Czarownice z Salem
W niewielkim purytańskim miasteczku grupa młodych dziewcząt oddaje się w lesie swobodnym tańcom. Ojciec jednej z nich, pastor Parris, który przypadkowo jest świadkiem zdarzenia, bojąc się posądzenia dziewcząt o czary, sprowadza do miasteczka egzorcystę. One, z lęku przed szubienicą, oskarżają o konszachty z diabłem niewinne kobiety. W Salem rozpoczyna się polowanie na czarownice. Wyroki wydawane są pośpiesznie, ludzie skazywani niewinnie. Wśród nich są i tacy, którzy znają prawdę...
- "Czarownice z Salem" to wspaniały kryminał polityczny z mocnymi akcentami erotycznymi - mówi reżyser Izabella Cywińska o sztuce amerykańskiego dramatopisarza Artura Millera.
Spektakl w Teatrze Powszechnym ma być ostrzeżeniem przed naszymi niebezpiecznymi narodowymi przywarami. Część publiczności siedzi na sądowych ławkach na scenie, stając się w ten sposób sędziami bohaterów dramatu.
- Nie jesteśmy daleko od tego, żeby to, o czym pisał Miller powtórzyło się znowu - uważa Cywińska i tłumaczy, że do zrealizowania tego tekstu skłoniła ją niedawana sytuacja polityczna w Polsce, a w szczególności tzw. afery teczkowe. - W tej sztuce w ekstremalny sposób pokazane jest, jak groźny może być fundamentalizm, rozumiany jako przekonanie, że tylko ja znam prawdę i ta prawda służy społeczeństwu, nawet jeżeli cel uświęca środki - mówi. Zastrzega jednak, że nie jest to spektakl doraźnie polityczny.
Choć akcja sztuki dzieje się w XVII-wiecznej Nowej Anglii, twórcy spektaklu nie trzymają się wiernie realiów epoki. - Nie jest ważne, gdzie ani kiedy, ale co się dzieje między ludźmi - tłumaczy Kazimierz Kaczor, który gra rolę pastora Parrisa. A Cywińska dodaje:
- Mówimy o człowieku w ogóle, który ma w sobie dobro i zło, ale w zależności od tego, jakie mu się stwarza warunki, zwycięża jedno albo drugie.
W spektaklu obok Kazimierza Kaczora zobaczymy m.in. Tomasza Sapryka, Krzysztofa Stroińskiego, Zbigniewa Zapasiewicza i Elizę Borowską. Premiera 30 listopada.