznania szyb­kością, nazywa się "Cena". Idzie w niej o cenę starych mebli, które dwaj bracia sprzedają jako pozostałość po ojcu w szesnaście lat po jego śmierci. Przede wszystkim zaś o cenę, którą bracia ci zapła­cili za swoje życie, za uświa­domienie sobie prawdy o nim we wzajemnym oskarżaniu się i samooskarżaniu. Akcja sztu­ki trwa dwie godziny - tyle samo co przedstawienie. Czas sceniczny równa się dokład­nie czasowi realnemu. Ale w ciągu tych dwóch godzin sięga się - jak u Ibsena - wstecz i odsłania z przeszłości dra­maty. Dramaty wynikające - także jak u Ibsena - z po­staw moralnych i ich odnie­sień społecznych.

Dwadzieścia osiem lat temu ojciec braci w czasie wielkiego kryzysu amerykańskiego z dnia na dzień z milionera stał się nędzarzem. Aby go rato­wać jeden z synów, ten zdol­niejszy, Wiktor, poświęcił się, zrezygnował ze studiów i wymarzonej kariery naukowej, został policjantem by móc od razu bodaj skromnie zarobić na życie. Drugi, Walter, umył od wszystkiego ręce, skończył studia, został wziętym leka­rzem i zawziętym groszorobem - w takim postępowa­niu wobec ojca i brata miał swoje racje, w których dzia­łały bodźce różnorodnej natu­ry. Obydwaj ostatecznie po­nieśli klęskę. Wiktor, bo zmar­nował swe zdolności i szanse życiowe, by w końcu dowie­dzieć się, że jego ofiara była niepotrzebna - ojciec nie wpadł w taką nędzę, jaką egoistycznie przedstawiał i sam dałby sobie radę. Walter w wirze robienia pieniędzy, nie znalazł szczęścia osobistego ani rodzinnego, poczuł się sa­motny i przegrany. Obie te klęski wynikają w zasadzie z układu warunków życiowych, los jest tu określony syste­mem społecznym, w którym pogoń za pieniądzem i strach przed jego utratą są głównymi siłami napędowymi dzia­łania. I w którym na tym tle dochodzi do takich zjawisk jak zwyrodniały egoizm ojca i okrutna bezduszność jego domu. Miller wyprowadza te wywody w "Cenie" w sposób dość zawiły. Sztuka jest nad­to rozgadana i nie pozbawio­na - jak to zwykle u Millera - mentorstwa. Ale w sumie opowiedziane w niej historie interesują i pobudzają do my­ślenia.

I jest tu jeszcze jedna postać dodająca życia sztuce stary Żyd, kupiec, człowiek o niesłychanej żywotności, który nigdy nie dawał się żad­nym przeciwnościom, zawsze podnosił się z upadków i na nowo podejmował trudną, ale pasjonującą walkę o swój los. Przy tym 90-letnim Solomonie odbywają się konfrontacje z przeszłości. On stanowi jakby żywy do nich komentarz, roz­ładowuje spięcia i burze. Solomona gra Jan Świderski. Wspaniale. To jedna ze szczy­towych ról w twórczości tego znakomitego aktora. Świder­ski daje kapitalnie charakte­rystyczny portret starości; wy­blakłe oczy, astmatyczny ka­szel, nieco sepleniący i z ży­dowska zaciągający sposób mówienia. Pokazuje sprytną filozofię życiową Solomona, jego śmieszność i zarazem mą­drość doświadczenia. Otacza całą postać ciepłym humo­rem i sentymentem.

W ogóle całe przedstawienie aktorsko stoi na bardzo wy­sokim poziomie. "Ateneum" dysponuje obecnie aktorami, którymi może doskonale obsa­dzić każdą sztukę. Stanisław Zaczyk zagrał z świetną pre­cyzją, wyrazistością i natural­nością bogatego lekarza. Krzysztof Chamiec przekonu­jąco wydobył wszystkie zała­mania drogi życiowej Wikto­ra. Hanna Skarżanka godnie reprezentowała jedyną kobie­tę w tym przedstawieniu, żonę Wiktora.

Reżyserii Janusza Warmiń­skiego można zarzucić zbyt zwolnione tempo, przesadne wygrywanie nastrojów i pod­tekstów. Zwłaszcza pierwszy akt grano jak Czechowa - tradycyjnego Czechowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji